Uciekł z Syrii przed reżimem. "By przeżyć, musiałem złamać prawo"
- Temat uchodźców z europejskiego punktu widzenia ogranicza się do hasła "integracja". A to nie jest nasz największy problem - mówi Mohammad Abu Hajar, bohater filmu "Sztuka przeżycia" o syryjskich imigrantach.
David Henry Gerson nakręcił dokument "Sztuka przeżycia" o syryjskich uchodźcach artystach, którzy w czasie Arabskiej Wiosny sprzeciwili się reżimowi. Z reżyserem i z raperem Mohammadem Abu Hajarem spotykamy się w Warszawie podczas festiwalu Watch Docs, na którym prezentowany jest ich film.
Karolina Stankiewicz: Mam wrażenie, że Europa zapomniała o Syrii. Czy dlatego syryjscy uchodźcy są bohaterami tego filmu? By o nich przypomnieć?
David Henry Gerson: Stworzyłem ten film, bo interesuję się przepracowywaniem tematu wojny. Moja rodzina pochodzi z Polski i z Niemiec, więc temat II wojny światowej był czymś zawsze obecnym w moim życiu. Musiałem wymyślić sposób na przetworzenie go. Film zainspirowało pytanie, co robisz, gdy przeżyjesz wojnę. Nie interesowałem się tym, by dokumentować to, co się dzieje w Syrii teraz. Tak naprawdę pojawia się ona w filmie tylko na 15 minut. Bardziej chciałem zgłębić temat, co się dzieje, gdy wyjeżdżasz. Co przeżywasz na emigracji. Bohaterowie mojego filmu, artyści, zdają się wciąż stawiać pytanie, jak radzić sobie z wojną. Początkowo chciałem pokazać, w jaki sposób sztuka może być narzędziem do przepracowania traumy. Ale w trakcie kręcenia filmu poznałem koproducenta Abdalaziza Alhamzę, który stwierdził, że muszę poznać Mohammada Abu Hajara i dowiedzieć się, jak syryjska sztuka była wykorzystywana również do protestów.
Mohammad Abu Hajar: Europa nie przejmuje się Syrią. Był czas, kiedy wiedziała wszystko, zarówno społeczeństwo, jak i politycy. Ale niewiele wtedy zrobiono. Informowanie o tym, co się dzieje w Syrii, jest moim zdaniem bez sensu, bo nie ma woli, by coś zmienić. Moja rola w tym filmie polega bardziej na tym, by pokazać próbę zrekonstruowania tożsamości artystycznej. To bardziej osobista opowieść niż historia mojego kraju. Jest wiele innych filmów dokumentalnych, które pokazują kolektywną wizję Syrii, czy jej sytuację polityczną. Tutaj jest inaczej.
Agnieszka Holland o stanie wyjątkowym: "Uchodźcy nie znikną, nawet jeśli postawimy wyższe mury"
Czyli jak? Czym dla ciebie jest ten film?
MAH: Temat emigracji Syryjczyków z europejskiego punktu widzenia, ogranicza się do hasła "integracja" i zastanawiania się, na ile potrafimy się zintegrować. A to nie jest nasz największy problem. My, uchodźcy, musimy na nowo określić naszą tożsamość, co jest dla nas oczywiście ważniejsze niż integrowanie się z czymś, co nie jest zbyt jasne. No bo czym tak właściwie jest Europa? Kto ją definiuje? My definiujemy Europę na swój sposób, w naszym codziennym życiu. To chciałem przekazać w tym filmie: że być może my jako ludzie jesteśmy w tym momencie ważniejsi, niż wasze pytania o integrację.
Mówiliśmy o tym, że twoja sztuka była formą protestu. Czym jest teraz, kiedy na stałe mieszkasz w Niemczech, a nie w Syrii?
MAH: Myślę, że nadal chodzi o protest. Kiedyś moja twórczość była bardziej konfrontacyjna, kiedy mieszkałem w Syrii i byłem zaangażowany w politykę, w uwolnienie mojego kraju spod dyktatury. W tej chwili nie jest taka, ale to nadal mój osobisty protest przeciwko temu, co się dzieje dookoła mnie. A moje życie w Europie też jest wyzwaniem, jak na europejskie normy.
DHG: Obaj całkiem niedawno dostaliśmy niemieckie obywatelstwo. Więc jesteśmy świeżo upieczonymi Europejczykami.
Jak wyglądał proces stawania się Europejczykiem?
DHG: Mój dziadek był niemieckim Żydem, który uciekał przed nazistami, więc dla mnie był to proces repatriacji. Zupełnie inny niż w przypadku Mohammada.
