18 lat temu wszedł z bronią do studia TVP. Wziął zakładników.

Prawie dwie dekady temu do studia TVP wtargnął uzbrojony człowiek, który domagał się wejścia na antenę. Jak dokładnie wyglądało całe zajście?

Zamachowiec przystawia pistolet do głowy strażnika TVP w studiu Telewizji Polskiej. Materiał nie był emitowany na żywo.
Zamachowiec przystawia pistolet do głowy strażnika TVP w studiu Telewizji Polskiej. Materiał nie był emitowany na żywo.
Źródło zdjęć: © PAP | Piotr Rybarczyk
Przemek Gulda

Jest lato 2003 roku. Polska przeżywa dość stabilny okres, choć wyraźnie czuć już narastające napięcie. Nie brakuje takich, którym nie podoba się, że władza jest w rękach postkomunistycznej lewicy, a najwyższe stanowiska zajmują politycy znani z czasów PRL-u: prezydentem jest Aleksander Kwaśniewski, na czele rządu stoi Leszek Miller. A wybory dopiero za dwa lata. Na razie odbyło się referendum europejskie, w którym Polacy nader zgodnie poparli wstąpienie do Unii.

Wciąż nie wygasły jeszcze do końca echa głośnych afer z poprzednich lat: korupcyjnej awantury z udziałem Lwa Rywina czy prywatyzacji PZU. Na ulicach Warszawy manifestują górnicy – na placu Trzech Krzyży dochodzi do prawdziwej bitwy z policją.

W Tomaszowie Mazowieckim nie ma wówczas wielu rzeczy do roboty. Młodzi ludzie spotykają się w miejskim parku, narzekają na brak pracy i perspektyw, na najróżniejszych "onych", którzy dorabiają się nieuczciwie i odbierają szanse innym. Wieczory w plenerze są suto podlewane alkoholem, coraz częściej pojawiają się też narkotyki.

"Dokąd to wszystko prowadzi?"

Adrian M. jest jednym z młodych ludzi, którzy wiedzą, że nie mają żadnych szans na zrobienie kariery i zostają im tylko pijacko-narkotykowe imprezy w parkach we wszystkich Tomaszowach całej Polski. "Nie da się w tym kraju zrobić uczciwie kariery, prawo tworzą ci, którzy stoją ponad nim i mają je za nic. Ustawione przetargi, łapówki, wielkie odprawy… Dokąd to wszystko prowadzi?". Wszyscy tak mówią, ale Adrian postanawia, że samo narzekanie nic nie zmieni, że trzeba coś zrobić. Zdobywa broń i jedzie do Warszawy. Ma plan.

Jest niedziela, 21 września. Wczesny wieczór, na dworze wciąż jeszcze szaro. Strażnik w budynku TVP przy ul. Woronicza rozgląda się ze swojego stanowiska. Cisza i spokój, nic się nie dzieje. Na małym monitorze poglądowym kończą się właśnie "Wiadomości". Jeszcze tylko serwis sportowy, prognoza pogody i zaraz ma się zacząć kolejny odcinek serialu "Boża podszewka".

Nagle słyszy dziwny hałas. Dochodzi od strony drzwi wejściowych. Pojawia się w nich młody człowiek. Szarpie się z bramkami wejściowymi. Strażnik podrywa się na równe nogi. Już wie, że skończyła się spokojna niedzielna służba.

Bartosz Bielenia jako zamachowiec w filmie "Prime Time"
Bartosz Bielenia jako zamachowiec w filmie "Prime Time"© Materiały prasowe

Podbiega do intruza i próbuje go zatrzymać, ale sytuacja błyskawicznie się odwraca. Okazuje się, że młody mężczyzna – to Adrian M., który właśnie przyjechał z Tomaszowa – ma w ręku pistolet. Strażnikowi miękną nogi, coś takiego jeszcze nigdy go nie spotkało. Adrian terroryzuje go i każe się zaprowadzić do studia telewizyjnego. Chce wejść na antenę na żywo, w drugim programie TVP.

Prime Time

Strażnik prowadzi go do najbliższego studia, nr 8. Adrian terroryzuje pistoletem wszystkich pracowników, którzy się tam znajdują. Są przestraszeni, ale nie tracą głowy. Tłumaczą mu, że z "ósemki" nie można nagrywać na żywo, trzeba przenieść się do położonej obok "siódemki". Adrian zgadza się, po drodze kilku pracowników wymyka się niepostrzeżenie. Błyskawicznie zawiadamiają dyrekcję telewizji i policję.

