Weronika Rosati: "Nie można zaplanować sukcesu"

Już za kilka dni premiera najbardziej oczekiwanego polskiego filmu tego roku. W ”Obławie” zobaczymy m.in. Weronikę Rosati, która kilka miesięcy przygotowywała się do tej roli. Nam aktorka opowiada, co robi, by zostać gwiazdą światowego kina.
Weronika Rosati: "Nie można zaplanować sukcesu"
Źródło zdjęć: © Kino Świat

- O czym według Pani jest „Obława”?

To opowieść o naturze ludzkiej, o tym, do czego ludzie są zdolni w sytuacji desperacji i braku dobrego wyboru. Wojna zmusza do kroków, których ludzie by nie podjęli, gdyby nie sytuacja, w jakiej się znaleźli. Są zmuszeni do dokonywania nieludzkich czynów, których będą się wstydzić do końca życia. Na plakatach do filmu producent umieścił napis „Zdrada ma wiele twarzy” i myślę, że to też opowieść o zdradzie. Większość bohaterów „Obławy” musi zdradzić, albo siebie, albo kogoś.

- Czy Pestka, Pani postać, może zostać rozgrzeszona przez widzów za swój czyn?

Przygotowując się do tej roli bardzo mocno wierzyłam w jej motywacje. Ona wszystko robi z myślą o młodszej siostrze. Ja mam bratanicę w wieku siostry Pestki i, gdym została postawiona w podobnej sytuacji, a jej groziła śmierć, to też mogłabym zrobić rzeczy, które wydają się być niewybaczalne. Można powiedzieć, że Pestka jest dobrą osobą, która jest zmuszona zrobić coś złego. Wybiera, jej zdaniem, mniejsze zło, choć płaci za to ogromną cenę.

- Jak Pani wspomina pracę na planie?

Kręciliśmy film kilka miesięcy, z tego kilka tygodni w zimie, w lesie. Może to brzmi mało wiarygodnie, ale najbardziej zaszkodziło nam świeże powietrze. Jeśli mieszka się w dużym mieście i nagle jedzie w bardzo czyste miejsce, to taka zmiana jest szokiem dla organizmu. Powietrze nas odurzało, a przez pierwsze dni prawie wszyscy chorowaliśmy. Ale to nie warunki zewnętrzne były dla mnie najcięższe. Najtrudniej było skupić się na graniu postaci, która jest tak bardzo inna ode mnie.

- Podobno zgodziła się Pani grać bez makijażu? Co jeszcze mogłaby Pani zrobić dla roli?

Sama to zaproponowałam. Na zdjęcia próbne przyszłam nieumalowana i tak już zostało. Moja ukochana aktorka Betty Davis już w latach trzydziestych, kiedy było to nie do pomyślenia, grała bez makijażu, jeśli uznała, że taka kreacja jest potrzebna dla wiarygodności postaci. W „Obławie” chciałam wyglądać jak najgorzej, bo gram biedną dziewczynę, która nie miała możliwości się stroić, czy malować. Z tego samego powodu zrzuciłam przed kręceniem filmu kilka kilogramów, a do zdjęć pozwalałam przylizywać sobie włosy żelem, by wyglądały na tłuste. Gdy zgadzam się zagrać jakąś postać, dostosowuję się do roli i nie traktuję tego jako wyrzeczenia.

- Jakich jeszcze przygotowań wymagała „Obława”?

Uznałam, że Pestka jest bardzo samotna. Przez kilka miesięcy nie wychodziłam z domu, nie utrzymywałam żadnych kontaktów towarzyskich, nawet będąc z najbliższymi odcinałam się, by poczuć jak wygląda prawdziwa samotność. Zauważyłam, że im bardziej odcinam się od ludzi, tym sama mniej mówię. To był efekt, który próbowałam przełożyć na ekran. Poza tym w okresie przygotowania oglądałam mnóstwo filmów z lat 30-tych i słuchałam tylko muzyki z tamtego okresu. W ogóle nie żyłam współczesnością, a w czasie gdy kręciłam film, nie malowałam się nawet poza planem i chodziłam w dresach, by wkładając kostium nie czuć się nieswojo.

- Zdecydowała się Pani na tę rolę, by udowodnić, że może zagrać coś więcej niż tylko ładną kobietę.

Raczej chciałam pokazać, że stać mnie, mam odwagę i chcę grać każdą rolę, która jest wyzwaniem. Uznałam, że „Obława” jest jednym z najlepszych scenariuszy jakie czytałam - to mnie przekonało.