MAH: To zabawne, bo o ile David próbuje odnaleźć swoje korzenie i więź ze swoimi przodkami przez uzyskanie obywatelstwa niemieckiego, o tyle dla mnie to jest proces odcięcia tych korzeni. To akceptacja nowej tożsamości, która oddziela mnie od mojego dziedzictwa. Ja już nie podróżuję jako Syryjczyk. To jest jednocześnie przywilej i bariera. Z jednej strony niemieckie obywatelstwo ułatwia mi życie, ale z drugiej kwestionuje moje prawo do reprezentowania Syrii. Aspekt prawny był tylko domknięciem długiego procesu. Przed tym było odłączenie od Syrii w życiu codziennym.
Kiedy opuściłeś Syrię?
MAH: 11 lipca 2012 r. po tym, jak zamknięto mnie na kilka miesięcy w więzieniu za moją twórczość. W środę rano pod moimi drzwiami stanęły służby bezpieczeństwa i próbowały aresztować mnie po raz drugi. Nie byłem w stanie sobie wyobrazić, że przechodzę to jeszcze raz. To było za dużo.
Ile miałeś wtedy lat?
MAH: 24... Nie mógłbym tego znieść po raz drugi. Dlatego postanowiłem uciec. W tej chwili spotykamy się na festiwalu poświęconym prawom człowieka. Ale żeby przeżyć, musiałem złamać prawo. Musiałem po prostu wtargnąć do Europy. Prawa człowieka nie zapewniały mi bezpieczeństwa.
Abu Hajar - Muhkam Tanzili Prod. Abu Mhd أبو حجر - محكم تنزيلي (official music video)
Davidzie, wspominałeś o polsko-niemieckich korzeniach...
DHG: Rodzina mojego ojca pochodzi z Zamościa. Byli polskimi Żydami. Kiedy Niemcy wkroczyli do Polski w 1939 r., postanowili wyjechać. Udali się na wschód, najpierw na Syberię. Mój ojciec urodził się w Uzbekistanie. Po wojnie jego rodzina próbowała wrócić do Polski, ale wtedy doszło do pogromu w Kielcach. Udali się zatem do Niemiec, a w końcu do USA. Mieli sfałszowane dokumenty, więc byli nielegalnymi imigrantami. Ta historia była żywa w mojej rodzinie. To opowieść o tym, jak moi przodkowie uciekali, by ocalić swoje życie. Całe dzieciństwo o tym słuchałem. A Syria? Mamy w tej chwili do czynienia z największą migracją ludności po II wojnie światowej. 13 mln ludzi. Połowa kraju. Wiedziałem, że muszę coś o tym nakręcić. Odnalazłem historię moich przodków w opowieściach młodych ludzi z Syrii.
Na przykład w historii Mohammada...
MAH: Przyznam, że byłem znużony już przeróżnymi projektami na temat Syrii, w których brałem udział. Ale w przypadku Davida, dzięki jego korzeniom, poczułem pewną więź. Wiedziałem, że on rozumie, co znaczy wymuszona emigracja.
Czy czujesz się mile widziany w Europie?
MAH: Pytanie, co to znaczy czuć się mile widzianym. Mile widzianym przez kogo? Czuję, że istnieję w Europie. Pytanie o gościnność nie jest pytaniem do mnie, tylko do Europejczyków... I tu chyba jest odpowiedź na twoje pytanie. To, że mówię "oni", a nie "my", oznacza, że faktycznie nie czuję się mile widziany. Europejczycy nie są wystarczająco otwarci. Ale czuję, że mam swoją przestrzeń. Zaanektowałem ją, bo nikt mi jej nie dał. Mimo wszystko czuję, że tu należę. Problemy i pytania Europy są też moimi. Na przykład pytanie o Holocaust. Wcześniej nie czułem, że mnie dotyczy, teraz jest inaczej – co znaczy, że znalazłem tu swoje miejsce. Jednak jeśli spojrzeć na narrację – nawet tę dotyczącą naszej syryjskiej historii – nie jest ona naszą narracją. Jest bardzo europocentryczna. Gdybyśmy byli mile widziani, to przyjęto by nas do Europy z naszymi historiami i naszą narracją. Ale jak tego dokonać?
THE STORY WON'T DIE /// TRAILER
Kim jest twoja publiczność teraz?
MAH: To część mojego obecnego kryzysu twórczego i egzystencjalnego. Do 2016 r., kiedy wciąż wierzyłem, że wrócę do Syrii, tworzyłem głównie dla Syryjczyków. Używałem wyłącznie arabskiego języka w moich utworach i podczas moich występów. Próbowałem wzmacniać syryjską tożsamość, bo jest ona zagrożona na emigracji. Ale później, kiedy zrozumiałem, że nie wrócę, zacząłem tworzyć dla ludzi. Oparłem się na idei, że każdy człowiek rozpoznaje ból. Bez znaczenia, jakie jest jego źródło. Nie ma hierarchii w bólu. Staram się o tym mówić.
