Francois Ozon zawsze w sposób nieprzewidywalny potrafił odwracać filmowe konwencje. Jego zabiegi dotyczą zarówno scenariusza, jak i strony wizualnej prezentowanych produkcji. Ten nietuzinkowy francuski twórca szokuje, miejscami nudzi i niejednokrotnie zachwyca. W wielu przypadkach dzieje się to jednocześnie. Nie trzeba zbyt długo szperać w jego filmografii, żeby doszukać się obrazów najbardziej reprezentatywnych i tych dających ujście najskrajniejszym emocjom - spójrzcie choćby na „Basen”, „8 kobiet”, czy „Sitcom”.
Nie wdając się w głębszą analizę postaci samego reżysera, który niestrudzenie dokonuje gatunkowego sabotażu w swoich dziełach, przyjrzyjmy się filmowi „Angel”. Obraz z Romolą Garai i Michaelem Fassbenderem w rolach głównych, pretendował do miana wystawnego pastiszu klasycznego melodramatu. Niestety w efekcie końcowym cały ten interesujący koncept został rozbity o gatunkowe mielizny i banalne schematy, a sam Ozon jako mistrz stylizacji, zaplątał się we własne sidła filmowej kreacji.
„Angel” jest ekranizacją powieści autorstwa jednej z największych legend amerykańskiej kinematografii - Elizabeth Taylor. Czyż już sam ten fakt nie niesie ze sobą obietnicy wyjątkowego seansu?
Anglia, początek XX wieku. Młoda kobieta - Angel Deverell marzy, aby wyjechać z malutkiej, biednej mieściny, w której przyszło jej mieszkać. Dziewczyna spędza każdą wolną chwilę na pisaniu romansów, w których wszystkie bohaterki są piękne, wytwornie ubrane, szczęśliwe i adorowane przez przystojnych, bogatych mężczyzn. Kiedy Angel odczytuje fragment swojej pierwszej powieści zostaje wyśmiana.
Nic sobie z tego nie robiąc, z jeszcze większym zapałem i determinacją zapełnia kolejne strony wydumanymi historiami. Przyszłość pokaże, że jej upór i brak jakiejkolwiek pokory przed krytyką opłacą się. W niedługim czasie londyński wydawca orientuje się, że tandetne, cukierkowate romanse Angel trafiają w gust tysięcy ludzi i mogą mu przynieść górę pieniędzy. Dalej już wszystko w życiu głównej bohaterki układa się wręcz bajkowo. Angel staje się ulubienicą tłumów, podbija salony londyńskiej śmietanki towarzyskiej, zarabia krocie i spełnia swe największe marzenia. Kupuje okazałą rezydencję Paradise i wkrótce poślubia kochającego jej pieniądze, ekspresjonistycznego malarza Esme - hazardziestę i kobieciarza. Małżeństwo jest początkiem jej kłopotów, a w przyszłości stanie się przyczyną klęski i doprowadzi ją do upadku.
Sam opis ostatniego filmu Ozona prezentuje nam bardzo sztandarową historię, żywcem wyjętą z klasycznego melodramatu. Nic dziwnego, że reżyser postanowił jego stylizację oprzeć na złotych latach tego gatunku. Konfekcyjna elegancja obrazu oraz barokowy przepych, który uświadczymy w filmie „Angel”, wywodzi się rodem z lat 30. i 40. XX wieku.
Ten blichtr, teatralność, sztuczność świata przedstawionego oraz wyraźnie wyczuwalna emfaza wypowiadanych kwestii, szczególnie w przypadku wyznawania miłości, początkowo będą nas śmieszyć i podkreślać karykaturalny charakter przedstawiciela tego gatunku, po czym nas znużą, wywołując jednocześnie niemałe zniecierpliwienie. Francois Ozon podjął się gry z konwencją filmowego melodramatu, którą niestety przegrał. „Angel” można podzielić na dwie części. Obie względem siebie są nierówne. Pierwsza prezentuje nam życie i ambicje bezczelnego bezguścia, druga przedstawia obraz upadku ulubienicy tłumów. Koniec bajki, a początek koszmaru głównej bohaterki jest zdecydowanie lepszą częścią filmu. Jednak jako całość „Angel” jawi się nam nie tylko jako udawany melodramat, ale przede wszystkim jako nieudana parodia gatunku.
Piękne obrazy i znakomite aktorstwo urodziwych gwiazd w niczym tu nie pomogły. Pierwszą anglojęzyczną produkcję francuskiego mistrza filmowej stylizacji, należy uznać za nieudaną. Zagubiony w możliwościach filmowego pastiszu.
WYDANIE DVD:
Pomimo iż film w Polsce nie cieszył się zbyt dużą popularnością, jego wydanie DVD jest wysoce zadowalające. Polski dystrybutor, Gutek Film, oprócz oczywistego interaktywnego menu z bardzo przyjemną dla oka szatą graficzną, uzupełnił DVD o zakładkę dodatków. Odnajdziemy tam wywiady z głównymi twórcami, dzięki którym będziemy mogli się przyjrzeć Romoli Garai w jej naturalnej odsłonie, posłuchać samego reżysera i rozmarzyć się przy przystojnym Michaelu Fassbenderze, który opowie nam o pracy na planie.