- Kilka razy odmawiała Pani udziału w filmach ze względu na sceny rozbierane. Czego jeszcze nie zrobi Pani dla roli?

To bardzo proste. Jeśli zależy mi na roli, i jeśli jest to usprawiedliwione w scenariuszu, to nie protestuję przeciw scenom rozbieranym. Zrobiłam niedawno trzy. Jedną z nich właśnie w „Obławie”. Drugą w „Luck”, gdzie mogłam sama zdecydować, czy chcę ją robić. Gdy zgłosili się do mnie z produkcji, powiedziałam, że to przemyślę i zadzwoniłam do rodziców. Takie sceny nie są ani przyjemne, ani komfortowe i z tego powodu czułam pewien strach. Zgodziłam się, by go przełamać i aby już nic mnie w aktorstwie nie ograniczało.

- Pracuje Pani i w Polsce, i za granicą. Jakie są różnice?

Każdy plan jest inny. Ale w Stanach są pewne zasady chronione przez Stowarzyszenie Aktorów Amerykańskich, do którego należę. Aktor musi mieć zapewnioną limuzynę, czterogwiazdkowy hotel, własną przyczepę na planie. To jednak nie sprawia, że tam pracuję lepiej i chętniej. Liczy się przede wszystkim scenariusz. Nie mam zamiaru wybierać, gdzie chcę zostać na stałe. I w Polsce, i w Stanach czuję się jak u siebie. Takie dzielone życie bardzo mi odpowiada.

- Prócz grania w filmach pisze Pani felietony o gwiazdach starego kina. Pretenduje Pani do takiej roli?

Kiedyś był kult gwiazd. Miały one być kimś odległym i otoczonym aurą tajemniczości, niedoścignionym wzorem i obiektem marzeń. Wtedy ceniono osobowość, talent, urodę i wyjątkowość. Żyjemy w czasach, gdy od znanych oczekuje się prawie pokazywania swoich wnętrzności. Wyciąga się najgorsze słabości aktorów, by ludzie mogli się pocieszyć, że nie są sami. Teraz często zawraca się uwagę na przeciętnych, z którymi każdy może się identyfikować. Choć ciągle są wielkie aktorki, na przykład Meryl Streep, a w Polsce Krystyna Janda.

- Stara się Pani którąś z tych wielkich gwiazd naśladować?

Raczej inspiruję się nimi. Gdybym próbowała kogoś naśladować, to byłoby widać i już nie byłabym autentyczna. Mogę czerpać wiedzę z ich aktorstwa i przyglądać się ich wyborom. Szczególnie bliska jest mi Liz Taylor, bo była pierwszą ofiarą prasy. Próbowała popełnić samobójstwo, gdy została wyklęta za romans z Richardem Burtonem. Ale przeszła przez to, podniosła się, zagrała rolę swojego życia w „Kto się boi Virginii Woolf” i dostała Oscara.

- Czy studiując biografie, można się nauczyć jak zostać gwiazdą?

Mnie one raczej uczą, jak przetrwać bycie gwiazdą. Nie można zaplanować swojego sukcesu… To musi być poparte ciężką pracą, uporem i szczęśliwym zbiegiem okoliczności. A przede wszystkim umiejętnością dostrzegania szansy, która zazwyczaj pojawia się w najmniej oczekiwanym momencie.

- Pani jeszcze czeka na taką szansę?

Myślę, że ja ją już dostałam i z niej skorzystałam. Takim momentem była propozycja udziału w serialu „Luck” i w filmie „Obława”. Oczywiście tak strasznie kocham swoją pracę, że każdego dnia od nowa walczę o kolejne role. Ale do tej pory zrobiłam bardzo dużo i mam poczucie spełnienia.

- Gdzie jeszcze, prócz „Obławy” i „Luck”, można Panią zobaczyć?

Jestem bardzo dumna, że zagrałam drugoplanową rolę w filmie „Icemen”, który już był pokazany w Wenecji i Toronto, a w Polsce będzie w kinach w styczniu. Wiem już, że nie zostałam wycięta. Mam też epizod, ale z samym Alem Pacino, w filmie „Stand up Guys”. Do kin niedługo wchodzi też „Bullet To The Head” z Sylvestrem Stalone, gdzie zagrałam mały epizod, a ostatnio byłam na zdjęciach we Francji do filmu Chrisa Browna „Planet B-Boy”. W Polsce już niedługo będzie mnie można również zobaczyć w jednym z odcinków serialu „Ojciec Mateusz”.

* Rozmawiała Ewa Pokrywa/AKPA*

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)