"Squid game". Mordercza gra powraca. Uwaga, jest jedna ważna zmiana

Kto to wymyślił, by w długi grudniowy weekend, gdy będziemy dogorywać po świątecznym łakomstwie, dać nam serial tak przerażający, że nie da się zasnąć? Netfliksie, gdzie twój świąteczny duch?

Drugi sezon "Squid game" to (niemal) nowi zawodnicy i (niemal) nowe zasady gry
Drugi sezon "Squid game" to (niemal) nowi zawodnicy i (niemal) nowe zasady gry
Źródło zdjęć: © Licencjodawca
Basia Żelazko

Trzy lata. To bardzo długo, by czekać na coś z niemalejącym zainteresowaniem. A właśnie tyle trwało, zanim abonenci Netfliksa dostali drugi sezon przełomowej produkcji. Koreańskie seriale radzą sobie także na rynkach międzynarodowych całkiem nieźle, ale to, jakim fenomenem stało się "Squid game", zaskoczyło wszystkich.

Serial przykuł uwagę całego świata i zdominował Top 10 platformy na dziewięć tygodni, stając się numerem jeden w aż 90 krajach. Mało wam liczb? W 28 dni od premiery serial obejrzało 142 mln widzów. Decyzja odnośnie kontynuacji mogła być tylko jedna.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Gracz 456 wraca do gry

Przypomnijmy, że pierwszy sezon hitowej produkcji kończy się w momencie, gdy zwycięzca tych koszmarnych igrzysk, w których do wygrania było kilkadziesiąt milionów wonów, rezygnuje z wylotu z kraju i życia bez trosk. Stawia sobie za cel zakończenie śmiertelnej gry, dopadnięcie tych, którzy bawią się życiem desperatów.

Uwaga! W dalszej części tekstu wręcz roi się od spoilerów

Większość bohaterów pierwszego sezonu oczywiście już nie żyje. W drugim sezonie powraca zatem Lee Jung-jae jako gracz 456 o imieniu Gi-hun. Kolejna znajoma twarz to policjant Joon-ho (aktor Ha-joon Wi). Wie, że gdzieś na odległej wyspie dzieje się coś nielegalnego, pragnie tam powrócić. Zaprzyjaźnia się z kapitanem kutra rybackiego i odhacza jedną małą wysepkę po drugiej w poszukiwaniu odpowiedzi, wszystko na nic.

Tymczasem Gi-hun zamiast żyć najlepszym życiem i wachlować się banknotami, zadręcza się poszukiwaniami. Mieszka w opuszczonym motelu, gromadzi broń, zatrudnia całą drużynę ludzi, którzy mają sprawdzać każdą stację metra i szukać tajemniczego człowieka w garniturze... Ma tylko jedną obsesję: odnaleźć i ukarać ludzi winnych śmierci setek niewinnych desperatów.

Widzowie mogą podczas pierwszego odcinka przebierać nogami ze zniecierpliwieniem. Wszystko, co pamiętają z pierwszego sezonu, to jatka i demoniczne gry, w których zawodnicy grają o najwyższą stawkę. Tymczasem pierwsza godzina drugiego sezonu to poszukiwania wiatru w polu. Prawdziwa akcja zawiązuje się, gdy Gi-hun i Joon-ho wreszcie się spotykają. Postanawiają działać razem. Podstępem schwytać tego, co łowi nowych zawodników i jak po nitce do kłębka, dotrzeć do samego jądra zła.

Oczywiście plan nie wypala. Jednak organizatorzy gry są o wiele bardziej przebiegli. Gi-hun staje przed wyborem: albo wreszcie odpuści i zapomni o wszystkim, co przeżył na wyspie, albo założy zielony dres raz jeszcze i weźmie udział w morderczych igrzyskach. Uzbrojony w plombę z nadajnikiem staje do gry. Tymczasem Joon-ho z ekipą śmiałków wyruszają w pościg za oddalającym się sygnałem.

To samo ale inaczej

Twórcy "Squid game" mieli wbrew pozorom bardzo trudne zadanie. Skala sukcesu pierwszej serii rozbudza oczekiwania widzów. Gra powraca, więc wraca też jatka, istna rzeź niewiniątek, dziecięce gry zmienione w koszmarne maszyny do zabijania. Ale przecież to już było. Co to za sztuka powtórzyć znany chwyt? Na szczęście Dong hyuk Hwang (reżyser i scenarzysta "Squid game") nie idzie na łatwiznę. W drugim sezonie serwuje nam akcję, która zmienia bieg wydarzeń.

Gracze słyszą inne zasady, niż ich martwi poprzednicy. Mianowicie po każdej rozgrywce mogą zrezygnować (jeśli tak zdecyduje większość) i podzielić się kwotą. Tylko że ta rośnie po każdej grze. Więc owszem, przeżyłam ledwo tę jedną grę, ale jak zagram raz jeszcze, to zabiorę do domu jeszcze więcej wonów - mogłabym pomyśleć jako zawodniczka, której długi nie pozwalają wrócić do dawnego życia. Gi-hun apeluje do graczy, by odeszli, by porzucili grę, ale to jest głos wołającego na puszczy. Pliki wpadające do szklanej świni uwieszonej pod sufitem przesłaniają grozę wydarzeń.

Dochodzi zatem do czegoś, o czym nie było mowy w pierwszych rozgrywkach: bunt, zbrojny przewrót. Od tej chwili koszmarny labirynt stworzony na wzór bajek wypełniają tych hałasy karabinów. Bo jedno w "Squid game" się nie zmieniło: skala przemocy, jej bliskość i bezlitosna konsekwencja: przegrywasz - umierasz.

Paniczny strach, groza uczestników, świadomość końca malujące się na twarzach uczestników są tak sugestywne, że "Squid game" daje "popalić" jak rasowy horror. Umierają młodzi, starsi, słabi, osiłki. Gdy w pewnym momencie białe trampki uczestników brodzą w brunatnej krwi, da się to oglądać jedynie przez palce.

Więc z jednej strony serial dowozi dreszcze przerażenia, ale na jednym polu pozostawia nas z niczym. Trudno tym razem o wzruszenie. Nie dziwcie się, że szukam takich emocji w "Squid game", bo pewnie nie ma ani jednego widza, który nie uroniłby łzy w odcinku z grą w kulki. Podczas pierwszych rozgrywek byli zawodnicy, ze których śmiercią nie mogliśmy się pogodzić. Trudno teraz o podobne sympatie. Gdy serial chwyta za gardło, to nasze serce pozostawia już w spokoju. A szkoda.

Tym bardziej że drugi sezon kończy się... nagle. Gdy wybrzmiały ostatnie sekundy, ze zdumieniem patrzyłam na ciemny ekran, sprawdzając na szybko, czy to nie pomyłka. Na pewno tylko siedem odcinków? To aż o dwa mniej niż w pierwszym sezonie. To żadna pomyłka: trzeci sezon "Squid Game" już jest zrealizowany, to dlatego pozostawiono widzów w takim niedosycie. Na jak długo? Ponoć tylko do przyszłego roku.

Nasza ocena: 8/10

Basia Żelazko, dziennikarka Wirtualnej Polski

Największe rozczarowanie roku?największa beka mijającego 2024 r.? Wybieramy porażki i sukcesy w świecie filmu i seriali. Lista jest długa i kontrowersyjna, jak to w "Clickbaicie". Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej:

Źródło artykułu:WP Film
squid gamerecenzjadrugi sezon
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (7)