Władysław Sheybal: Polska publiczność miała o nim zapomnieć
Naraził się władzom.
Chociaż poza granicami naszego kraju Vladka Sheybala wspomina się z prawdziwą nostalgią, w Polsce nawet dziś jego nazwisko nie jest zbyt znane. A szkoda, bo Władysław Sheybal był jednym z naszych najlepszych „towarów eksportowych”; odnosił sukcesy na zagranicznych scenach teatralnych i ekranach, choć w kinie próbowano przypiąć mu łatkę eksperta od ról „czarnych charakterów”.
Ojczyznę opuścił z kilku powodów – był zmęczony ówczesną burzliwą sytuacją polityczną; zdawał też sobie sprawę, że w kraju wielkiej kariery nie zrobi, bo i możliwości nie takie, i perspektywy mniejsze.
href="http://film.wp.pl/wladyslaw-sheybal-polska-publicznosc-miala-o-nim-zapomniec-6025228307027073g">CZYTAJ DALEJ >>>
Artystyczne wpływy
Urodził się 12 marca 1923 roku w Zgierzu. Jego ojciec, profesor, w wolnych chwilach oddawał się swojej największej pasji, czyli malarstwu i fotografii, a przez ich dom stale przewijały się grupki artystów prowadzących dysputy o szeroko pojętej sztuce.
Nic więc dziwnego, że mały Władysław, chłonący tę atmosferę od najmłodszych lat, sam postanowił zostać artystą. Zaczął od występów w szkolnych przedstawieniach i szybko zrozumiał, że to właśnie aktorstwo jest mu pisane.
Nawet wojna nie mogła pokrzyżować jego planów.
Wojenna zawierucha
Ale nie wszyscy byli przekonani co do talentu nastoletniego Sheybala. Kiedy zjawił się na egzaminie do podziemnego Państwowego Instytutu Sztuki Filmowej, profesorowie odrzucili jego kandydaturę; dopiero gdy chłopak zaczął błagać o kolejną szansę, zgodzili się go przyjąć na okres próbny.
Nie dane mu jednak było studiować w spokoju. Podczas wojny Sheybal działał w ruchu oporu i wkrótce został aresztowany. Jednak szczęście go nie opuściło – gdy został skazany na śmierć, udało mu się uciec i ukrywał się u przyjaciół, dopóki sytuacja się nie ustabilizowała
''Ucieczka'' z kraju
Za to po wojnie Sheybal postanowił zawojować polski światek artystyczny. Zaczął występować w teatrach w Krakowie, Katowicach i Warszawie, błyskawicznie zdobywając przychylność krytyki i publiczności. Zaraz potem upomniało się o niego kino i pojawił się w „Kanale” Andrzeja Wajdy i „Trzech kobietach” Stanisława Różewicza.
Ale, choć twierdzono, że jest jednym z najlepiej zapowiadających się aktorów, Sheybal nie chciał zostać w kraju. Zirytowany sytuacją polityczną i gospodarczą, cierpiący po zawodzie miłosnym (serce złamała mu Irena Eichlerówna), skorzystał z szansy, która mu się przydarzyła, i wyjechał do Paryża. A stamtąd do Londynu, by nigdy już do Polski nie wrócić.
Skazany na ostracyzm
W kraju zresztą nie miał już czego szukać – jego wyjazd tak zbulwersował władze, że rozpoczęto prawdziwą antykampanię wymierzoną w Sheybala, a jego samego uznano za zbiega, „uciekiniera”, który wyparł się ojczyzny.
Był rok 1957. Sheybal – imię Władysław zmienił na Vladek, by obcokrajowcy nie musieli łamać sobie języków – nie znał angielskiego, nie miał żadnych znajomości ani pracy. Zatrudnił się w sklepie i naleśnikarni, a po godzinach szukał swojej szansy, by powrócić do zawodu. I znalazł. Wkrótce, by nie tracić kontaktu z aktorstwem, dołączył do teatru polonijnego. Ale równocześnie zapisał się na kurs językowy, snując marzenia o karierze międzynarodowej.
Spełnione marzenia
Sukces był mu pisany. Kiedy Sheybal pokonał barierę językową i zaczął zjawiać się na przesłuchaniach, okazało się, że kino od dawna czekało na kogoś takiego jak on. Pracował z największymi gwiazdami, zbierał doskonałe recenzje i wreszcie nie musiał obawiać się o brak pracy.
Z drugiej strony trochę ubolewał nad tym, że z powodu nietypowej urody i akcentu filmowcy próbowali go zaszufladkować i był niejako skazano albo na role negatywnych bohaterów, albo cudzoziemców. Do dziś pamiętany jest jako Kronsteen, przeciwnik Bonda, z „Pozdrowień z Rosji” (chociaż gdy zaproponowano mu tę rolę, odmówił, twierdząc, że jest głupia – uległ dopiero pod namowami Seana Connery'ego) i kapitan Ferriera w „Shogunie”.
Nie wyrzekł się swoich korzeni
Brytyjczycy pokochali Sheybala, a i on z Londynem związał swoje życie.* Lecz chociaż otrzymał obywatelstwo brytyjskie, nigdy nie wypierał się swoich korzeni – utrzymywał kontakty z emigrantami, zjawiał się na polskich wieczorkach poetyckich, *upierał się, by wystawić sztukę o „Solidarności”.
Jednak mimo że osiągnął sukces, pod koniec życia nie był szczęśliwy. Uskarżał się na samotność, denerwował się spekulacjami na temat własnej orientacji seksualnej, coraz rzadziej wychodził z domu.
Zmarł nagle, 16 października 1992 roku, na skutek pęknięcia aorty brzusznej. Informacja o jego śmierci odbiła się szerokim echem w brytyjskich mediach. Obszerne nekrologi zamieszczały na swoich łamach najbardziej poczytne brytyjskie gazety (np. "The Times", "The Guardian", "Daily Telegraph"). Został pochowany na londyńskim cmentarzu Putney Vale Cemetery.
(sm/mn)