"Tanna": niewiele jest okazji, by zobaczyć takie kino. Romeo i Julia z Oceanii [RECENZJA]
Do tego filmu nie było łatwo dotrzeć. Kiedy na dobre straciliśmy już nadzieję, że ta pokazywana dwa lata temu na festiwalu w Wenecji reinterpretacja historii Romea i Julii w ogóle pojawi się na ekranach polskich kin – oto jest! I to pięknie się składa. W końcu niewiele bywa okazji, aby obejrzeć koprodukcję australijsko-vanuacką.
Historia nie jest skomplikowana. Plemię Yakel na wyspie Tanna w Republice Vanuatu w Oceanii od setek lat kieruje się w życiu dawnymi zasadami i zwyczajami. Tradycja i posłuszeństwo starszym mają wciąż pierwszorzędne znaczenie. Mimo obowiązujących surowych reguł co do nawiązywania relacji z płcią przeciwną, piękna dziewczyna o imieniu Wawa (Marie Wawa) poznaje i zakochuje się z wzajemnością w Dainie (Mungau Dain). Wierzy, że ich wzajemnemu uczuciu nic nie stanie na przeszkodzie. Tymczasem międzyplemienne waśnie sprawiają, że starsi widzą konieczność wydania dziewczyny za mąż za członka wrogiego dotychczas plemienia, by raz na zawsze zakopać topór wojenny. Młodzi mają jednak inne plany.
Zanim powstała zjawiskowa "Tanna", twórcy Martin Butler i Bentley Dean pracowali wspólnie nad programami śledczymi i dokumentalnymi. Ich pierwszy kontakt z tą częścią świata miał miejsce kilka lat temu, gdy realizowali na pustyni w zachodniej części Australii filmową historię Aborygenów. Inspiracją i natchnieniem do powstania "Tanny” z kolei była zasłyszana od członków plemienia Yakel opowieść o zakazanej miłości, bardzo podobna do tej, którą w końcu sami opowiedzieli. Z punktu widzenia bladolicego Europejczyka wszystko jest w niej niesamowite, egzotyczne, po prostu piękne – dzikie i niezbadane.
Prostota samej warstwy fabularnej wcale nie odejmuje "Tannie” uroku - wręcz przeciwnie. Mamy czas zachwycić się obrazami niedostępnej, nieomal mistycznej przyrody, w której ludzie są gośćmi, przemykającymi pomiędzy korzeniami drzew i wybuchami lawy cieniami. Co z tego, że momentami po ekranie przesuwają się znane od wieków klisze, jeśli otaczająca sceneria to cud natury przeniesiony na filmową taśmę? W każdym drzemie przecież duch podróżnika, a od prawdziwych przygód jesteśmy oddaleni o jedną decyzję. Warto zrobić pierwszy krok i znaleźć w kinie "Tannę”.