Teresa Iżewska i Władysław Sheybal. Zapomniane gwiazdy "Kanału" Andrzeja Wajdy
Po pokazie w Cannes szwajcarski dziennik "Tribune de Geneve" nazwał Andrzeja Wajdę "artystą jutra", a Amerykanie podpytali scenarzystę Jerzego Stefana Stawińskiego, jak wpadł na pomysł umiejscowienia akcji w kanałach. 20 kwietnia minęła 60. rocznica premiery jednego z najważniejszych polskich filmów.
Kazimierz Kutz, drugi reżyser "Kanału", wspominał, że przed pokazem zmontowanej wersji filmu szefowie polskiej kinematografii po cichu wieszczyli klęskę Wajdy.
- W którejś przerwie Wanda Jakubowska zaczyna chodzić i kurzyć papierosa. Gdy film się skończył, wstała, podeszła do Andrzeja i mówi: "Andrzeju, jesteś genialny. Przepraszam cię za to, że źle o tobie myślałam, a nawet mówiłam. Wybacz mi".
Krytyka przyjęła film dość chłodno. Ukazanie powstania jako klęski, a powstańców jako stłamszonych psychicznie młodych ludzi, do których dochodzi, że ich trud okazał się daremny, początkowo spotkało się z falą dezaprobaty. Dopiero liczne słowa uznania płynące zza granicy sprawiły, że "Kanałowi” dano drugą szansę. W 1957 roku film zdobył Srebrną Palmę na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Cannes.
Dla Wajdy "Kanał” okazał się przepustką do wielkiej kariery i światowego uznania. Ale nie tylko dla niego. W obsadzie znalazło się wiele dziś znaczących nazwisk. Na ekranie pojawili się m.in. Stanisław Mikulski, Emil Karewicz czy Tadeusz Janczar. Wszyscy wiemy, jak kilka lat później potoczyły się ich losy. Za to mało kto dziś pamięta o Teresie Iżewskiej i Władysławie Sheybalu, którzy tuż po występie w "Kanale" trafili na czarną listę ówczesnej władzy.
"Bardzo długo umierała"
"Nieprawdopodobna, zjawiskowa, cudowna kobieta. Piękna wariatka". Tak o jednej z najciekawszych polskich aktorek lat 50. i 60. mówił gdański pisarz Aleksander Jurewicz. Krótko po premierze filmu w kuluarach plotkowano o jej burzliwym romansie z Markiem Hłasko. Bez cienia przesady można powiedzieć, że był to jeden z najbardziej wyrazistych debiutów tamtych lat. 23-letnia Iżewska wcieliła się w łączniczkę Stokrotkę.
Podczas wizyty w Cannes aktorka opowiedziała francuskiej prasie o swoich absurdalnie małych zarobkach. Kiedy opublikowano wywiad, w branżowym światku zawrzało, a Iżewska w ramach kary otrzymała zakaz wyjazdu z Polski. Tak zdecydowały partyjni dygnitarze. Do końca swoich dni żyła w niespełnieniu, stając się dla polskiej sceny i filmu osobą niepożądaną, choć pojawiła się jeszcze w kilku filmach, m.in. "Bazie ludzi umarłych" Czesława Petelskiego. Nie miała też możliwości zaistnieć na zagranicznych scenach. A szkoda, ponieważ zachodni producenci latami składali jej zawodowe propozycje.
W wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" Jurewicz ostatnie lata, jakie aktorka spędziła w Gdańsku, podsumował krótko: "upadek”.
- Często dzwoniła, że popełni samobójstwo, jeśli nie przyjadę. Takich prób samobójczych miała wiele, nieraz się na to nabierałem, ale ta ostatnia jej wyszła – wspominał. - Bardzo długo umierała. Gdzieś między połową maja a końcem sierpnia. Koleżanki z teatru jeździły, malowały jej paznokcie, robiły makijaż, a ona, Stokrotka, w komie. Taki koniec.
Z "Kanału" do "Jamesa Bonda"
Terasa Iżewska nie była jedynym członkiem obsady, który podpadł ówczesnej władzy. Jej los podzielił również Władysław Sheybal, odtwórca roli kompozytora Michała.
Za to po wojnie Sheybal zaczął występować w teatrach w Krakowie, Katowicach i Warszawie, błyskawicznie zdobywając przychylność krytyki i publiczności. Zaraz potem upomniało się o niego kino. W 1956 roku pojawił się w "Kanale” Andrzeja Wajdy i "Trzech kobietach” Stanisława Różewicza.
Ale, choć twierdzono, że jest jednym z najlepiej zapowiadających się aktorów, Sheybal nie chciał zostać w kraju. Zirytowany sytuacją polityczną i gospodarczą, cierpiący po zawodzie miłosnym (serce złamała mu Irena Eichlerówna), skorzystał z szansy i wyjechał do Paryża. A stamtąd do Londynu, aby nigdy już do Polski nie wrócić.
Jego wyjazd tak zbulwersował władze, że rozpoczęto wymierzoną w niego antykampanię. Uznano go za zbiega, "uciekiniera”, który wyparł się ojczyzny. Jednak wyjazd wyszedł Sheybalowi tylko na dobre. Zmienił imię na Vladek, pokonał barierę językową i zaczął pojawiać się na przesłuchaniach. Okazało się, że brytyjskie kino czekało na kogoś takiego jak on. Pracował z największymi gwiazdami i zbierał doskonałe recenzje.
Do dziś pamiętany jest przede wszystkim jako Kronsteen, przeciwnik Jamesa Bonda z "Pozdrowień z Rosji” (chociaż gdy zaproponowano mu tę rolę, odmówił, twierdząc, że jest głupia – uległ dopiero pod namowami Seana Connery'ego) i kapitan Ferreira w "Shogunie”.
Kiedy zmarł w 1992 roku, jego nekrolog pojawił się w największych brytyjskich gazetach. Sheybal spoczął na londyńskim cmentarzu Putney Vale Cemetery. Żegnały go tłumy.