"Strefa interesów". Jeden z najbardziej wstrząsających filmów tego roku. Rodzinny raj, a za murem - piekło

Tu kwitną azalie, tu rosną słoneczniki, buraczki i kalarepa. Po murze zaczyna się piąć winorośl. A za murem? Za murem masowo mordowani są Żydzi.

"Strefa interesów" w konkursie głównym EnergaCamerimage w Toruniu
"Strefa interesów" w konkursie głównym EnergaCamerimage w Toruniu
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe
Magdalena Drozdek

16.11.2023 10:37

Pierwsza scena to rodzinna sielanka. Pluskają się nad rzeką, mają piknik, potem wracają do swojej willi. Są rodzice, piątka dzieci, pies. Mieszkają w pięknie odnowionym domu. Razem jedzą śniadanie przygotowane przez gosposię, potem ojciec idzie do pracy. Zakłada mundur, wysokie buty, siada na konia i wjeżdża do obozu zagłady Auschwitz.

"Strefa interesów" to cichy, wstrząsający jak nic w tym roku obraz prywatnego życia Rudolfa Hössa i jego rodziny, którzy mieszkali zaledwie kilka metrów od miejsca masowej kaźni ponad miliona ludzkich istnień.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

W tym filmie nie zobaczycie krwi i brutalnej przemocy wobec osadzonych w obozie Auschwitz. Nie zobaczycie ciał i transportów do komór gazowych, masowych egzekucji, tortur ponad miliona ludzi. Za to bardzo dobrze te tragedie słychać w filmie Jonathana Glazera. Kamery śledzą w 100 procentach to, co działo się w willi, którą w latach 40. zajmowała rodzina Rudolfa Hössa, gdzie jego żona Hedwig wychowywała piątkę dzieci. Gdzie – jak przyznaje, stworzyła dzieciom rajskie okoliczności, którymi mogła chwalić się koleżankom i mamie.

Reżyser ze swoją ekipą pokazują niby prozaiczne sytuacje z życia rodziny. Ale to proza życia bliskich komendanta obozu zagłady, więc nic nie jest tam tak naprawdę normalne. Gdy córki mogą wybierać sobie ciuchy z paczki – nie jest normalnie, bo to przecież ubrania, które należały do osadzonych w obozie. Gdy pani domu mierzy futro, a w kieszeni znajduje pomadkę, którą chwilę później testuje na własnych ustach – nie jest normalnie, bo futro też należało wcześniej do ofiary Holokaustu. I te dźwięki w tle. Gdy Hedwig testuje pomadkę Żydówki, inna traci właśnie życie lub jest chłostana. Tylko to słychać.

"Strefa interesów"
"Strefa interesów"© Materiały prasowe

Niemki żartują sobie o futrach "z Kanady", a dzieci bawią się ludzkimi zębami. Hedwig jest zakochana w swoim zielonym, pełnym kwiatów, owoców i warzyw azylu. Gdy w odwiedziny przyjeżdża jej mama, z dumą oprowadza ją po ogromnym ogrodzie i opowiada o tym, że mąż "kocha swoją pracę" i że właśnie tu chce wychować swoje dzieci. Tu? W miejscu, w którym z ogrodowego leżaka widać dymy z krematoriów? W miejscu, w którym nocą nieustannie słychać mechaniczny dźwięk z obozu. Ta willa wypełniona jest dźwiękami jak z horroru, za murem dzieją się niewyobrażalne rzeczy, które tylko słychać. Krzyki, strzały, wycie psów, a operator - Łukasz Żal - podsuwa widzowi do tych przerażających dźwięków proste obrazki, podkreślając tym samym banalność zła.

Niemal każda scena w tym filmie jest po prostu wstrząsająca, chociaż - jak wspomniałam - nie ma tu takiej bezpośredniej brutalności, od której chce się odwrócić wzrok. Wzrok zaś od zła odwracają domownicy willi, żyjąc swoim najlepszym życiem na granicy z piekłem. W historii polskiego i światowego kina jest już mnóstwo filmów, które podejmują temat drugiej wojny światowej i Holokaustu, ale takiego jeszcze nie było.

"Strefa interesów"
"Strefa interesów"© Materiały prasowe

Ta międzynarodowa produkcja zostaje na długo z widzami. I te dźwięki, za które odpowiadała Mica Levi. Zdjęcia wspomnianego już Łukasza Żala i jego licznej ekipy sprawiają, że "Strefę interesów" ogląda się niemal jak film dokumentalny. Trudno uwierzyć, że przecież w dużym stopniu to świat wykreowany. Choć twórcy kręcili w miejscu obozu i ściśle współpracowali z Muzeum Auschwitz-Birkenau. Glazer uzyskał specjalne pozwolenia na wgląd w archiwa, gdzie mógł przeczytać wspomnienia ocalałych i osób, które zatrudnione były do pracy w domu komendanta. Dzięki tym opowieściom utkał niezwykle autentyczną filmową opowieść, o której nie da się szybko zapomnieć.

"Strefa interesów" miała już swoją światową premierę. Po festiwalu w Cannes recenzenci z całego świata pisali o "mrożącej krew w żyłach" historii, która powalczy z pewnością o Oscary. Film Glazera znalazł się w tym roku także w Konkursie Głównym 31. EnergaCamerimage w Toruniu

W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" rozmawiamy o "Czasie krwawego księżyca" i prawdziwej historii stojącej za filmem Martina Scorsese, sprawdzamy, czy jest się czego bać w "Zagładzie domu Usherów" i czy leniwiec-morderca ze "Slotherhouse" to taki słodziak, na jakiego wygląda. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (104)