U Coenów nie ma magii! - Josh Brolin o swoim ostatnim filmie
20.02.2011 | aktual.: 27.11.2017 13:06
Nasz człowiek na Berlinale – Piotr Pluciński, ponownie spotkał się oko w oko z wielką gwiazdą kina. Tym razem przy promocji filmu „Prawdziwe męstwo” nasz wysłannik miał okazję porozmawiać z Joshem Brolinem
Nasz człowiek na Berlinale – Piotr Pluciński, ponownie spotkał się oko w oko z wielką gwiazdą światowego kina. Tym razem przy promocji filmu „Prawdziwe męstwo” nasz wysłannik miał okazję porozmawiać z Joshem Brolinem. Hollywoodzki aktor, prywatnie mąż pięknej aktorki Diane Lane, tylko dla Wirtualnej Polski opowie o dzieciństwie na farmie, pumach i kojotach, a także o tym jacy prywatnie są bracia Coen i w jaki sposób można wypaść na zdziecinniałego faceta przy 14-letniej Hailee Steinfeld.
Josh Brolin dla WP
Jakie to uczucie zostać skopanym przez czternastoletnią dziewczynkę?
Josh Brolin: Wspaniałe. Sam mam dwie nastoletnie córki, więc jestem przyzwyczajony. Poza tym uwielbiam Hailee, to wspaniała dziewczyna. Jest jeszcze dzieckiem, ale nic na to nie wskazuje. Jest wysoka, wygadana, bardzo pewna siebie. Potrafi cię zagiąć – myślisz sobie wtedy „przecież to tylko dzieciak”!
Własne dzieci także zachodzą panu za skórę?
Josh Brolin dla WP
I jak sobie pan z tym radzi?
Przede wszystkim staram się ich nie okłamywać. Mamy bardzo dobre, otwarte relacje. Niektórym ludziom rodzicielstwo przychodzi z trudem. Mnie nie. Naprawdę to lubię. Bycie rodzicem przypomina mi aktorstwo – to wyjątkowo upokarzająca czynność, ale jeśli potrafisz się w tym odnaleźć, znaleźć zbawienny komfort, to zostałeś do tego stworzony. Rodzicielstwo to zresztą proces bardzo płynny. Z żoną (Diane Lane – przyp. red.) zmagamy się teraz z syndromem pustego gniazda. Dzieciaki kończą liceum, niedługo pójdą na studia, siedzimy więc i zastanawiamy się co dalej.
Nie. (po chwili namysłu) Raczej nie.
Josh Brolin dla WP
Wracając do Hailee, nie tylko ona jest dorosła. Także jej postać w filmie okazuje się nad wyraz dojrzała, podczas gdy otaczający ją mężczyźni są infantylni i nieodpowiedzialni. Jak grało się panu dziecko w parze z dzieckiem grającym dorosłą osobę?
Faktycznie, wiele dorosłych postaci okazuje się w filmie mocno zdziecinniałymi. Tak zostały napisane. W przypadku Toma Chaneya było podobnie (postać Brolina – przyp. red.).
Coenowie długo budują jego wizerunek. Gdy w końcu pojawiam się na ekranie, widz w pierwszej chwili dostaje to, co zostało mu zapowiedziane – neandertalskiego, nieokrzesanego rzezimieszka. Ale potem Chaney otwiera usta i okazuje się, że szczebiocze jak dziewczynka. To świetny kontrast.
Josh Brolin dla WP
Nie tylko pańska postać dziwnie mówi. Jeffa Bridgesa często w ogóle nie można zrozumieć.
Ale w filmie i tak prezentuje się to lepiej, niż na planie. (śmiech) Gdy przygotowywałem się do roli, sporo wysiłku włożyłem w odpowiednią artykulację słów i modulację głosu. Efekt wydawał mi się bardzo wyjątkowy. A potem pojawiłem się na planie i okazało się, że Jeff Bridges non stop bełkocze, a Matt Damon połknął własny język. W scenach, w których graliśmy razem, rozumieliśmy się tylko dlatego, że znaliśmy swoje kwestie ze scenariusza. Gdy zaglądałem do montażowni, oglądałem dane ujęcie czterdziesty raz i wciąż nie wiedziałem co Jeff powiedział. Często żartowaliśmy z tego z Ethanem i Joelem, ale w końcu dowcip przestał być zabawny.
Wspaniale.
