"Terminator: Mroczne przeznaczenie" – pożegnanie z legendą. Premiera rozczarowała
Wynik finansowy najnowszego "Terminatora" nie pozostawia wątpliwości. "Mroczne przeznaczenia" będzie ostatnią częścią jednego z najsłynniejszych filmowych cykli w historii kina. Być może także pożegnaniem Arnolda Schwarzeneggera z Hollywood.
04.11.2019 08:15
O tym, czy "Terminator: Mroczne przeznaczenie" jest dobrym filmem rozrywkowym czy nie, będziemy mogli się przekonać już w najbliższy piątek. Póki co musimy się opierać na recenzjach krytyków i ocenach widzów z innych krajów. A te bywają skrajnie odmienne. Wiele bardzo negatywnych opinii o filmie pojawiło się po zaprezentowaniu przez wytwórnię pierwszego zwiastuna. Pokazane w nim fragmenty filmu nie wzbudzały zachwytu zwłaszcza ze względu na dość tandetne komputerowe efekty specjalne. CGI na poziomie "Szybkich i wściekłych". Tyle, że tam to mało komu przeszkadza.
Wymagania wobec "Terminatora" są znacznie większe. Wszyscy zapewne mają na uwadze, że "Terminator 2: Dzień sądu" z 1991 roku to pierwszy film w historii kina, w którym na szeroką skalę zostały zastosowane efekty komputerowe. Nagrodzone zresztą Oscarem.
Później przyszedł czas na przedpremierowe pokazy dla prasy. I tu niespodzianka. "Terminator: Mroczne przeznaczenie" w większości spodobał się krytykom. Te same osoby, które cztery lata wcześniej wieszały psy na poprzedniej części cyklu, teraz wystawiały wysokie oceny.
Na stronie internetowej Rottentomatoes, która gromadzi anglojęzyczne recenzje z niemal wszystkich krajów, "Mroczne przeznaczenie" zebrało 69 proc. pozytywnych recenzji, podczas, gdy wspomniany przez chwilą "Terminator: Genisys" zgromadził ich zaledwie 29 proc. Co ciekawe, 69 proc. pozytywnych recenzji zebrał także tak chwalony i uwielbiany przez widzów "Joker". Film ten na całym świecie zarobił już ponad 900 mln dol.
Później pojawiły się trolle. Opiniotwórczy serwis filmowy IMDb został zalany bardzo negatywnymi ocenami najnowszego "Terminatora". Większość z nich została umieszczona na stronie jeszcze przed premierą filmu. Niemal połowa pierwszych dwóch tysięcy osób dała filmowi najniższą z możliwych ocen (1/10). Średnia ocena "Mrocznego przeznaczenia" wynosiła zaledwie 3,5 pkt. Jednak po kilku dniach wyświetlania średnia wzrosła do 6,6 pkt. Obecnie przeważają już dobre oceny – 25 proc. widzów oceniło film na 7/10, 18 proc. na 8/10, aż 12 proc. dało 10/10. Najniższą oceną wystawiło w sumie 8 proc. widzów.
Wydaje się jednak, że nawet gdyby "Terminator: Mroczne przeznaczenie" otrzymał same pozytywne recenzje, to i tak nie odniósłby raczej sukcesu w kinach. Coraz częściej sukces odnoszą bowiem nie dobre czy złe filmy, lecz modne. A marka stworzona w latach osiemdziesiątych przez Jamesa Camerona (pierwsza część filmu miała premierę dokładnie trzydzieści pięć lat temu) po prostu przestała być modna. I nic się nie da na to poradzić.
Podczas premierowego weekendu "Terminator: Mroczne przeznaczenie" zarobił w amerykańskich kinach skromne 28 mln dol. Spodziewano się raczej wyniku w granicach 35-45 mln dol. Dużo lepiej produkcja science fiction sprzedaje się poza granicami Stanów Zjednoczonych, gdzie w ciągu kilku dni zarobiła blisko 100 mln dol. W sumie więc "Mroczne przeznaczenie" może, podobnie jak poprzednia część cyklu, zarobić na całym świecie ponad 400 mln dol. Co oznacza, że film nie przyniesie raczej strat. Zwłaszcza w dłuższej perspektywie. Jednak nie po to wytwórnia wydaje 185 mln dol. na produkcję filmu, aby miesiącami czy latami czekać na zwrot kosztów i jakiś skromny zysk.
James Cameron – pełniący funkcję producenta – zapowiedział, że jeżeli "Mroczne przeznaczenie" odniesie sukces, to stanie się początkiem nowej trylogii. Z niemal stuprocentową pewnością można już napisać, że się jednak nie stanie. Współcześni widzowie zdecydowanie bardziej wolą oglądać kolejne części "Szybkich i wściekłych", gdzie nikomu nie przeszkadza brak scenariusza, fatalne efekty specjalne czy infantylne aktorstwo.
Miłośnikom kina rozrywkowego pozostaje poczekać na polską premierę ostatniej części "Terminatora" (8. listopada) i wystawienie samodzielnej oceny filmu. W końcu to ostatnia okazja, aby na dużym ekranie obejrzeć Arnolda Schwarzeneggera jako T-800 i Lindę Hamilton w roli Sary Connor. Obie postacie przeszły właśnie do historii…