Kiedy na Woronicza trwa dramat, gorąco robi się w Komendzie Stołecznej Policji i w otoczeniu prezesa TVP Roberta Kwiatkowskiego. Niemal natychmiast tworzy on sztab kryzysowy, który koordynuje wewnętrzne działania. Podobna grupa zaczyna działać także w policji. Pracownicy telewizji zaczynają przygotowywać strategię rozwiązania sytuacji bez przerywania programu i w taki sposób, żeby uniknąć ofiar i dramatycznych wydarzeń pokazywanych na żywo i to w prime timie. Policjanci wysyłają natomiast na Woronicza zespół negocjatorów. Zaraz za nimi na Woronicza jadą także antyterroryści w pełnym rynsztunku.

Tymczasem dramat w studiu nr 7 trwa. Adrian zabarykadował się w reżyserce wraz z siedmiorgiem sterroryzowanych pracowników. Przygotowywali wtedy program "Sport Telegram", który miał zostać wyemitowany na żywo o godz. 22:20. Było już jasne, że do tego nie dojdzie. Jak potem wspominali, Adrian mówił bardzo spokojnie, ale podniesionym głosem, budzącym respekt. Twierdził, że jest wariatem i stać go na wszystko. Miał w oczach coś strasznego.

Kadr z filmu "Prime Time"
Kadr z filmu "Prime Time"© Materiały prasowe

Negocjacje

Tymczasem policyjni negocjatorzy rozpoczęli działania. Od początku czuli, że Adrian jest skłonny do rozmów. Zaczęli się więc z nim dogadywać co do warunków wypuszczenia zakładników. Z każdą minutą malało napięcie, napastnik stawał się coraz mniej agresywny. Pojawiły się pierwsze wzmianki o ewentualnym poddaniu się.

Negocjatorzy byli coraz spokojniejsi – wiedzieli już, że uda się spokojnie rozwiązać kryzys. Ale dowódcy podjęli decyzję, że do akcji muszą jednak wkroczyć także antyterroryści – pracownicy telewizji wciąż byli przecież na muszce. Akcja była szybka i bardzo skuteczna: po godz. 23:00 Adrian został obezwładniony i wyprowadzony z gmachu telewizji. Nikomu nic się nie stało.

Już podczas wstępnego przesłuchania udało się ustalić, że w trakcie napadu w ręku miał pistolet gazowy, który na dodatek nie był nabity. W oficjalnym oświadczeniu dla mediów przesłuchujący Adriana prokuratorzy cytowali jego słowa – miał ponoć powiedzieć, że głównym powodem jego wtargnięcia do TVP była chęć ostrzeżenia "innych młodych ludzi przez zgubnymi skutkami zażywania narkotyków". Najwyraźniej nikt go nie zapytał, jak się żyje w Tomaszowie Mazowieckim i do czego prowadzi depresja nudnych wieczorów w miejskim parku…

Historia jak z filmu

Kilkanaście lat później historia powróciła. I to w wielkim formacie. Opowieść o Adrianie M. stała się jedną z inspiracji scenariusza filmowego, który napisali Łukasz Czapski i Jakub Piątek. Film, zatytułowany "Prime Time", którego reżyserem jest Piątek, 18 kwietnia trafi na platformę Netflix. Piątek to fabularny debiutant, ale ma już koncie bardzo udany krótki metraż: chwalony "Users", opowieść o szukaniu uczuć w internecie.

Magdalena Popławska w filmie "Prime Time"
Magdalena Popławska w filmie "Prime Time"© Materiały prasowe

Głównego bohatera "Prime Time", który w filmie będzie miał na imię Sebastian, zagrał Bartosz Bielenia, słynny za sprawą brawurowej roli w "Bożym Ciele". Akcja przeniesiona jest w czasie o kilka lat – w filmie terrorysta zaatakuje telewizję w symbolicznym momencie: wieczorem 31 grudnia 1999 roku. Świat czekał wówczas na znaczącą zmianę daty, a jednocześnie bał się "pluskwy milenijnej", która miała zablokować wszystkie komputery i doprowadzić do daleko idących, tragicznych skutków.

- Rozpoczęliśmy tę podróż 2,5 roku temu z moim współautorem Łukaszem Czapskim i producentem Kubą Razowskim: faceci po trzydziestce, którzy tęsknili za buntem – opowiada Piątek. - Natrafiliśmy na historie napadów na telewizję w Stanach Zjednoczonych, Holandii, Burkina Faso, Polsce, ale tak naprawdę podobne wydarzenia miały miejsce na całym świecie. Uderzyła nas uniwersalność tego gestu, do którego uciekają się ludzie z różnych środowisk. Historia Sebastiana zrodziła się z tej tęsknoty, poczucia, które zdaje się towarzyszyć obecnie wielu osobom, niezależnie od szerokości geograficznej. Z potrzeby zmiany.

Źródło artykułu:WP Film
tvpBartosz Bieleniaterrorysta
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (254)