Antoni Pawlicki: Rodzinne sekrety gwiazdy ''Czasu honoru''
24.10.2014 | aktual.: 22.03.2017 20:41
Przez niektórych nazywany... „jamochłonem” („to miało coś wspólnego z całowaniem się z dziewczynami na planie”, tłumaczył), Pawlicki obawiał się, że nie dostanie się do szkoły aktorskiej. Był jednak w wielkim błędzie – dyplom otrzymał, zaś obecnie ma za sobą wiele udanych ról i kilka nagród na koncie.
Młody, zdolny i bardzo pracowity. Antoni Pawlicki, 22 października obchodzący 31. urodziny, już od dzieciństwa miał w domu jak najlepsze wzorce do naśladowania. Wywodzi się z rodziny z tradycjami filmowymi, a jego babcia była jedną z kochanych przez polską publikę aktorek.
Przez niektórych nazywany... „jamochłonem” („to miało coś wspólnego z całowaniem się z dziewczynami na planie”, tłumaczył), Pawlicki obawiał się, że nie dostanie się do szkoły aktorskiej. Był jednak w wielkim błędzie – dyplom otrzymał, zaś obecnie ma za sobą wiele udanych ról i kilka nagród na koncie.
Ale to nie prężnie rozwijająca się kariera stanowi dla niego powód do dumy, a rodzina, warszawiacy od kilku pokoleń, która zdołała przetrwać najtrudniejsze chwile i zawsze trzymała się razem.
''To była taka rodzina szemrana''
Jego przodkowie urodzili się w Warszawie i on sam czuje się ze stolicą silnie związany – choć, jak przyznaje, w przeszłości nie wszystko wyglądało tak kolorowo. Sam chętnie odkrywa kolejne rodzinne sekrety.
– Koło Targowej mieli kamienicę pradziadkowie ze strony mamy. To była rodzina robotnicza, która, jak głosi rodzinne podanie, po bombardowaniach w 1939 roku musiała się przenieść na Szmulki – opowiadał portalowi Życie Warszawy.
Za to pradziadkowie ze strony ojca, Rachwalscy, byli bogatymi mieszczanami, mieli restaurację pod Filharmonią, Cavo Cocasion.
Pradziadek szmuglerem
W 1939 roku w kamienicę Rachwalskich trafił pocisk i rodzina pozostała bez dachu nad głową.
- Babcia i prababcia przeniosły się w rejon Dworca Zachodniego, gdzie stróż z kamienicy, którą wcześniej mieli, zaproponował im mieszkanie. Pradziadek próbował zarabiać na utrzymanie rodziny, szmuglując alkohol. Miał bardzo duże i zasobne piwnice i myślał, że rozkręci z tego interes. Ale Niemcy na tym położyli łapę i go wykończyli. Zmarł w 1940 roku – opowiadał Życiu Warszawy Pawlicki.
W programie „Szymon Majewski Show” zdradzał również, że jego dziadek zajął się produkcją guzików. A gdzie w takim razie te filmowe tradycje?
''Nie aspirowała do bycia gwiazdą''
Jego babcia, Barbara Rachwalska, została aktorką i to ona zainteresowała rodzinę przemysłem filmowym. Choć rzadko kiedy pojawiała się na pierwszym planie, zdobyła sympatię widzów, którym przypadły do gustu jej kreacje w kultowym serialu „Dom”, „Alternatywach 4” czy „Nocach i dniach”.
- Na palcach jednej ręki można policzyć jej role pierwszoplanowe, ale potrafiła docenić to, co miała. Nie była aktorką sfrustrowaną, nigdy też nie aspirowała do bycia gwiazdą - mówi o babci Antoni Pawlicki.
Dwaj synowie Rachwalskiej, choć nie zostali aktorami, pracują w branży – Tadeusz Pawlicki, ojciec Antoniego, jest reżyserem, operatorem i scenarzystą; Maciej Pawlicki jest reżyserem i producentem. Brat Antoniego pracuje zaś przy scenariuszach.
Skromność i pokora
Rachwalska zmarła, gdy jej wnuk miał zaledwie 10 lat. To jednak dzięki niej Antoni Pawlicki zdecydował się na obranie takiej, a nie innej ścieżki zawodowej.
- Dzięki temu, że babcia była aktorką, w moim domu mówiło się bardzo dobrze o aktorstwie. Miało to niewątpliwie pośredni wpływ na to, że zdecydowałem się zdawać do szkoły teatralnej* – mówił. *- A na studiach postanowiłem, że napiszę o babci pracę magisterską. Niedługo ma się ona ukazać w formie książki.
Powtarzał również, że w jego życiu liczy się skromność i pokora.
- Powiedziałem to w kontekście mojej babci, która była aktorką i miała wiele pokory wobec tego zawodu – wyznawał w magazynie Show. - Myślę, że to jest bardzo ważna cecha w tej profesji.
Cwaniak z Warszawy
Do szkoły aktorskiej zaczął się przygotowywać już w liceum.
- Moja mama znalazła tę szkołę, bo była jedyną ówcześnie z tak bogatym programem w kierunku teatralnym. Prowadzono tam warsztaty, emisję głosu, interpretację piosenki i stepowanie. Więc gdyby nie ta klasa estradowa w Żeromskim, to być może nie dostałbym się do szkoły teatralnej – mówił w Magazynie Metropolis.
Ale i tak sądził, że nie znajdzie się na liście przyjętych. Kiedy przyszedł na konsultacje przed egzaminem do szkoły aktorskiej, pani dziekan powiedziała mu, że powinien przygotować jakiś romantyczny wiersz i popracować nad sposobem mówienia.
Wbrew obawom – został przyjęty.
W drodze ku dorosłości...
Jego kariera rozwija się błyskawicznie – pojawił się w „Z odzysku” i od razu zgarnął nagrodę za swoją rolę; trzy lata później został nominowany do Złotej Kaczki za „Ostatnią akcję”.
Potem były dwa zmiażdżone przez krytykę filmy, „Big Love” i „Kac Wawa 3D”, a w następnym roku świetna „Papusza”. Dużą popularność zdobył również dzięki serialom „Czas honoru” i „Komisarz Alex”.
Ale, jak się okazuje, film Sławomira Fabickiego nie był wcale pierwszym występem Pawlickiego przed kamerą. Aktor zadebiutował w latach 90., występując w serii filmów edukacyjnych przygotowujących do życia w rodzinie „W drodze ku dorosłości”. Sam trzyma ten epizod w tajemnicy. A przecież nie ma się czego wstydzić... (sm/gk)