Tryptyk z adrenaliną, czyli 3 x akcja klasy B

Po „Kinie w złym guście” – kolejny cykl z kinem klasy B, tyle że raczej współczesnym i pełnym akcji. Trzy filmy. Trzy razy B-klasa, aż kłująca w oczy swoją budżetowością. Trzech aktorów charakterystycznych (choć jeden jakby nieco mniej). A na dokładkę – polski akcent.

Tryptyk z adrenaliną, czyli 3 x akcja klasy B
Źródło zdjęć: © Monolith Films

28.11.2013 | aktual.: 04.12.2017 13:08

Zawiłości fabularne, głębia, wymuskane zdjęcia i efekty specjalne? Paaanie, daj pan spokój. Dziś bawimy się przy nieco innych rytmach, tuż obok półki z napisem „Tanie DVD – Akcja/Sensacyjne”.

Uwaga! Poniższy tekst został napisany w stylu adekwatnym do gatunku filmowego, jaki przedstawia. Czyli – z powagą raczej mocno nadszarpniętą. Zostaliście ostrzeżeni!

Koliber [Hummingbird aka Redemption]

„Jedzie jedzie wózek, a na wózku Buzek…” – znacie to, prawda? Jak się okazuje, ta rzewna przyśpiewka Pudelsów wcale nie straciła wiele na aktualności. Choć w tym przypadku nie są to z pewnością, jak w przywołanej piosence, „wyższe sfery”. Ów wózek jest bowiem pchany przez Jasona Stathama – aktora nie tak znowu starego, acz pod względem preferowanego repertuaru będącego reliktem jawiącej się kasetą VHS przeszłości. A co ma do tego wszystkiego Buzek, zapytacie? Ano ma tu główną rolę żeńską, ponieważ tu o aktorkę Agatę chodzi, nie zaś o jej słynnego ojca – polityka.

On (Jason, nie Jerzy B.) gra tutaj… menela, typowego mieszkańca walających się po ciemnych uliczkach kartonów. Na szczęście, jak sztampa nakazuje, dość prędko żulostwu mówi „dość”. Gdy bliska mu osoba zostaje porwana i zmuszona do świadczenia usług wiadomych, odgrywany przez Stathama bohater postanawia doprowadzić się do ładu, by dopaść sprawców. Pomaga mu w tym fakt, iż przypadkowo… trafia do całkiem luksusowego mieszkania, którego właściciel właśnie wyjechał na dłużej. Przywłaszczając sobie komfort życia i pieniądze właściciela, nasz eks – kloszard rozpoczyna akcję oczyszczania miasta z szumowin.

Ona (Agata B.) wciela się w… zakonnicę. Uczynną, dodajmy, która zupą dokarmia okolicznych bezdomnych. I tak właśnie dochodzi do pierwszego spotkania naszych bohaterów. Z czasem ich znajomość zaczyna zdecydowanie wykraczać poza standardowe relacje żul – osoba duchowna, aż w końcu… no, zgadnijcie. Serio.

Co by o „Kolibrze” nie napisać i jak by z niego nie szydzić, to wciąż pozostaje on przyzwoitym „akcyjniakiem”. Jason jest sprawny w eliminowaniu oponentów i arcymęski jak zawsze, fabuła spełnia funkcję co najwyżej drugorzędną, zaś akcja toczy się dość wartko. Tylko ta nasza „Buzkowa”… Wiadomym jest, iż o gustach się nie dyskutuje – lecz nie potrafię pozbyć się wrażenia, iż sparowanie w filmie akurat tej dwójki wprowadza do seansu lekkie elementy science – fiction.

Śmierć w Tombstone [Dead in Tombstone]

Nie masz wystarczającej ilości pieniędzy, by zrobić idealnie dopracowany film? Postaraj się przysłonić niedociągnięcia oryginalnym pomysłem! Z takiego właśnie założenia wyszli zapewne twórcy „Śmierci w Tombstone”. Efekt jest trochę taki, jak w przypadku gry naszych piłkarzy – kiedy próbują czasami (z rzadka) nadrobić niedostatki sportowe ambicją i wolą walki. Rezultat? Łatwy do przewidzenia.

