Barbara Sołtysik i Jan Englert: byli piękni, utalentowani i gotowi zawojować polskie kino
W latach 70. nazywano ich jedną z najpiękniejszych aktorskich par. Byli piękni, utalentowani i gotowi zawojować polskie kino. Wówczas jeszcze nic nie zapowiadało, że ta miłość zakończy się w atmosferze wielkiego skandalu.
Gdy na świat przyszły ich dzieci, Barbara Sołtysik odstawiła film na dalszy plan, poświęcając się całkowicie rodzinie i wspierając zawodowe plany męża. Ale Jan Englert, który w maju obchodzi 74. urodziny, nie docenił jej poświęcenia. Wspinał się po szczeblach kariery, a prasa donosiła o jego kolejnych romansach. I choć Sołtysik próbowała ratować małżeństwo, po 33 latach wreszcie musiała się poddać.
Sołtysik już dawno udało się zapomnieć o burzliwych wydarzeniach w życiu uczuciowym i, jak sama twierdzi, w końcu jest szczęśliwa.
Urodziła się w Wadowicach, w kochającej, szczęśliwej rodzinie. Jej ojciec piastował funkcję dyrektora szpitala i był lekarzem rodziny Wojtyłów. Papież Jan Paweł II od zawsze był w życiu Sołtysik niezwykle ważną osobą, choć nigdy nie odważyła się z nim porozmawiać osobiście.
- Mnie to krępowało – opowiadała w "Angorze". - Gdy spotkał się z aktorami w Warszawie, byłam razem z nimi. Po mszy wszyscy do niego pobiegli. Ktoś mnie przewrócił i upadłam u stóp papieża, który dłonią dotknął mojego policzka. Zabrakło odwagi, by powiedzieć, kim jestem. Taka już moja, dziwna natura.
Od dzieciństwa przejawiała ogromny talent taneczny. Uczęszczała na lekcje do domu kultury, potem rodzice zapisali ją na zajęcia baletowe. I choć Sołtysik była w tym naprawdę dobra, zasugerowano, że powinna podążyć nieco inną ścieżką.
Gdy zdała maturę i musiała wybrać kierunek studiów, nauczycielka oznajmiła jej, że powinna spróbować swoich sił jako aktorka. Namówiła uczennicę, by "nie marnowała" się tylko jako tancerka i przystąpiła do egzaminu w szkole teatralnej. W tych planach wspierała ją też matka i wreszcie Sołtysik uległa sile perswazji obu kobiet.
Ale pierwszy egzamin w krakowskiej szkole teatralnej okazał się porażką. Nazwiska Sołtysik zabrakło na liście przyjętych.
- Nie miałam odpowiednich warunków fizycznych – wyjaśniała w wywiadzie dla "Angory". - Po prostu,uciekało mi jedno oko i miałam lekkiego zeza. Jednak ówczesnym rektorem warszawskiej szkoły teatralnej był Jan Kreczmar, który miał tę samą wadę wzroku. Dlatego też, po nieudanym egzaminie prof. Szczuka stwierdziła, że mam jechać do stolicy i tam próbować swojej szansy.
Przez rok Sołtysik się wahała – zaczęła nawet zastępcze studia na Wyższej Szkole Rolniczej w Krakowie. Ale wreszcie pojechała do Warszawy i... zdała za pierwszym razem.
Jana Englerta poznała właśnie na studiach. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Sekretny ślub wzięli już na drugim roku.
- Bez obrączek, bez kwiatów, bez niczego. Ale było romantycznie. Zresztą całe moje życie było podobne, szalone. Na uczelni przyznaliśmy się do małżeństwa dopiero na czwartym roku. Wtedy bowiem takie związki nie były w szkole dobrze widziane – wspominała aktorka.
Ich miłość rozkwitała. Kilka lat po ślubie na świat przyszedł ich pierworodny syn, Tomasz. Trzy lata później urodziły się bliźniaczki, Katarzyna i Małgorzata.
Pojawiali się w filmach, serialach i na scenach teatrów, ale po jakimś czasie ich drogi zawodowe zaczęły się rozchodzić. Małżonkowie wystąpili razem w "Poślizgu" i serialu "Dom", jednak potem Sołtysik grywała znacznie mniej, całą uwagę poświęcając rodzinie. Englert zaś zdobywał coraz większą sławę jako wybitny aktor i reżyser.
Coraz gorzej układało się im też w małżeństwie. W końcu Englert zauroczył się studentką z PWST, Beatą Ścibakówną. W 1994 roku rozwiódł się z Sołtysik i ożenił ponownie.
- To nie było tak, że się obudziłem we wtorek rano i powiedziałem: Żegnaj, moje stare życie. Nie ma nic bez przyczyny – tłumaczył się aktor w "Gali". - Jak się człowiek decyduje na romans, to nie dlatego, że ustrzelił go Amor. Pewnego dnia budzimy się w rutynie i pytamy siebie: Czy już nic mnie nie spotka? I od tego czasu zaczynamy pracować na romans.
Po latach Sołtysik usprawiedliwiała byłego męża. Nie zrzucała winy za rozstanie na jego romans. Tłumaczyła, że ich małżeństwo po prostu się wypaliło.
- Kiedy byliśmy jeszcze młodzi, uważaliśmy z Jankiem, że warto żyć tylko 33 lata. I rzeczywiście, to się sprawdziło. Byliśmy razem przez taki właśnie okres. Niestety, poza teatrem mieliśmy zupełnie inne zainteresowania. I inne wartości – tłumaczyła.
- *On chciał być zawsze ceniony, a ja lubiana. I udało się nam. Ja mam mnóstwo przyjaciół, on był świetnym rektorem Szkoły Teatralnej w Warszawie, a teraz doskonale zarządza Teatrem Narodowym. Nasze drogi się jednak rozeszły. [...] Zostałam sama. Ale takie są przecież koleje losu. *
Z mężem spotyka się tylko podczas uroczystości rodzinnych.
- Trudno to nazwać przyjaźnią. Na pewno jednak nie należymy do osób, które się nienawidzą. Widać, tak miało być.
Jej życie nie skończyło się po rozwodzie. Chociaż porzuciła pracę w teatrze, udało jej się znaleźć nowe zajęcie – została dyrektorem dubbingu. Wymagało to od niej kreatywności, było prawdziwym wyzwaniem, a do tego czasochłonnym, ale Sołtysik potrzebowała się oderwać od myśli o zakończonym właśnie związku.
Teraz od kilku lat jest już na emeryturze, ale wciąż decyduje się na gościnne występy w różnych serialach ("Barwy szczęścia" na zdjęciu). W wolnych chwilach zajmuje się ukochanymi wnukami. Podkreśla, że jest szczęśliwa i spełniona.
- W ogóle nie mam żalu do losu – zapewniała. - Wszystko, co w życiu zrobiłam, na pewno bym powtórzyła. I wiele jeszcze przede mną. Naprawdę, wszystko jeszcze się może zdarzyć. U mnie nawet niepowodzenia zawsze kończą się bardzo dobrze. Dlatego z optymizmem patrzę do przodu.