Artur Barciś na protesty chodzi jako zwykły obywatel. "Demokracja jest u nas zagrożona"
- Staram się nie afiszować z poglądami politycznymi, bo szanuję wszystkich swoich widzów – mówił w wywiadzie Artur Barciś, popularny aktor filmowy i teatralny, kojarzony m.in. z rolą w "Miodowych latach". - Otrzymuję wiele próśb od ludzi, by nie wypowiadać się na tematy polityczne, i ja ich rozumiem – mówił artysta, który mimo to przyznał, że jego zdaniem demokracja w Polsce jest zagrożona i rozpoczął się u nas proces wyjścia z Unii Europejskiej.
- Dla wielu ludzi nastąpiło coś takiego jak rozczarowanie demokracją. Wydawało im się, że będzie fajniej, ale to nie zawsze jest fajnie – mówił Barciś w rozmowie z Beatą Tadlą w Telewizji Nowa.
Jego zdaniem takie rozczarowanie dotyczy także wielu młodych ludzi, którzy dochodzą do wniosku, że "demokracja się przeżyła i trzeba wymyślić coś nowego". Suma tych wszystkich przyczyn sprawiła, że "demokracja jest u nas zagrożona w sposób zasadniczy".
- Chodzę na marsze i protesty, ale staram się z tym nie afiszować. Chodzę jako zwykły człowiek, obywatel. Nie robię tego często, bo nie mam na to czasu, ale uważam, że trzeba to robić.
Główną motywacją do włączania się w protesty jest jego wnuk: - Potem mnie wnuk zapyta, mój półroczny Gucio: "Dziadek, a co ty zrobiłeś, że my nie jesteśmy już w Unii Europejskiej"?
Barciś wielokrotnie podkreślał, że nie lubi rozmawiać o sprawach politycznych, bo "aktor jest od grania, a nie wymądrzania się", jednak dodał:
- Nie wiem, czy wyjdziemy z Unii, bo to jest proces. I ten proces właśnie się rozpoczął.
Obejrzyj #dziejesiewkulturze: Artur Barciś będzie walczył z zombie: