Hit sprzed 40 lat wywołał kontrowersje. "Ludzie bez poczucia humoru"
W dniu 14 maja mija dokładnie 40 lat od premiery kultowej polskiej komedii, "Seksmisji" Juliusza Machulskiego. Choć film do dziś jest chętnie oglądany przez widzów, a wiele z wypowiadanych w nim kwestii na stałe zadomowiło się w codziennym języku Polaków, swego czasu produkcja wywołała kontrowersje. Z okazji rocznicy odniósł się do nich Jerzy Stuhr.
14.05.2024 | aktual.: 09.07.2024 12:59
Trzeba przyznać, że 77-latek nie był jednak, jak sam przyznał w rozmowie z radiem RMF FM, w "nastroju jubileuszowym". Zaznaczył, że "Seksmisji" w żaden sposób nie wyróżnia na tle innych filmów, w których zagrał, a od postaci Paradysa starał się wręcz uciec. Do dzisiaj nie pozwalają mu na to m.in. "zwykli ludzie na ulicy", którzy pamiętają go właśnie jako zabawnego Maksia. Stuhr uznaje tę rolę nawet za swego rodzaju brzemię, które zmuszony jest dźwigać.
Przeczytaj także: The Eras Tour. Jak będzie wyglądał koncert w Polsce po zmianach?
W krótkim wywiadzie wspomniał okoliczności premiery, która odbyła się w czasie trudnym dla kraju, na niedługo po zniesieniu stanu wojennego. – Największą radość miałem tu, w Krakowie, gdy w Kinie Kijów grana była 'Seksmisja'. Podchodziłem pod kino z tyłu i patrzyłem na ludzi, którzy pierwszy raz od 2, 3 czy 4 lat byli roześmiani – wyjawił. Wtedy, w śmiechu widowni, poczuł powiew prawdziwej wolności.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Feministki zaatakowały "Seksmisję". "To byli ludzie bez poczucia humoru"
W niełatwym gatunku, jakim była "komedia science fiction w polskich warunkach" Stuhr wcielił się we wspomnianego Maksa; nie wiedział zresztą, że pierwotnie miał go zagrać Jan Englert. – Mój bohater był krojony na miarę zwykłego Polaka – wyjaśnił. Zupełnie inaczej było natomiast w przypadku jego ekranowego kolegi i towarzysza niedoli, czyli Alberta Starskiego, granego przez Olgierda Łukaszewicza. "Ty, Olo, graj jak u Zanussiego", miał go ponoć pouczać Machulski, tym samym wyraźnie różnicując bohaterów.
Co ciekawe, Stuhr nie od razu był zauroczony scenariuszem. – Tam było mało dialogów, a więcej akcji. To była robota nad rytmem – wyjaśnił. Nie chodziło więc nawet o treść kwestii, a sposób, w jaki zostanie podana; od tego zależało, czy żart w ogóle "siądzie". Wielu recenzentów w czasie premiery i później uważało, że za komediową warstwą kryje się poważniejsza myśl: krytyka tłamszącego jednostkę systemu. Stuhr w wywiadzie zdystansował się od takich interpretacji.
– To by pasowało jak kwiatek do kożucha – ocenił. Chwilę później potwierdził jednak, że film spotkał się z atakiem feministek w Polsce i za granicą, a przecież w rzeczywistości obraz płci żeńskiej wcale nie był najważniejszy. – Zawsze to byli ludzie, którzy nie mieli poczucia humoru. Zawsze chodziło o reżim, o politykę, a że tam są kobiety... no Bożeż ty mój – skomentował krótko.
Zapytany na koniec, które zdanie z "Seksmisji" jest najbardziej chwytliwe, a zarazem uniwersalne, wytypował "Nasi tu byli". – Zawsze się sprawdza. I to się nigdy nie zestarzeje – powiedział ze śmiechem. Obecnie Jerzy Stuhr promuje spektakl "Geniusz" Tadeusza Słobodzianka, który reżyseruje i w którym gra rolę Konstantina Stanisławskiego, słynnego rosyjskiego reżysera teatralnego.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" przestrzegamy przed wyjściem z kina za wcześnie na "Kaskaderze", mówimy, jak (nie)śmieszna jest najnowsza komedia Netfliksa "Bez lukru" oraz jaramy się Eurowizją. Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej: