Z dużej chmury mały deszcz. Hit Netfliksa nie sprostał oczekiwaniom
Szefowie Netfliksa z serialem "Wikingowie: Walhalla" wiązali ogromne nadzieje. Liczyli, że będzie cieszył się większą popularnością niż "Wiedźmin". Zaczęło się bardzo dobrze, od świetnych recenzji krytyków. Jednak widzowie od początku nie podzielali ich opinii.
Oryginalny, kanadyjsko-irlandzki serial powstał na zamówienie amerykańskiej stacji telewizyjnej History. Projekt cieszył się bardzo dużą popularnością na całym świecie. Zawierał wiele wątków nawiązujących do prawdziwych wydarzeń lub fragmentów poematów i sag z całej, liczącej ponad 200 lat epoki wikingów. Jego akcja rozgrywała się na przełomie VIII i IX w.
Kontynuacja "Wikingów", która jest już produkcją Netfliksa, osadzona została 100 lat później. Nie spotkamy więc żadnego ze znanych bohaterów. Od ich śmierci minęło tyle czasu, że stali się legendami dla kolejnych pokoleń wikingów.
Twórca oryginalnej produkcji Michael Hirst podkreśla, że choć zrozumienie spin-offu nie wymaga znajomości oryginalnej serii, to dzięki powracającym wspomnieniom wyczynów Ragnara, Ivara i innych legendarnych już postaci, pomiędzy obiema serialami została zawiązania fabularna więź.
ZOBACZ TEŻ: "Wikingowie: Walhalla" (2022) - finałowy zwiastun serialu.
Koncept serialu "Wikingowie: Walhalla" wydawał się być dobrze pomyślany. Co więcej, gdy zaczęły pojawiać się pierwsze recenzje krytyków, można było dojść do wniosku, że mamy tutaj do czynienia z naprawdę świetną produkcją. Na portalu Rottentomatos serial przez długi czas utrzymywał 100 proc. średnią pozytywnych ocen. Nie wszystkie były entuzjastyczne, ale recenzenci zgodnie twierdzili, że produkcja Netfliksa jest warta obejrzenia.
Na tym samym portalu zaczęły też pojawiać się opinie widzów. Znacznie, znacznie bardziej krytyczne. Pojawiły się zarzuty, że produkcja Netfliksa rozmija się z faktami. A przecież kanadyjsko-irlandzki serial "Wikingowie", którego "Walhalla" jest kontynuacją, wyróżniał się dbałością o historyczne szczegóły.
Ponadto po raz kolejny poprawność polityczna stała się przyczyną krytyki. Największe kontrowersje wzbudził fakt obsadzenia czarnoskórej aktorki w roli władcy Kattegat. Jarl Haakon, na którym wzorowana jest ta postać, według historyków był bowiem mężczyzną i na pewno nie miał ciemnej skóry.
Podczas premierowego weekendu "Wikingowie: Walhalla" był oglądany przez 80,6 mln godzin. Jego popularność okazała się znacznie mniejsza od "Wiedźmina", z którym miał konkurować. Produkcja oparta na twórczości Andrzeja Sapkowskiego wystartowała za znacznie wyższego pułapu (142,3 mln godzin).
W ciągu 17 dni od dnia premiery wynik oglądalności serialu "Wikingowie: Walhalla" sięgnął 236 mln godzin. W analogicznym czasie drugi sezon "Wiedźmina" osiągnął rezultat na poziomie 400 mln godzin. Różnica jest ogromna. Szefowie Netfliksa muszą być rozczarowani swoją najnowszą, flagową produkcją.