Akwizytor śmierci
Elegancko ubrany pan z teczką. Prawdziwy biznesmen. Jurij Orłow (Nicolas Cage). Facet od "zaspokajania podstawowych ludzkich potrzeb". Od Uzi, poprzez AK-47 po czołgi i samoloty. Jeździ po świecie zachwalając i sprzedając towar wszystkim chętnym. No może nie wszystkim, tym których na to stać. Na pół obłąkanym wielbicielom wyzwalania innych z wszystkiego co tylko można sobie wymarzyć.
04.12.2006 18:08
Po piętach depcze mu jak słaby partner w tańcu niezbyt rozgarnięty agent Interpolu Valentine (Ethan Hawke). U boku stoi, o ile nie przebywa na odwyku, brat Witalij (Jared Leto). Jest jeszcze rodzina. Przyjaciół - brak.
Ale może lepiej nic nie robić niż robić to?!
Film, wydany teraz na DVD, rozczarował mnie, może nie okrutnie, ale jednak. Mimo kilku ciekawych, świetnie zrobionych scen. Znakomitego, dynamicznego początku filmu. Mimo fajnej choć ubogiej ścieżki muzycznej. Znani aktorzy od których można oczekiwać profesjonalizmu (wiem, że czasami aktor zagra jak należy, ale montaż da zupełnie inny, zaskakujący efekt). Mocny temat. A ktoś usiadł, powycinał, posklejał tak na łapu capu. Powstało coś niespójnego i nie do końca przemyślanego.
Według wypowiedzi Cage'a ten film jest dogłębną analizą bohatera - dwudziestu pięciu lat z życia handlarza bronią. Może tak miało być w scenariuszu. W filmie tego nie ma. Powierzchowne postacie. Zlepek różnych historii. Dość denerwująca forma narracji. I wrażenie ślizgania się, może i wdzięcznego, po temacie. Osobiście wolę bardziej zwartą i określoną opowieść. W której reżyser decyduje się na coś konkretnego. Albo na film sensacyjny albo na moralitet.
Może być to historia mniej "panoramiczna", a bardziej skoncentrowaną na człowieku. Motywach jego działania. Zamkniętym świecie producentów i handlarzy "śmiercią". Tutaj tego w zasadzie nie ma. O tym, że legalnie i nielegalnie handluje się bronią wszyscy wiemy. O tym, że ta broń służy do… zabijania też. O tym, że handlarze dorabiają się na tym procederze fortun także. Trudno sobie wyobrazić ten interes bez skorumpowanych urzędników wszystkich krajów, którzy potrafią się łączyć. Ludzi dla których liczą się tylko pieniądze. Tylko, że to wszystko powszechnie wiadomo. Przynajmniej mi się tak wydaje.
W tym filmie reżyser próbuje sugerować nam, że Orłow stale przeżywa dylematy moralne. W interpretacji Cage'a jest to dość żałosne. Nie sądzę by handlarze bronią, narkotykami, ludźmi cierpieli z powodu tego co robią. Oni o tym zwyczajnie nie myślą. Żyją chwilą i upajają się tym co posiadają. Są tak jak Orłow dumni z siebie, z tego, że są "dobrzy w tym fachu". Choć słowa Orłowa, że nie chodzi mu wcale o pieniądze brzmią śmiesznie.
Gra większości aktorów nie zachwyca, a nawet rozczarowuje. Grają bez przekonania. Ładna, ale bez wyrazu żona Jurija, Ava Fontaine (Bridget Moynahan). Irytujący w głoszeniu wzniosłych haseł agent Valentine. Brat Jurija, Witalij - tragikomiczny w swoim zachowaniu. Najbardziej podobał mi się zagrany przez Iana Holma (Bilbo z Władcy Pierścieni) handlarz bronią Simeon Weisz. Wyrazisty, konkretny, oszczędny w gestach i słowach. Prawdziwy twardy facet. Wrażenie robią szaleni afrykańscy kacykowie czyli wybitni przywódcy tamtejszych państewek.
Prawdziwa kasa jest w prawdziwych wojnach. Między krajami.
W filmie za dużo jest słusznego gniewu na sam proceder handlu bronią. Tak jakby przeciętny widz nie potrafił sam wyciągnąć wniosków. Zabawnie wygląda ciągłe mówienie o sprzedawaniu amerykańskiej broni, gdy na ekranie widzimy głównie jakże amerykański produkt - kałasznikow.
Dodatki do filmu są raczej skromne. W przeciwieństwie do aktorów i producentów wypowiadających się o swoim dziele. Ale przecież w końcu im za to płacą. I na koniec jeszcze uwaga co do tytułu. Po co poprawiać coś co jest dobre. A oryginalny tytuł "Lord of War" można było przetłumaczyć bez większych problemów.
Nigdy nie rozpętuj wojny, zwłaszcza ze sobą.