Sophie Marceau swój rozwój zawdzięcza polskiemu reżyserowi. "Była analfabetką z proletariatu"
Odkrycie Żuławskiego
To dzięki Andrzejowi Żuławskiemu (na zdjęciu) ludzie zaczęli postrzegać ją jako utalentowaną aktorkę i zapraszać do ambitniejszych projektów. Jednak związek Sophie Marceau, która w listopadzie obchodzi 51 urodziny, ze znacznie starszym reżyserem wywołał też niemałe kontrowersje – mówiono, że ją wykorzystuje i tyranizuje, że próbuje odciąć od świata i przerobić na swoją modłę.
Ich relacja nie przetrwała. Żuławski nie szczędził później byłej partnerce i jej nowemu chłopakowi gorzkich słów. Ona jednak nie odpowiedziała na te ataki i do końca, ze względu na ich syna, starała się z nim utrzymywać poprawne kontakty.
Maskotka Francuzów
Piękna, zdolna, obdarzona niespotykanym urokiem – Marceau błyskawicznie zrobiła karierę w branży i już jako nastolatka stała się jedną z najbardziej rozpoznawalnych gwiazd we Francji. Ale, jak wyznawała, taka rola wcale jej nie odpowiadała.
- Byłam maskotką Francuzów do tego stopnia, że ówczesny prezydent François Mitterrand zaproponował mi zaszczytną rolę ambasadorki francuskiej kultury. Polegało to na tym, że zapraszał mnie na oficjalne spotkania i kolacje z głowami państw. Nie czułam się dobrze w sztywnym protokole dyplomatycznym – opowiadała w "Twoim Stylu". - W końcu się zbuntowałam: odmówiłam włożenia wieczorowej kreacji na przyjęcie z okazji wizyty cesarza Japonii. I tak moja kariera "ozdobnika" na salonach się skończyła.
Pigmalion i Galatea
W pozbyciu się tej niewygodnej etykietki pomógł jej naturalnie również związek z Andrzejem Żuławskim. Ta relacja od samego początku wzbudzała ogromne kontrowersje, również ze względu na ogromną różnicę wieku – Marceau miała zaledwie 17 lat, a on 42.
- Byłam po sukcesach obu części filmu "Prywatka" i gdyby nie Andrzej, pewnie długo jeszcze grałabym naiwne, sympatyczne nastolatki – wspominała w wywiadzie.
Nazywano ich Pigmalionem i Galateą. I faktycznie, aktorka wyznawała, że reżyser miał ogromny wpływ na jej rozwój.
- Otworzył mnie, odblokował jako człowieka i kobietę. Dużo rozmawiał, podsuwał lektury, uczył. Dzięki niemu odkryłam radość z tworzenia.
Gorzkie słowa
W 1995 r. na świat przyszedł ich syn Vincent. Ale związek z polskim reżyserem już wtedy borykał się z poważnymi problemami. Wreszcie para postanowiła się rozstać. Jak twierdził Żuławski, Marceau zaczęła dorastać i się buntować.
- Poznałem bardzo młodą osobę i nastąpiła wspaniała wymiana życia na wiedzę – wspominał ich związek w "Vivie!". - Proces ucywilizowania młodej dziewczyny, która jest z proletariatu. I to było cudowne, dydaktyczne, piękne. I trwało 17 lat. A potem nastąpił moment, w którym Sophie musiała powiedzieć swoje "ja". Tutaj żadne małżeństwo nie utrzymuje się dłużej niż dwa, trzy lata.
Potem jednak nie był już dla swojej ekspartnerki tak łaskawy. W swojej książce "Ostatnie słowo" napisał:
- Gdy spotkałem Zośkę, była analfabetką, i tak naprawdę nie wiedziała, co to książka.
Nie zależało jej na Hollywood
Marceau tymczasem zaczęła otrzymywać coraz więcej propozycji; zaproszono ją do Hollywood, a po filmie "Braveheart. Waleczne serce" amerykańska publiczność straciła dla niej głowę. Aktorce jednak nie podobało się w Stanach i choć otrzymywała wiele propozycji, skorzystała zaledwie z kilku z nich. Między innymi została dziewczyną Bonda w "Świat to za mało" (na zdjęciu).
- Kalifornia nie jest moim miejscem na ziemi – wyznawała w "Twoim Stylu". - Drażniło mnie, że w Hollywood wszystko podane jest na tacy, wprost. W Europie dostaję wiele ciekawszych scenariuszy. Poza tym mój syn miał wtedy roczek, więc nie naciskałam na agentkę, by szukała nowych ról. Nie zależy mi na karierze hollywoodzkiej. I tak dzięki udziałowi w filmach polskich, angielskich i francuskich zrobiłam karierę międzynarodową.
Nowe związki
Marceau próbowała ułożyć sobie też na nowo życie uczuciowe. Zaczęła spotykać się z Jimem Lemleyem, który był całkowitym przeciwieństwem Żuławskiego; wierzyła, że u jego boku może wreszcie uda się jej odnaleźć szczęście. Ale i związek z Lemleyem okazał się niezbyt udany.
Mówiło się potem, że reżyser był dla żywiołowej Marceau zbyt spokojny, nudny; że nie potrafili się porozumieć. Aktorka, spragniona ekscytacji, chcąc wyrwać się z domu, zaczęła coraz więcej pracować. Kiedy przystąpiła do realizacji swojego kolejnego projektu, "Kobiety z Deauville", główną rolę męską powierzyła Christopherowi Lambertowi (na zdjęciu). Zaprzeczała jednak, że zakochali się w sobie na planie.
- Pracowałam wtedy po 15 godzin na dobę i jeśli miałam chwilkę, biegłam do domu uściskać dzieci albo pospać. Oczywiście, na planie zdarzają się zauroczenia, ale jeśli ktoś myśli o poważnym związku, to raczej nie w takich okolicznościach. Nasza relacja rozwinęła się już po zakończeniu zdjęć – mówiła w "Twoim Stylu".
"Wiele dobrego przede mną"
Żuławski nie omieszkał skomentować nowego związku swojej byłej partnerki. Twierdził, że Lambert ma jedynie "pół mózgu zamiast całego", co sprawia, że dzięki temu on i Marceau są na równym poziomie intelektualnym. Aktorki to nie zraniło – a gdy dowiedziała się, że Żuławski ma raka, to właśnie ona wspierała go i zachęcała do walki z chorobą.
Obecnie jej związek z Lambertem należy już do przeszłości, ale para rozstała się w bardzo pokojowej atmosferze. Aktorka twierdzi, że wciąż łączą ich bliskie relacje, darzą się prawdziwym szacunkiem i ze względu na wspólnie spędzone lata zamierzają zostać przyjaciółmi.
W ostatnich latach Marceau grała coraz mniej, pojawiając się średnio w jednym filmie rocznie. Choć zdarzały jej się też 2-3 letnie przerwy. Ostatni raz na dużym ekranie pojawiła się w 2015 r. we francuskim dramacie "Skazana". Z kolei na 2018 r. zaplanowano komedię "Mrs Mills", w której Marceau sprawdzi się jako aktorka i reżyserka.