Guerrero (Danny Trejo) to herszt bandy, łupiącej banki na Dzikim Zachodzie. Po jednym z rabunków nasz antybohater zostaje zdradzony przez swych kamratów – i w trybie przyspieszonym wysłany do piekła. Dosłownie – obserwujemy Guerrero przykutego do krzesła, znajdującego się tuż obok szalejącego ognia piekielnego. Podsyca go, dorzucając do środka świeżutkie dusze grzesznych za życia zmarłych, sam Lucyfer (Mickey Rourke)
. W tej nietypowej scenerii panowie(?) zawierają układ – zakapior dostanie jeszcze jeden dzień życia, w trakcie którego ma wykończyć swoich sześciu zdradzieckich kumpli. Jeśli mu się uda, będzie mógł pozostać na Ziemi. Jeśli nie – jego dusza zostanie wykorzystana przez Lucyfera jako podpałka.

Na tym, niestety, oryginalność konceptu fabuły się kończy. Jej dalszą część wypełniają chaotyczne strzelaniny i jeszcze bardziej chaotyczne konne pościgi, od czasu do czasu przeplatane zupełnie niezobowiązującymi dialogami. Grzeszki niskobudżetowości widoczne są gołym okiem – a przodują wśród nich zdjęcia w stylu ADHD, z szalejącą kamerą i zdecydowanie zbyt dużą ilością bliskich planów, mających zakryć niedostatki budżetu.

Przyciągnąć do filmu mogą znane nazwiska. I o ile domyślamy się, na co możemy liczyć ze strony Danny’ego „Maczety” Trejo, to zastanawiające jest, jak krótko trwało ponowne 5 minut sławy Mickey’a Rourke’a. Regres pod względem jakości projektów aktora po „Zapaśniku” nastąpił błyskawicznie – zaś karykaturalna rola Lucyfera w „Śmierci…” raczej nie daje nadziei na lepszą przyszłość.

* Trzebież [Breakout]*

Też odnieśliście ostatnio wrażenie, że Brendan Fraser (ten z „Mumii”) najprawdopodobniej zaginął? Próżno go było szukać we wchodzących na ekrany kin produkcjach, a nawet jak się gdzieś tam pojawił, to były to występy prawie niezauważalne. No więc, dobra wiadomość dla fanów (są tacy?) aktora – odnalazł się! Gorzej, iż swym nazwiskiem firmuje film o dosyć wątpliwej jakości.

Ekolog Jack (Fraser) zostaje zamknięty w więzieniu za zbyt nachalne, wręcz agresywne protesty przeciwko wycince lasów. Jak się okazuje, pokuta za występek będzie dla niego bardzo nieprzyjemna – w ramach prac społecznych zostaje przydzielony do… wycinki lasów, a jakże! Jednak nie o spory natury ekologicznej tu chodzi. Pewnego dnia dzieci przebywającego w zamknięciu Jacka postanawiają wybrać się na spływ kajakowy, gdzie przypadkowo są świadkami morderstwa. Sprawcy, dostrzegłszy gapiów, rozpoczynają pościg – a jedyną nadzieją latorośli pozostaje ojciec, teoretycznie wciąż przebywający w zamknięciu…

Po przebrnięciu przez „Trzebież” każdy z oglądających będzie mógł z czystym sumieniem zakrzyknąć „zielono mi!” Praktycznie cała akcja filmu sprowadza się do szalonej gonitwy po lesie. Przez chwilę jeden ze zbrodniarzy goni dzieci, a drugi ojca, następnie pechowa rodzinka łączy siły, by uciekać wspólnie, a później znowu się rozdzielić itp. Sensu, ładu i składu w tym niewiele, a i zakończenie takie jakieś mało zaskakujące. W tej bezbarwnej (mimo ton zieleni) papce na plus wyróżnia się Dominic Purcell, aktor znany m.in. z serialu „Prison Break”. Jego postać, psychopatyczny zabójca, to istne zło wcielone – i chyba jedyna trafna decyzja dotycząca filmowej obsady, a może i całej produkcji w ogóle.

A więc uważasz, drogi czytelniku, żeś twardziel? Więc zmierz się, proszę, z opisanymi powyżej produkcjami. Uprzednio zastanów się jednak, czy jesteś na to gotów. Sto procent akcji. Zero procent myślenia. Spadek IQ po seansie? Wielce prawdopodobny. Ale czego fan kina klasy B nie zrobi, by poczuć ten jedyny, niepowtarzalny posmak budżetowości…?

Polecamy w serwisie internetowym Film.org.pl:
Dźwięk w filmie cz.1: Kino przemówiło

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)