Saramonowicz i Konecki - O dwóch takich, co robią komedie
Spotkali się na telewizyjnym korytarzu. Nie wiadomo, czy od razu między nimi zaiskrzyło, ale od tamtej pory się nie rozstają. Saramonowicz pisze, Konecki kręci. Razem produkują. Tak powstają najpopularniejsze komedie ostatnich lat.
_ Drogi obu – 43-letniego Andrzeja Saramonowicza i 46-letniego Tomasza Koneckiego – do dzisiejszej pozycji autorów najpopularniejszego filmu roku, czyli nagrodzonego tegoroczną Złotą Kaczką filmu „Lejdis”, były zupełnie odmienne.
Saramonowicz zaczynał jako dziennikarz sportowy w redakcji „Gazety Wyborczej”. Tam przeszedł kolejne etapy dziennikarskiego i redaktorskiego wtajemniczenia, by w końcu trafić do dwutygodnika „Viva!”. Tu przeprowadzał wywiady ze znanymi ludźmi, czyli takimi jak on dzisiaj. Kolejnym etapem było pisanie recenzji filmowych dla „Przekroju”.
Długo jednak bycia krytykiem nie wytrzymał: „Cierpiałem, oglądając niedobre polskie filmy. I wtedy pomyślałem, że mogę zacząć sam je robić” – wspomina.
Tymczasem Tomasz Konecki studiował fizykę i filozofię na Uniwersytecie Warszawskim. Był też muzykiem – grał na saksofonie w zespole Deformacja. Ale zawsze kusił go film.
W 1995 roku ukończył kurs reżyserii filmu dokumentalnego i trafił do TVP. Jak twierdzi, na konkurs dla prezenterów wysłała go... żona. Tak został prowadzącym programu „Swojskie klimaty”, dla którego zrealizował również kilkadziesiąt krótkich form dokumentalnych. Pracę nad tymi etiudami wspomina jako świetną szkołę reżyserii.
Saramonowicz i Konecki spotkali się właśnie w czasie realizacji „Swojskich klimatów”. Ich pierwszą wspólną pracą były filmowe magazyny telewizyjne realizowane dla TVP 1. Najpierw „Bez przebaczenia” (1996-1997), a potem „Pół serio” (1998- -1999). To właśnie do tego drugiego programu, wspólnie z operatorem Tomaszem Madejskim, przygotowywali krótkie inscenizowane scenki z udziałem aktorów.
To Saramonowicz wpadł na pomysł, aby żartobliwe scenki zmontować w pełnometrażową komedię pod tytułem „Pół serio” (2001) – autoironiczną opowieść o scenarzyście, reżyserze i operatorze, którzy próbują zrobić film. „Pół serio”, w którym zagrali m.in.: Edyta Olszówka, Rafał Królikiewicz oraz Robert Więckiewicz – aktorzy pojawiający się potem w kolejnych projektach spółki – przez rok czekało na premierę w kinach. Żaden z dystrybutorów nie chciał zaryzykować.
Wszystko się zmieniło, kiedy film został pokazany na festiwalu filmowym w Gdyni, gdzie dostał nagrodę specjalną jury, nagrodę za montaż oraz nagrody pozaregulaminowe dla Edyty Olszówki i Rafała Królikiewicza.
Scenariusz czarnej komedii „Ciało” (2003) Saramonowicz napisał jeszcze przed „Pół serio”, ale dopiero po sukcesie tego ostatniego nagrodzona trójka mogła się starać o jej samodzielne zrealizowanie. Wcześniej wszyscy, zarówno kolejni producenci, jak i reżyserzy, chcieli zmieniać scenariusz, na co Saramonowicz nie zamierzał się zgodzić.
„Ciało”, z Rafałem Królikiewiczem w roli głównej, spodobało się publiczności, a czytelnicy „Filmu” przyznali mu Złotą Kaczkę dla najlepszego filmu.
Już wtedy obaj twórcy mieli przekonanie, że najlepszym rozwiązaniem jest samodzielność. Dlatego, kiedy po gigantycznym sukcesie napisanej przez Saramonowicza i wystawionej w warszawskim Teatrze Montownia sztuki „Testosteron” (odbyło się już co najmniej 10 premier w Europie oraz Australii; ostatnio sztuką zainteresował y się teatry z Rosji) zapadła decyzja o zrealizowaniu jej wersji kinowej, założyli własną firmę producencką.