Czy dziś używasz innych języków niż arabski?
Teraz tak. Wszystkich, którymi potrafię się komunikować, włączając w to ciszę.
Wasz film poniekąd szuka odpowiedzi na pytanie, jak rozmawiać o traumach.
DHG: Przeszłość przyniosła nam wiele ran i blizn. Pytanie zatem, jak je zaleczyć? Jakie rozmowy muszą się odbyć? Jakie formy ekspresji muszą zostać wykorzystane? Polski dotyczy też pytanie o to, co się dzieje aktualnie na granicy z Białorusią. Ten problem nie zniknie. Problem emigracji trwa od wieków. Jako gatunek ludzki, musimy się nauczyć, jak rozmawiać na ten temat, a nie zamiatać wszystko pod dywan, czy udawać, że przeszłość nas nie dotyczy. W ten sposób ryzykujemy, że przeszłość się powtórzy. Myślę, że rolą kina czy sztuki w ogóle, jest próba odpolitycznienia tego tematu, próba dostrzeżenia w tym wszystkim człowieka. W wiadomościach możemy zobaczyć, jak sytuacja na granicy jest rozgrywana pomiędzy władzami poszczególnych państw. Ok, ale pod tymi suchymi faktami są ludzie i ich historie. Pytanie, jak opowiadać te historie, by dotarły do sumień?
MAH: Ostatecznie jesteśmy artystami, więc to jest nasz sposób na opowiadanie o traumie. Ale, inaczej niż David, ja moją sztuką chcę rzucać światło na politykę. Bo odpolitycznianie obrazu uchodźców może im umniejszać. Nasze życie w Europie jest oparte na politycznym doświadczeniu. To rezultat politycznego zaangażowania. Dyktatura to też jest zjawisko polityczne. Myślę, że tu, w Polsce, dobrze o tym wiecie.
DHG: Tak, ale artyści stawiają pytanie, jak można ująć temat polityczny, by odbiorca zobaczył go i poczuł, jakby był nowy. To coś, co nazywam "efektem Van Gogha". Jego "Gwiaździsta noc" jest wszędzie. Widzimy go na torbach, koszulkach, tapetach w telefonie tyle razy, że stajemy się odporni na jego piękno. Więc kiedy idziemy do muzeum i widzimy oryginał, musimy wpatrywać się w niego przez kilka dobrych minut, zanim pozbędziemy się naszej koncepcji tego obrazu. Tak samo jest z tematem uchodźców czy Holocaustu, czy wszystkich innych historii, które słyszeliśmy już tyle razy, że przestaliśmy być na nie wrażliwi.
Davidzie, jak twój film został przyjęty w Polsce?
DHG: Pokazywaliśmy go m.in. na Amerykańskim Festiwalu Filmowym we Wrocławiu. I w przeciwieństwie do tego, co widzimy w mediach na temat kryzysu na polsko-białoruskiej granicy i na temat waszego rządu, polska publiczność była niezwykle otwarta. To było coś pięknego. Po pokazie wstał pewien starszy mężczyzna i mówił coś w bardzo emocjonalny sposób. Nie znam polskiego i w pierwszej chwili pomyślałem, że mówi coś przeciwko uchodźcom. Ale gdy skończył, cała publiczność zaczęła bić brawo. A później usłyszałem od tłumacza, że powiedział: "ten film powinien być pokazywany teraz w każdym kinie w Polsce". Zatkało mnie.
Jakie są wasze wrażenia z pobytu w Polsce?
DHG: Kiedy pojechałem do Zamościa, prawie się popłakałem. Tamtejsza architektura, szczególnie rynek, łączy w sobie tyle różnych kultur. Zamość ma bardzo długą, multikulturową historię. Choć tę historię łatwo jest koloryzować, zobaczenie na własne oczy architektury tego miasta było niesamowite. Poczułem się tam bardzo dobrze. I byłem dumny, że mam polskie korzenie.
MAH: Bardzo chciałem zobaczyć Warszawę z powodu jej historii. Ale na miejscu, gdy zobaczyłem te komunistyczne budynki z lat 70., poczułem się niemal jak w domu. Syria też przez lata skłaniała się w stronę ZSRR. Nadal mamy socjalistyczny rząd. Na festiwalu Watch Docs miałem okazję obejrzeć film "Sędziowie pod presją". Zacząłem szukać punktów wspólnych między Syrią a Polską. Oczywiście jest to duże uproszczenie, bo Syria jest bardziej posunięta w stronę dyktatury, a rząd bardziej agresywny w ograniczaniu praw. Ale z tego filmu wynikało, że Polska stoi chyba gdzieś pomiędzy wolnością a dyktaturą. Ale to, że możecie mieć taki festiwal w centrum Warszawy, to wartość, której warto i trzeba bronić.