Co za charakteryzacja! Od Scotta Adkinsa nie można oderwać wzroku
Scott Adkins posiada czarne pasy w wushu, teakwondo, kick boxingu, judo i jiu jitsu. Występuje hurtowo w filmach, ale branża nie widzi w nim aktora. To po prostu specjalista od filmowych rozrób. Ostatnim jego antagonistą jest John Wick.
Scott Adkins pochodzi z rodziny rzeźników i sam miał kontynuować tę tradycję. Przynajmniej tak chciał jego ojciec. Plan nie wypalił za sprawą Bruce'a Lee i pewnego nieszczęśliwego zdarzenia.
Śladami Bruce'a Lee
Bruce Lee zawładnął wyobraźnią Scotta, kiedy ten miał 7 lat. Najpierw chłopiec zauroczył się plakatem do "Wejścia smoka", a potem samym filmem. Obejrzał go podstępnie, bo rodzice nie pozwolili mu na seans. Wiedząc, że emisja filmu będzie późnym wieczorem, czekał aż wszyscy zasną i wtedy w konspiracji włączył telewizor.
- Pamiętam tylko, jak Bruce rozwalał mój umysł z ekranu i pomyślałem sobie:" To jest to, co chcę robić w życiu" – wspominał Adkins w magazynie "Interview".
Ofiara napaści
Nie wiadomo, jak długo Scott Adkins trzymałby się swojego postanowienia, gdyby nie został napadnięty w wieku 13 lat. Jechał z kolegami autobusem, kiedy zostali okradzeni przez starszych wyrostków. Scott dostał jeszcze na odchodne w twarz.
Następnego dnia w garażu ojca urządził małą salę treningową. Uczył się z branżowych czasopism i kaset wideo ze swoim drugim idolem Jeanem Claudem Van Dammem, z którym później nakręcił sześć filmów. W końcu zaczął trenować profesjonalnie i pierwszy czarny pas zdobył jako 19-latek.
Marzy o głównej roli
Marzenia o filmie zrealizowały się w 2001 r. Po kilku serialowych epizodach, m.in. w brytyjskiej operze mydlanej "Lekarze" został zauważony przez producentów z Honkongu i dostał rolę u boku Jackie Chana w "Agencie z przypadku". Adkins stał się rozpoznawalny. Występował nawet w czterech filmach rocznie, m.in. w "Ultimatum Bourne'a", "X-menach" i "Niezniszczalnych 2".
Adkins marzy o prawdziwej aktorskiej roli. Brał udział w castingu do roli Batmana, ale przegrał z Benem Affleckiem. Marzył o Wiedźminie, ale producenci wybrali Henry'ego Cavilla.
- "Kochamy cię Scott, ale nie pasujesz do naszej wizji", to słyszę najczęściej – wyznał magazynowi "Men's Healt".
Męki na planie
Adkins jest etatowym czarnym charakterem, którego przeznaczeniem jest zginąć w pojedynku z głównym bohaterem. Do tej pory "wykrwawiał się" z podciętym gardłem i pachwiną. Dzięki magii kina był ścinany, wysadzany w powietrze i bity na miazgę. Generalnie kręcenie scen bójek i zabijania to zawsze dla niego ciężka harówka, ale niekiedy szczególnie frustrująca.
Fighter najgorzej wspomina pracę na planie "Bourne'a". – Kręcili to z siedmiu ujęć jednocześnie, w takich warunkach widać, jak na tacy, że każdy cios nie dochodzi celu i jest "fejkowy". Ale im to nie przeszkadzało. Obrobili wszystko na komputerach - opowiadał Adkins.
"Witaj w piekle"
Inaczej wyglądała praca na planie najnowszej, czwartej części "Johna Wicka". - Pamiętam w kluczowej scenie leżę na plecach, nade mną Keanu, który mnie okłada, a nad nami sikawki polewające nas wodą. Prawy cios pięć cm od podbródka, potem lewy, wbity w ramię, a potem prawy, w dół w okolice mostka. Scena była kręcona tylko z jednej kamery, z jednej perspektywy. Potem kręciliśmy ją jeszcze raz pod nowym kątem. I znowu, i znowu, i tak w kółko – wspomina.
Adkins wiedział, że lekko nie będzie. Pierwszego dnia jego zdjęć powitał go poobijany i kulejący Reeves, a reżyser Chad Stahelski wykrzyknął: - Jeszcze nie wiesz, czym jest piekło! Witamy w świecie "Johna Wicka".
Jednak gorsze od wysiłku fizycznego i bólu była charakteryzacja. Reżyser wymyślił, że Scott nie może przypominać swoich dotychczasowych bohaterów. Miał więc na sobie pogrubiający garnitur i gorset, sztucznie dorobiony podbródek i złote nakładki na zęby.
Jak sam przynał, wyglądał na cięższego o 50 kg. - Zawsze wierzyłem, że Scott będzie kimś i dzięki mnie został kimś wyjątkowym. Przestał być dublerem samego siebie –zauważył ironicznie Chad Stahelski w rozmowie z "Men's Health".
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" szkalujemy "Johna Wicka 4", wychwalamy "Sukcesję" i zastanawiamy się, gdzie zniknął Jim Carrey (i co, do cholery, wywinął tym razem?). Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.