Bawił pokolenia Polaków. Gdy zmarła ukochana, umarł w środku
01.12.2017 | aktual.: 01.12.2017 17:03
102 lata temu, w grudniu 1915 r., urodził się Jeremi Przybora, jeden z twórców Kabaretu Starszych Panów, legenda polskiej sceny artystycznej, wybitny tekściarz, utalentowany poeta. I, nie da się ukryć - niepoprawny kobieciarz, bez problemu łamiący damskie serca.
Jego życie uczuciowe było niezwykle bujne, pełne płomiennych romansów i zdrad - a wśród licznych kochanek artysty znalazła się sama Agnieszka Osiecka. Ale tak naprawdę dopiero u trzeciej żony odnalazł szczęście i stał się przykładnym mężem. - Nieznani sprawcy zabrali mi Alicję - rozpaczał w swojej biografii, kiedy ją utracił. Wtedy też uznał, że i jego życie również dobiegło końca.
Nie zdążyli porozmawiać
Był jeszcze dzieckiem, kiedy jego rodzice postanowili się rozstać - ojciec odszedł do innej kobiety, ale namówił swoją byłą małżonkę, by pozwoliła mu przejąć opiekę nad synem. Dopiął swego, choć chłopcu wiele czasu nie poświęcał - Jeremi dorastał w wiejskiej posiadłości, wychowywany przez macochę i guwernantkę - i zmarł, gdy ten miał 15 lat.
- Umarł, zanim przyszedł czas na męskie między nami rozmowy. Nie zdążył mi niczego o sobie opowiedzieć ani wysłuchać moich zwierzeń - pisał później Przybora.
I choć najpierw, zgodnie z wolą rodzica, zaczął studiować w Szkole Nauk Politycznych, wkrótce porzucił uczelnię, by realizować się artystycznie.
"Już za życia był klasykiem”
Miał ogromne szczęście, bo w branży szybko doceniono jego talent. Dwa lata przed wybuchem wojny wygrał konkurs na spikera i zaczął pracę w Polskim Radiu. Wtedy też zaczął pisać teksty, odkrywając w sobie talent literacki - choć musiało minąć wiele lat, nim jego twórczość trafiła do szerszej publiczności.
Dopiero po wojnie, w 1948 r., wraz z Jerzym Wasowskim Przybora założył teatrzyk Eterek, a dziesięć lat później powstał Kabaret Starszych Panów. Niedługo potem Przybora stał się jednym z najbardziej cenionych twórców.
- Mistrz słowa śpiewanego, jedyny w swoim rodzaju poeta - mówił o nim na łamach "Trybuny" Wojciech Młynarski.
- Jaki był? Po prostu wspaniały - twierdził Wiesław Gołas.
- Już za życia był klasykiem - dodawał Ryszard Marek Groński.
Niewierny mąż
Przybora - przystojny, prawdziwy dżentelmen, obdarzony charyzmą - nigdy nie narzekał na powodzenie u kobiet. Pod koniec lat 30. poznał w studiu radiowym Marię "Mery" Burską z tria "sióstr Burskich", która była wówczas w kraju prawdziwą gwiazdą.
Przybora zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia i zapowiedział znajomym, że ta piękność zostanie jego żoną. Pobrali się 15 września 1939 r.
Niestety, artysta miał prawdziwe problemy z dochowaniem wierności, wdawał się w kolejne romanse, coraz bardziej zaniedbując żonę i córkę. Wreszcie, gdy Burska dowiedziała się, że jej mąż spotyka się z koleżanką z pracy, Jadwigą Berens, zażądała rozwodu.
Głośny rozwód
Ich rozstanie odbiło się szerokim echem - Burska walczyła wówczas z chorobą nowotworową, toteż niewiernemu mężowi mocno dostało się od dziennikarzy. W dodatku, chcąc bronić swoich interesów, zaangażowała jednego z najlepszych prawników.
- Mery znalazła sobie świetnego adwokata, specjalistę od rozwodów prowadzonych w taki sposób, by pamięć "przerobionego na szaro" eksmałżonka pozbawić wspomnień, wytrzeć z niej dokładnie ich kolor i klimat, pozostawiając otchłań ziejącą pustką - opowiadał później Przybora.
Po uzyskaniu rozwodu Przybora szybko poślubił Berens, z która miał już syna Jana Konstantego - ale wkrótce pożałował tej decyzji. Spotkał bowiem kolejną kobietę, która całkowicie zawróciła mu w głowie.
Pamiętny romans
Agnieszkę Osiecką poznał 1 lutego 1964 r., na jednym z wieczorów w STS-ie. I chociaż słyszał, że jest prawdziwą pożeraczką męskich serc i powinien mieć się na baczności, zignorował ostrzeżenia.
Twierdził, że zakochał się od pierwszego wejrzenia. Dla niej wyprowadził się z domu. Ich romans, nader burzliwy, trwał dwa lata. Pisali do siebie listy, tworzyli o sobie poezję. Schodzili się i rozchodzili; wreszcie, po długich miesiącach, oboje mieli dość tej szarpaniny.
Przybora, zraniony i załamany, uznał, że nigdy już nie zaufa żadnej kobiecie. I wtedy w jego życiu pojawiła się Alicja Wirth, którą nazywał później swoją jedyną prawdziwą miłością.
- Zazdroszczę Jeremiemu i Alicji, że są razem i patrzą na rośliny. Ja nigdy nikomu nie umiałam dać
spokoju. Sobie też - miała powiedzieć Osiecka, usłyszawszy o nowym związku swojego dawnego
kochanka.
Umarł wraz z nią
Według znajomych, u boku Wirth Przybora wreszcie stał się wzorowym mężem. A ona dbała o niego, jak tylko potrafiła.
- Była cieniem Jeremiego, siedziała w domu, rysowała po cichu, świetnie gotowała. Dawali sobie czułość i spokój - opowiadała ich znajoma, Magda Umer.
Spędzili razem 33 lata. Rozłączyła ich dopiero jej przedwczesna śmierć.
- Nieznani sprawcy zabrali mi Alicję. Nie przestała przez to być nadal moja partnerką do rozmów. Ale zmarli w rozmowach z nami milczą, albo powtarzają to, co powiedzieli nam już za życia. Nie mówią nam nic nowego, chociaż my mamy im tyle do powiedzenia. To przede wszystkim, czym byli dla nas za życia, a o czym wtedy mówiliśmy im tak mało - rozpaczał.
Przybora był załamany. Stracił chęć do pracy, rzadko pokazywał się publicznie. Twierdził, że życie bez Wirth nie ma sensu. Coraz bardziej podupadał na zdrowiu.
- Po śmierci Alicji tata nie załamał się, tylko umarł - twierdził jego syn. Przybora odszedł, po ciężkiej chorobie, cztery lata później 4 marca 2004 r.