"25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy". Wyjdziecie z kina wściekli
Film Jana Holoubka o głośnej sprawie Tomasza Komendy 18 września trafi na ekrany naszych kin. Seans jest bolesnym przeżyciem. Ale to film, który wszyscy powinniśmy zobaczyć.
Tomasz Komenda spędził 18 lat swojego życia w więzieniu za czyn, którego nie popełnił. W 2004 r. został niesłusznie oskarżony o zgwałcenie i zamordowanie 15-letniej Małgorzaty Kwiatkowskiej i skazany na karę 25 lat pozbawienia wolności. W 2018 r. został uniewinniony. "25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy" opowiada tę wstrząsającą historię. To prawdopodobnie najmocniejszy film tego roku.
Komenda grany przez Piotra Trojana w filmie Jana Holoubka przedstawiony jest jako prosty chłopak. Pracuje w myjni samochodowej i mieszka z matką (Agata Kulesza) oraz braćmi w ciasnym mieszkaniu we Wrocławiu. Pewnego dnia z ulicy zgarnia go policja. Nie mija dużo czasu od pierwszego przesłuchania do osadzenia go w więzieniu. A tam zaczyna się jego koszmar.
Holoubek stworzył surowy, brutalny obraz. Ale jak inaczej opowiedzieć tę historię? Wiadomo przecież, że więzienie rządzi się swoimi prawami, a osadzeni za przestępstwa seksualne wobec nieletnich traktowani są z wyjątkowym okrucieństwem. Mam wrażenie, że w tym filmie więcej przemilczano niż pokazano. Ale mając świadomość, że to prawdziwa historia, trudno jest wysiedzieć na miejscu.
25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy - Zwiastun PL (Official Trailer)
W trakcie seansu pewnie nie raz będziecie mieli ochotę odwrócić głowę od ekranu czy nawet wyjść z kina. Ale to nie sceny gwałtu czy więziennych porachunków są najmocniejsze. Najtrudniej jest patrzeć, jak gaszona jest każda majacząca w oddali iskierka nadziei. Za każdym razem, gdy filmowemu Komendzie wydaje się, że uda mu się dowieść swojej niewinności, w kolejnej scenie ktoś brutalnie mu tę nadzieję odbiera. Zadziwiające, z jaką łatwością życie bohatera zostało w jednej chwili złamane. Nie do wiary, jak chętnie z każdej strony ktoś wymierza mu "sprawiedliwość".
Trudno tutaj nie zadawać sobie pytania, co te wszystkie samosądy czy obelgi rzucane w stronę matki bohatera mówią o nas jako o społeczeństwie? I czy można w ogóle wierzyć w polski system sprawiedliwości? Wreszcie: jak to możliwe, że w 2000 r. taka historia mogła się w Polsce wydarzyć? Twórcy filmu idą jeszcze dalej, zadając pytanie, komu tak naprawdę zależało na tym, by Komenda został skazany, gdy prawdziwi sprawcy zbrodni przez te wszystkie lata pozostawali na wolności?
To wszystko zostawia widza z uczuciem wściekłości, bezradności i – niestety – zwątpienia. Choć znaleźli się ludzie, którzy mieli odwagę po latach zawalczyć o niewinnego Komendę, mężczyzna nadal czeka na odszkodowanie. Jego pełnomocnicy domagają się od państwa prawie 19 mln zł. Sprawa nadal jest w toku. Za koszmar, który przeszedł, nikt do tej pory nie poniósł odpowiedzialności. Prawdziwi sprawcy zbrodni też jeszcze czekają na wyrok.
Chciałabym, żeby film Holoubka miał taką siłę rażenia, jak "Dług" Krauzego i żeby Komenda doczekał się sprawiedliwości. Ale nie wierzę w to, że tak się stanie. Nie po tym, co zobaczyłam na ekranie.