Nazwali ją Van Worden od nazwiska bohatera „Rękopisu znalezionego w Saragossie” – Alfonsa Van Wordena. To tylko jeden z tych filmów, które uwielbiają obaj.
Van Worden jest firmą rodzinną. Współtworzą ją obaj twórcy, ich żony: Małgorzata Saramonowicz – pisarka i scenarzystka (autorka psychologicznych powieści „Siostra”, „Lustra” i „Sanatorium”), Iwona Ogonowicz-Konecka – producentka oraz Tomasz Madejski – operator wszystkich filmów realizowanych przez Saramonowicza i Koneckiego. Film „Testosteron” (2007), w którym wystąpili m.in. Piotr Adamczyk, Krzysztof Stelmaszyk, Borys Szyc, Tomasz Kot i Maciej Stuhr, znowu okazał się sukcesem. Historię Ślubu, który się nie odbył, ale za to stał się pretekstem do rozważań na temat istoty związków damsko-męskich, obejrzało w Polsce prawie 1,5 mln widzów.
Autorzy musieli bronić się przed zarzutami o uproszczenia i szowinizm, jaki pojawia się w typowo męskim podejściu do tematu.
„Niektórzy z bohaterów »Testosteronu« są egoistami, którzy wykorzystują kobiety, inni zaś są wykorzystywani. Dla wszystkich jednak związki z kobietami są sprawą podstawową. Ten film, choć śmieszny, opowiada o tęsknocie i rozczarowaniu. Męskim rozczarowaniu, że kobiety potrafią być równie egoistyczne i nikczemne, jak faceci. Dla mężczyzn taka wiedza zawsze jest szokiem” – tłumaczył Saramonowicz. „»Testosteron« to nie diagnoza stanu męskości, a opowieść o tym, jak trudno być dzisiaj mężczyzną” – dodawał Konecki.
Po przedstawieniu męskiego punktu widzenia, twórcy postanowili zająć się kobietami. Tym razem scenariusz powstawał grupowo – Saramonowicz zaprosił do tworzenia go kobiety: swoją żonę Małgorzatę, a także Annę Andrychowicz-Słowik, Ewę Sienkiewicz i Hannę Węsierską. Cały zespół został nagrodzony tegoroczną Złotą Kaczką za najlepszy scenariusz. Nic dziwnego – nagroda publiczności musiała im przypaść, w końcu film zobaczyło już 2,5 mln widzów!
Krytykom obraz kobiet i relacji międzyludzkich przedstawionych w filmie nie bardzo się podobał. Narzekali na uproszczenia, stereotypy i mało wyrafinowany dowcip. Saramonowicz ripostował na konferencji prasowej podczas festiwalu filmowego w Gdyni:
„Rekordowy wynik frekwencyjny filmu świadczy o tym, że wygrywamy walkę z recenzentami. Jeśli ktoś uważa naszą publiczność za głupków, to sam sobie wystawia świadectwo”.
Obaj, i Saramonowicz, i Konecki podkreślają, że traktują swoją twórczość jako działalność usługową i to widz jest dla nich najważniejszy.
Nie da się ukryć, że wyczuwają potrzeby polskiej publiczności jak mało kto.
Dotychczas zdarzyła się im tylko jedna porażka – zrealizowany w 2005 roku dla telewizji Polsat serial „Tango z aniołem” z Magdaleną Kuśniewską, Rafałem Królikowskim i Borysem Szycem. „Umieszczono go w najgorszym możliwym miejscu w ramówce – tłumaczył brak zainteresowania widzów Saramonowicz. – A poza tym nie pozwolono nam go zrobić tak, jak chcieliśmy”.
Kolejny film spółki: „Idealny facet dla mojej dziewczyny”, którego premiera odbędzie się pod koniec stycznia przyszłego roku, znowu zrealizują tak, jak chcą.
„To mój najbardziej wyrafinowany scenariusz. Opisuję środowisko fundamentalistów religijnych, którzy wykorzystują autentyczną ludzką religijność do budowania własnej pozycji. Z drugiej strony jest świat ultrafeministek – liberalny, ale równie kabotyński i pusty intelektualnie. To będzie bardzo śmieszny film, choć to, co spotyka moich bohaterów, jest dosyć smutne” – mówił o filmie Saramonowicz.
Scenarzysta zapowiada także powstanie kontynuacji hitowego „Lejdis”. A pytany o tajemnicę popularności filmów duetu Saramonowicz- Konecki, odpowiada: „Wystarczy nie nudzić, by mieć widownię”.