Agnieszka Grochowska: Zaletą zawodu aktora jest możliwość spotykania fantastycznych ludzi

Niecodziennie słyszy się by polska aktorka grała u boku amerykańskiego aktorka. Jeszcze bardziej niecodzienny jest fakt że Amerykanin występuje w polskim filmie. O tym kim w pracy jest Joshua Leonard oraz jaka jest jej nowa postać z „Małej wielkiej miłości” opowiada Agnieszka Grochowska

Agnieszka Grochowska: Zaletą zawodu aktora jest możliwość spotykania fantastycznych ludzi

- W jednej ze scen filmu Pani bohaterka przełazi przez płot w poszukiwaniu odpowiednio romantycznej scenerii. Podczas pokazu roboczego usłyszałem, że to scena w sam raz dla Pani, że także w życiu w podobnej sytuacji gotowa byłaby Pani przeskoczyć płot. W jakim stopniu obdarzyła Pani filmową Joannę swoją osobowością?

- Wyobraziłam sobie Joannę jako osobę, która nie czuje się do niczego zobowiązana, nie obowiązują jej żadne konwenanse. Nie myśli o przyszłości, pozwala sobie na studiowanie czegoś niepraktycznego, w ogóle wydaje się mało rozsądna – w pewnym stopniu ma to po ojcu. Z drugiej jednak strony emanuje z niej energia, jaką odziedziczyła po matce. Chciałam, by Joanna miała cechy obojga rodziców, ale niekoniecznie moje: sama mam silne poczucie obowiązku. Cechą, która mi się w niej szczególnie spodobała, jest odwaga. Ale nie jest to odwaga, która objawia się skakaniem przez płot, ale tym, że – na przykład – potrafiła zadzwonić do Iana i powiedzieć mu o tym, co naprawdę ją trapi. Jednocześnie czuję, że dzwoniąc do niego nie zakładała, że on przyjedzie, że dojdą do porozumienia. Zresztą gdy kompromis okazuje się zbyt trudny, zostawia Iana na środku ulicy i odchodzi. Być może dla kogoś, kto patrzy z boku, wygląda to na brak przezorności, moim zdaniem jest przejawem prawdziwej odwagi. To mnie zaintrygowało najbardziej.

- Jak układała się współpraca na planie z Joshuą Leonardem?

- Znakomicie. Josh jest uroczym człowiekiem, pozbawionym cech gwiazdorskich, choć nieoczekiwany sukces "Blair Witch Project" wielu zawróciłby w głowie. Tymczasem Josh był bardzo zaangażowany w nasz projekt, potrafił okazać wszystkim, jak bardzo mu zależy na powodzeniu filmu. To był bardzo fajny kontakt i przez to – bardzo fajna praca.

Kiedy lata temu byliśmy na wakacjach w Meksyku, dotarliśmy do miasta San Cristobal de las Casas. Okazało się, że Joshua też zna to miasto, pracował tam w ośrodku archeologicznym. Wydaje się, że kieruje nim ciekawość świata, dlatego kocha podróże i często podróżuje. A przy tym jest człowiekiem bardzo otwartym. Kiedy zaproponowano mu rolę… …w polskim filmie - jak opowiadał – pomyślał: "Polska? Czemu nie? To może być fajna przygoda!". Na planie sytuacja była jak najbardziej partnerska – on był ciekaw nas, a my jego.

Jedną z zalet zawodu aktora jest możliwość spotykania fantastycznych ludzi. Takich jak Mikołaj Grabowski. Świetnie mi się z nim grało, bo jest świetnym aktorem. Ale sama świadomość tego, że jestem na planie z dyrektorem Teatru Starego, mogłaby krępować, gdyby nie to, że Mikołaj Grabowski jest osobą niezwykle ciepłą, dowcipną. Już na samą myśl o nim uśmiecham się. Mam dla niego wielki szacunek, a dzięki tej pracy stał mi się bliski.

Muszę przyznać, że do tej pory nie znalazłam się w sytuacji, żebym odniosła sukces, pracując na planie czy scenie z kimś, z kim nie do końca udaje mi się dogadać. W moim zawodzie tak wiele zależy od kontaktu z drugą osobą – na płaszczyźnie prywatnej, a dopiero potem zawodowej. Nie potrafię koncentrować się wyłącznie na sobie, na osiąganiu własnych celów. Jeśli mam zrobić coś dobrze, muszę się nie bać, nie wstydzić. A nie osiągnę tego w sytuacji, kiedy nie mam zaufania do osoby, z którą współpracuję.

- "Mała wielka miłość" to Pani drugi film w reżyserii Łukasza Karwowskiego.

- Ten scenariusz powstał, zanim Łukasz nakręcił "Południe – północ". Zaczęliśmy o nim rozmawiać, kiedy pewnego dnia zaprosił mnie i Borysa Szyca do restauracji i pokazał nam nowy scenariusz. A dwa tygodnie później zaczęły się zdjęcia… Podziwiam jego determinację. Łukasz jest człowiekiem, który gotów jest rzucić wszystko, by nakręcić film – nawet jeśli to marzenie przyjdzie mu zrealizować za własne pieniądze. To jest godne szacunku. Podobnie było z "Małą wielką miłością". Marzeniem każdego filmowca jest nakręcić film w Hollywood. A Łukasz znalazł sposób, by to marzenie zrealizować. Co więcej, nie tylko udało mu się do swego pomysłu przekonać wielu ludzi, ale i doprowadzić projekt do końca. I za to go podziwiam.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)