"Dziewczyna z pociągu": z kobiecej perspektywy [RECENZJA]
Niewiele powstało filmowych thrillerów, w których prym wiodą kobiety. I choć „Dziewczyna z pociągu” zawiera błędy fabularne i konstrukcyjne, to należy docenić ten film za wspaniałą żeńską rolę główną.
Pierwszoplanowa bohaterka ma na imię Rachel. Codziennie rankiem wsiada do kolejki podmiejskiej i jedzie do pracy. Przygląda się mijanym krajobrazom, przypatruje ludziom w podróży, pogrąża w świecie swoich fantazji, lęków, emocji. Nie wiemy co jest prawdą, a co projekcją Rachel. Dziewczyna jest alkoholiczką, zapada się w swoim świecie, świat rzeczywisty miesza się z tym wyimaginowanym.
Reżyser Tate Taylor powiedział w wywiadzie, że z początku nie chciał czytać bestsellera Pauli Hawkins pod tym samym tytułem. Nie chciał obciążać się wizją autorki, która stworzyła bardzo sugestywny kobiecy portret. W jej powieści Rachel jest zagubiona, samotna, pozbawiona inicjatywy. Dryfuje na obrzeżach życia poruszając się znajomą, przetartą ścieżką dom-praca-bar. Uległ jednak lekturze i zapoznał się z propozycją Hawkins. Przyznał że powieść posłużyła mu za wiarygodne psychologiczne studium kobiety w opresji. Rachel jest na emocjonalnym zakręcie, niszczy siebie i obwinia za tragedię, która wydarzyła się w przeszłości. I gdyby tak czytać jego „Dziewczynę z pociągu” to seans wypadałby satysfakcjonująco. Blunt jest świetna jako Rachel: wycofana, zalękniona, pogubiona. Jej gra bazuje na skromnych gestach, za pomocą których potrafi ukazać wielką bezradność i samotność swojej bohaterki.
Ale film Taylora – podobnie zresztą jak książka – jest thrillerem. I jako thriller nieco zawodzi. Być może montaż gmatwa przekaz filmu i nie pozwala dobrze wybrzmieć intrydze. Otóż Rachel zaczyna interesować się zbyt mocno życiem pewnej, dostrzeżonej z pociągu, dziewczyny – wchodzi w nie swój krąg tajemnic. To uruchamia w niej bolesne wspomnienia: nieudanego małżeństwa, niespełnionego macierzyństwa, okrutnej utraty złudzeń. Nie wiemy – powtórzę raz jeszcze – co jest realne, a co urojeniem, alkoholowym przewidzeniem bohaterki. Rachel próbuje rozwikłać sekret nieznajomej, a to sprzyja analizie zdarzeń i niewyjaśnionych spraw sprzed lat, przed którymi uciekła w alkohol.
Niestety z czasem przestaje interesować nas wielowątkowa fabuła, sieć powiązań, swoiste śledztwo, które prowadzi Rachel. Nie jest ważne również to, co jest iluzją a co rzeczywistością. Istotna pozostaje jedynie Emily Blunt i jej bohaterka: kobieta niechciana, niekochana, nieakceptująca samej siebie. Wszystko traci na znaczeniu wobec solidnej i zbalansowanej gry aktorki. To zapewne też wina montażu i źle poprowadzonej narracji, dość chaotycznej, porwanej i mozaikowej. Jednak fani Emily Blunt nie powinni być zawiedzeni. I ja doceniam ten film mimo jego wad. Dobrze jest zobaczyć thriller, w którym historia przedstawiona jest z kobiecej, dotąd w kinie gatunkowym marginalizowanej, perspektywy.