Bartosz Żurawiecki: Trzeciego wyjścia nie ma
W debiutanckim filmie *„Karmel” libańska aktorka i reżyserka, Nadine Labaki sportretowała pięć kobiet mieszkających w Bejrucie. W filmie najnowszym – „Dokąd teraz?” – opuściła stolicę kraju i zawitała na prowincję.*
Do odległej wioski (z ledwością można tutaj złapać sygnał telewizyjny), zamieszkanej przez chrześcijan i muzułmanów. Choć jedni i drudzy spotykają się w gospodzie Amale (gra ją sama Labaki), gdzie czasami po przyjacielsku ze sobą gawędzą, to wystarczy byle iskra, byle pretekst, by obie grupy rzuciły się sobie do gardeł. Ściślej rzecz ujmując, męscy przedstawiciele obu grup. Kobiety (których przynależność wyznaniową rozpoznajemy po tym, że muzułmanki noszą chusty, a chrześcijanki wręcz przeciwnie – nie noszą) co najwyżej się nawzajem obgadują, ale gdy sprawy przybierają niepokojący obrót, solidarnie zaczynają spiskować, by zapobiec bratobójczym walkom. Pochowały już bowiem na lokalnym cmentarzu nie jednego brata, nie jednego syna. A to więc zagłuszą swą gadaniną wiadomości telewizyjne, w których jest mowa o zamieszkach w Bejrucie, a to zrobią ciasteczka z haszyszem, by za ich pomocą rozładować męską agresję, a nawet zrzucą się na grupę panien
lekkich obyczajów…
Filmy Labaki na międzynarodowych festiwalach zdobywają najczęściej nagrody publiczności. Bo też umie artystka prowadzić aktorów, zwłaszcza zaś aktorki (nie dziwota, skoro sama zalicza się do ich grona), jak również potrafi opowiadać o poważnych często sprawach w sposób lekki, przystępny i zabawny. Słyszałem zresztą taki zarzut pod adresem „Dokąd teraz?”, że to niestosowne używać komedii do pokazywania konfliktów religijnych. Bo ja wiem? Roberto Benigni zrobił kiedyś komedię o Holokauście i dostał za nią Oscary. Labaki nie traci przecież z oczu tragicznego wymiaru zdarzeń – film zaczyna się i kończy na cmentarzu – a prosta forma i dowcipna niekiedy zawartość pozwalają dotrzeć z „ważkim tematem” do szerokiej widowni. Ciężki dramat nie cieszyłby
się zapewne taką popularnością. W „Dokąd teraz?” reżyserka przypomina nieco zapomnianą, w nawale innych światowych problemów, kwestię napięć między muzułmańską większością a chrześcijańską mniejszością w Libanie. Film ten skądinąd jest nie tyle komedią, co baśnią, przypowieścią o krainie, w której udało się przezwyciężyć podziały, zażegnać waśnie i zaprowadzić pokój. Nie przypadkiem w prologu i epilogu słyszymy narratorkę głoszącą „pobożnożyczeniowe” przesłanie, które przez swój nierealny, utopijny charakter tym bardziej nasyca dzieło goryczą.
Mnie w „Dokąd teraz?” drażni coś innego – symetryczność, dwubiegunowość świata przedstawionego. Albo albo. Albo jesteś tutaj mądrą, skłonną do poświęceń, odważną i pozbawioną uprzedzeń kobietą – matką, żoną, już niekoniecznie kochanką (z powodów cenzuralnych zapewne) – albo buzującym testosteronem, nierozgarniętym mężczyzną. Jedyni rozsądni tutaj faceci to osoby duchowne. Imam i pop. Co też się wpisuje w zachowawczą wizję rzeczywistości . A i sympatyczne, kuso ubrane rosyjskie „dziewuszki” lekkiego prowadzenia to także stereotyp.
W tym świecie jakąś religię wyznawać trzeba. Albo islam, albo chrześcijaństwo. Trzeciego wyjścia nie ma. Nie widzę tu miejsca np. dla buddystów czy, broń Boże!, ateistów. Chociaż, przyznaję, że, zwłaszcza pod koniec, Labaki próbuje wprowadzić nieco dwuznaczności (znów jednak z naciskiem na „dwu”). Szczególnie ostatnia scena, wyjaśniająca tytuł filmu, otwiera pole dla rozmaitych wątpliwości i pytań.
Zdaję sobie sprawę, że libańska prowincja nie jest paradą różnorodności, ale skoro i tak autorka przedstawia ją w nie całkiem realistycznym stylu (np. kobiece postacie znienacka zaczynają śpiewać wspólnie piosenki, bynajmniej a capella), to aż się prosiło, by wetknąć jakieś śmielsze elementy, „niesformatowane” osoby, które mogłyby zakłócić proste podziały. Bo jest „Dokąd teraz?” trochę nazbyt oczywiste w wymowie. Mimo tych zastrzeżeń, uważam, że Labaki harmonijnie łączy w swojej twórczości przyjemne z pożytecznym.