Josh Brolin dla WP
Po prostu? Tak, po prostu. Trudno lepiej to opisać.
U nich nie ma magii. Nie ma żadnego mitu. To wybitni filmowi narratorzy, a jednocześnie najbardziej bezpretensjonalni ludzie, jakich kiedykolwiek spotkałem. Wspaniale jest przebywać na planie ich filmów. Nie ma tam wyciągniętych w górę kciuków, nikt nie krzyczy zza kamery „Wyborna scena, Josh!”. Scena się udała, przechodzimy do następnej. Poza tym obiegowa opinia, że są jednym ciałem z dwoma głowami jest bardzo akuratna. Przynajmniej na płaszczyźnie zawodowej. Na co dzień wygląda to nieco inaczej. Joel jest na przykład tym, który więcej mówi, Ethan zaś częściej odgradza się od ludzi. Zastanawiam się jak oni to robią, jak przekuwają te różnice na zawodowy monolit…
Josh Brolin dla WP
Zgodzi się pan ze stwierdzeniem, że ”Prawdziwe męstwo” to bardzo klasyczny western, otwarcie sprzeciwiający się bieżącym, rewizjonistycznym trendom?
Nie do końca. Coenów nie interesuje podobna ostentacyjność, nie chcą i nie muszą niczemu się przeciwstawiać. Im po prostu spodobała się książka i postanowili przenieść ją na ekran.
Nie mają ochoty niczego zmieniać ani odbrązawiać. W sumie, to bardzo nierozgarnięci faceci. (śmiech)
Josh Brolin dla WP
Ale nie da się ukryć, że ich filmy determinuje mniejsze lub większe przywiązanie do konkretnych gatunków.
Tak, to prawda. Jestem przekonany, że nie bez powodu, ale też nie sądzę, żeby to był jakiś wiążący spójnik…
Rozmawiałem ostatnio z Ethanem o książce, którą chcą przenieść na ekran. Mówię mu: „Człowieku, potrzebujecie obiektów, wnętrz, musicie wejść w tę konwencję!”. Popatrzył na mnie i spytał: „A po co?”.
Z „Prawdziwym męstwem” było podobnie. Nakręcili ten film nie dlatego, że kochają westerny. Joel czytał książkę swojemu dziecku i stwierdził, że ma ona niezły filmowy potencjał.
Josh Brolin dla WP
A czy pan jako dziecko lubił westerny?
Tak, ale wychowywałem się na farmie, więc nie popadłem z nimi wówczas w szczególny romans. Wiedziałem jak naprawdę wygląda świat, który się w tych filmach sprzedaje. Niewiele w nim miejsca dla hollywoodzkiego romantyzmu. Od małego miałem styczność z wilkami, kojotami i pumami, które mama odbierała ludziom nielegalnie przywłaszczającym je sobie z dziczy. Leczyliśmy je i wypuszczaliśmy z powrotem na łono natury, co wcale do łatwych i przyjemnych nie należało. Mój brat miał poszarpaną nogę, mnie musieli zszywać ranę na plecach, bo jako dzieci czyściliśmy klatki po tych zwierzętach…
Nie wiem z jakiego powodu mama chciała byśmy zginęli tragiczną śmiercią (śmiech), ale ciężko wtedy pracowaliśmy. Ja na przykład musiałem karmić 65 koni, układać książki telefoniczne w szoferce ciężarówki, by widzieć jak prowadzę… Teraz brzmi to całkiem zabawnie, ale wtedy było naprawdę męczące. Te doświadczenia zadecydowały, że prawdziwy western polubiłem bardzo późno, w zasadzie niedawno.
Josh Brolin dla WP
Czy do któregoś wraca pan szczególnie chętnie?
Tak, jest jeden taki film, choć niespecjalnie znany i ceniony. Uwielbiam „Dwa oblicza zemsty” z Marlonem Brando. Swego czasu miał go reżyserować Stanley Kubrick, ale ostatecznie zrobił to sam Brando. Lubię takie zapomniane, przeklęte filmy…
Na przykład „Bandę”?
Nie kojarzę. Czy to jakiś współczesny western?
Wystąpił tam Jeff Bridges.
A, rzeczywiście! Przypominam sobie. Ale bardziej wolę go w „Dzikim Billu”. Zagrała tam zresztą moja żona.
Faktycznie. (śmiech)
(pp/kk)