"365 dni". Kulisy scen seksu w najbardziej kasowym filmie roku
Twórcy ekranizacji książki Blanki Lipińskiej otworzyli szampana. I to pewnie niejednego. "365 dni" zaliczyło najlepsze otwarcie roku, gromadząc w kinach ponad 450 tys. widzów. Tylko w rozmowie z Wirtualną Polską reżyser i producent Tomasz Mandes zdradził, jak powstawały najgorętsze sceny filmu.
"365 dni" w reżyserii Barbary Białowąs i Tomasza Mandesa pokonał w wyścigu o większą widownię dwóch mocnych konkurentów: wyczekiwane od lat "Psy 3" i "Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa" z Natalią Siwiec.
Gdzie tkwi tajemnica sukcesu? W rozmowie z WP Tomasz Mandes przyznaje, że twórcy "365 dni" czuli ogromną presję.
- Już na samym początku razem z operatorem Bartoszem Cierlicą postawiliśmy sobie za cel stworzenie filmu, który plastyką nie będzie odbiegał od najwyższego, światowego poziomu. Nie było mowy o żadnych półśrodkach i pójściu na skróty- mówi Mandes.
Zobacz: Barbara Białowąs o pracy przy "365 dni": "To autobiografia Blanki. Nie wchodziłyśmy w konflikt"
-Widzieliśmy, że musimy dać Polkom to, co tak pociąga je w powieściach Blanki: egzotykę i charakterystyczne dla tych historii baśniowe odrealnienie.
Ale zdjęcia, kolory dodane w post produkcji i egzotyczne plenery to nie wszystko. Największym wyzwaniem okazało się rzecz jasna przeniesienie na ekran znaku firmowego prozy Blanki Lipińskiej: seksu.
-Musieliśmy znaleźć filmowy ekwiwalent zbliżeń między Laurą i Massimo, które w książce mają dużą moc opisową. Język bohaterki jest przecież dość bezpruderyjny, a nie było mowy o przekroczeniu cienkiej granicy oddzielającej erotykę od pornografii.
Twórcy doszli do wniosku, że tym ekwiwalentem będzie pokazanie uniesień w sposób emocjonalny, ale też niezwykle estetyczny. W rozmowie z WP Tomasz Mandes mówi, że kręcenie zbliżeń poprzedziły intensywne przygotowania.
-Sceny seksu realizowaliśmy w końcowej części zdjęć. Wszystko po to, aby aktorzy mogli się lepiej poznać, aby nawiązali nić porozumienia z ekipą, zbudowali zaufanie. To było najważniejsze.
Twórcy "365 dni" stała przed dużym wyzwaniem, bo na gruncie polskim byli pionierami. W żadnym nowożytnym polskim filmie popularnym, ale także światowym, nie pozywano scen łóżkowych na taką skalę.
-Nie mieliśmy za bardzo skąd czerpać wzorców. Presja była więc ogromna, ale też niezwykle motywująca.
Zbliżenia między Laurą i Massimo, w których wcielili się Anna-Maria Sieklucka i Michele Morrone, kręcono w technice mastershotowej.
-Realizowaliśmy je długimi, trwającymi maksymalnie 24 min ujęciami. Tak, aby temperatura tych scen była odpowiednia. Ich ciała są spocone, bo są naturalnie spocone. Skóra jest zaczerwieniona, bo jest naturalnie zaczerwieniona. Aktorzy mają podniesione tętno i przyspieszony oddech, bo są już po kilkunastu minutach fizycznego wysiłku.
Oczywiście każda scena miała wcześniej rozpisaną choreografią, ale aktorzy mieli też swobodę.
-Pozwalaliśmy im na dosyć duży freestyle. To nam dawało gwarancję, że efekt końcowy będzie wiarygodny. Ani trochę nie przeliczyliśmy się.
W rozmowie z WP reżyser potwierdził też, że trwają już przygotowania do sequela "365 dni".
-Wstrzymujemy się jeszcze chwilę z zamknięciem prac nad scenariuszem. Chcemy wziąć pod uwagę opinie widzów, bo ich wskazówki są dla nas bardzo ważne. To przecież film dla nich.
14 lutego "365 dni" trafi na ekrany w Wielkiej Brytanii i Irlandii. Jak zapewniają twórcy, zagraniczna ekspansja filmu na tym się nie skończy. Szczegóły są na razie trzymane w tajemnicy.