Filmy w rodzaju *"Masz talent" zawsze grożą tym, że będą przesłodzone, naiwne i kiczowate. David Frankel, twórca między innymi "Diabeł ubiera się u Prady", na szczęście wie, jak tych pułapek uniknąć.*
Ta historia wydarzyła się naprawdę. Paul Potts od małego lubił śpiewać - i to nie byle co, bo arie operowe. Mimo że wszyscy, na czele z niechętnym zainteresowaniom syna ojcem, mu dokuczali, nie poddał się. Pojechał do szkoły w Wenecji, później zaś, po wielu przygodach, wziął udział w pierwszej edycji brytyjskiego "Mam talent".
Fabuła jest niemal kopią tej, którą opowiedział Stephen Daldry w "Billym Elliocie", a ponieważ oba filmy zainspirowane zostały prawdziwymi wydarzeniami, wygląda na to, że życie rzeczywiście pisze najlepsze scenariusze. Jako że Paul jest bardzo nieśmiały, mamy tu do czynienia nie tylko z historią o miłości do muzyki, oddawaniu się pasji, ale też próbach przełamania własnych ograniczeń. Na szczęście dla Paula znalazł on wspaniałą dziewczynę, za którą większość normalnych mężczyzn dałaby się pokroić. Między grającym Paula Jamesem Cordenem i występującą jako Julz Alexandrą Roach panuje doskonała chemia – w każdy element ich związku wierzy się bez zastrzeżeń. Sam Paul jest zresztą tak sympatyczny i uroczo nieporadny, że nawet gdy robi głupie rzeczy i popełnia błędy, wszystko mu się wybacza. Jak chociażby to, że
czasem wygląda na to, że miłość do opery przesłania mu wszystko inne – ukochaną, rodzinę, postrzelonego przyjaciela Braddona i fakt, że generalnie miał w życiu kupę szczęścia.
"Masz talent" jest przede wszystkim komedią i pod tym względem sprawdza się idealnie. Kto lubi brytyjskie żarty, będzie zachwycony – film Frankela ma świetne, dowcipne dialogi, a większość postaci odznacza się bardzo ciętym poczuciem humoru. Wszystko to sprawnie pędzi do przodu i chociaż w drugiej połowie rytm się nieco gubi, to jednak wciąż jest tu mnóstwo energii. Tym bardziej, że pod koniec fabuła znów się wyraźnie ożywia. Dużym plusem jest dla mnie również to, że pomimo iż jednym z producentów jest gwiazda brytyjskiego "Mam talent" Simon Cowell, film skupia się przede wszystkim na Paulu, a nie podkreślaniu jaki to wspaniały program. Jest on zresztą obecny zaledwie przez kilka minut – a bałem się, że wyjdzie z tego hołd dla show.
I mimo że "Masz talent" momentami zahacza lekko o kicz i jest dość schematyczny, to jednak nie ma to żadnego znaczenia. Tak samo jak i dość łatwe granie na emocjach. Jednak po pierwsze, to działa, a po drugie, widz bez problemu pozwala na sterowanie swoimi uczuciami. A skoro film Frankela spełnia swoje zadanie bardzo dobrze, czyli wzrusza i bawi, werdykt może być tylko jeden. Gratulacje, trzy razy "Tak".