"Zostałam zgwałcona przez hollywoodzką szychę". Wpis Rose McGowan zrobił się przerażająco aktualny
Niemal dokładnie rok temu Rose McGowan zdradziła na Twitterze, że została zgwałcona przez wysoko postawioną hollywoodzką personę. Wielu powątpiewało w prawdziwość jej słów. Dziś, kiedy rozpętała się afera wokół Harveya Weinsteina, wpis aktorki nagle zrobił się przerażająco aktualny.
Sprawą Harveya Weinsteina żyje cała Ameryka. Jak podaje "The New York Times", hollywoodzki gigant i producent takich hitów jak "Pulp Fiction", "Sin City - Miasto grzechu" czy "Władca Pierścieni" miał przez ostatnie kilkadziesiąt lat molestować niezliczoną ilość kobiet i płacić za milczenie.
Wśród nich znalazła się Rose McGowan, która w 1997 r. poszła na ugodę z prawnikami Weinsteina i dostała 100 tys. dol. zadośćuczynienia. Gwiazda "Deathproof: Planet Terror" miała wówczas 23 lata i padła ofiarą producenta podczas festiwalu w Sundance.
McGowan często zabiera głos w sprawach kobiet i obnaża hollywoodzką mizoginię. Tak było w 2015 r., kiedy ujawniła skandaliczne kulisy tamtejszych castingów. Aktorka zamieściła na Twitterze fragment seksistowskich wytycznych, jakie dostała przed jednym z przesłuchań. Za ich wyjawienie został zwolniona przez swojego agenta:
Jednak większe poruszenie wzbudziły jej wpisy na Twitterze z października zeszłego roku opatrzone tagiem #WhyWomenDontReport. McGowan określiła się w nich ofiarą gwałtu. "Zostałam zgwałcona przez hollywoodzką szychę" - napisała. Nie podała jednak danych gwałciciela, stwierdzając tylko, że "pora na cholerną szczerość".
Gwałtu miał się na niej dopuścić ceniony w amerykańskim światku filmowym szef dużego studia. "To tajemnica poliszynela w Hollywood i mediach. Wstyd mi, że mój gwałciciel jest adresatem tylu pochlebstw" - napisała na Twitterze.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Wpisy McGowan były pokłosiem debaty dotyczącej zarzutów molestowania seksualnego stawianych ówczesnemu kandydatowi na prezydenta USA, Donaldowi Trumpowi. McGowan uznała, że to odpowiednia pora na opowiedzenie o swoim przykładzie. Zaczęła od wpisu, w którym nawiązała do słów usłyszanych od pewnej prawniczki. Kobieta miała jej powiedzieć, że McGowan nie ma szans na wygraną w sądzie z szefem studia, jeżeli zagrała w filmie scenę łóżkową.
Przez dłuższy czas spekulowano, kogo aktorka miała na myśli. Padały takie nazwiska jak Marylin Manson, Robert Rodriguez czy Davey Detail. Dziś, w świetle rewelacji, o których pisze "The New York Times", wiele wskazuje, że McGowan miała na myśli Harveya Weinsteina.
W najnowszych wpisach McGowan zarzuca pozostałym aktorkom molestowanym przez Weinsteina milczenie i bierność, dzięki której producent tyle lat był bezkarny.