"Berek" to historia kuriozalnej umowy i niezwykłej przyjaźni. Ta zabawa jest prawdziwa i trwa od 28 lat

Ksiądz czekał na swoją ofiarę w bagażniku samochodu. Ktoś inny włamał się do domu przyjaciela w środku nocy, zaskoczył żałobnika na pogrzebie i przyszłego ojca w sali porodowej. Tak wygląda gra w berka, której uczestnicy nie cofną się przed niczym.

"Berek" to historia kuriozalnej umowy i niezwykłej przyjaźni. Ta zabawa jest prawdziwa i trwa od 28 lat
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe

6 lipca do polskich kin wchodzi "Berek". Amerykańska komedia o grupie pięciu przyjaciół, którzy od prawie trzech dekad ganiają się po świecie, by przekazać miano berka zaskoczonemu przeciwnikowi. Brzmi jak dziwaczny wymysł hollywoodzkiego scenarzysty? Być może, ale nie licząc kilku formalnych zmian, ta historia jest prawdziwa i ciągle żywa.

Pomysł na scenariusz "Berka" zainspirował artykuł "Wall Street Journal" z 2013 r., w którym opisano kuriozalną zabawę dziesięciu dorosłych facetów. Liczba uczestników pokazana w filmie to tak naprawdę jedyna istotna różnica między rzeczywistą historią a scenariuszem. Ich perypetie, choć momentami niewiarygodne, zostały zaczerpnięte z autentycznych wspomnień.

Wszystko zaczęło się w latach 80. od niewinnej zabawy dziesięciu licealistów z miasta Spokane w stanie Waszyngton. Chłopaki grali na przerwach w berka, ale wkrótce to, co dla większości społeczeństwa wydaje się dziecinną zabawą z podwórka, przybrało niespodziewany i sformalizowany charakter. Kilka lat po skończeniu liceum dawni przyjaciele spotkali się i zgodnie uznali, że brakuje im dawnych kontaktów. Wtedy ktoś przypomniał sobie o grze w berka, którą postanowili kontynuować, wprowadzając zabawę na zupełnie inny poziom.

Był rok 1990, kiedy dziesięciu licealnych przyjaciół złożyło podpis pod umową sporządzoną przez prawnika Patricka Schultheisa. Jego nazwisko również widnieje w dokumencie, który ustalił zasady obowiązujące w grze w berka, która toczy się nieprzerwanie od 28 lat.

Obejrzyj zwiastun filmu "Berek":

Sygnatariusze zgodzili się na trzy podstawowe reguły:

  • Zabawa trwa od pierwszego do ostatniego dnia lutego
  • Nie można oddawać
  • Uczestnik zabawy zapytany, czy jest berkiem, musi szczerze i niezwłocznie powiedzieć prawdę

Od tamtego momentu każdego roku dziesięciu dorosłych facetów (dzisiaj koło pięćdziesiątki) bierze udział w bezprecedensowym polowaniu, w którym praktycznie wszystkie chwyty są dozwolone. W filmie widać np. scenę, w której berkiem zostaje mężczyzna opłakujący zmarłego ojca na pogrzebie, inny zostaje klepnięty w sali porodowej tuż przed narodzinami własnego dziecka. Brzmi nieprawdopodobnie, jednak autentyczni uczestnicy prawie 30-letniego berka potwierdzają te i wiele innych ciekawych sytuacji, w których dochodziło do klepnięcia.

- W prawdziwym życiu berkiem zostawało się przy porodzie, na pogrzebie i przy poczęciu – przyznał jeden z uczestników w wywiadzie.

Na Youtube można znaleźć prywatne nagrania "berkowiczów", którzy przebierali się za bezdomnych, robotników, doklejali sobie wąsy, zakładali peruki, by złapać przeciwnika w najmniej spodziewanym momencie. Znana jest historia włamywania się do domu przyjaciela o drugiej w nocy i zakradania się do biura, gdzie współpracownicy mieli ostrzegać "ofiarę", a nawet blokować wejście do budynku mężczyźnie podejrzanemu o bycie berkiem.

Obraz
© Materiały prasowe

Przez 28 lat przyjaciele wykazywali się niezwykłą fantazją w takich podchodach. Niektórzy z nich, z racji wykonywanego zawodu, są bowiem bardzo nieuchwytni. Inni – wręcz przeciwnie, mają codziennie kontakt z setkami ludzi i nigdy nie wiedzą, kiedy z pobliskiego tłumu wyskoczy berek. Wśród takich narażonych jest ksiądz katolicki i nauczyciel. Oprócz tego w zabawie bierze udział m.in. inżynier w branży lotniczej i technik budownictwa.

Przez 28 lat grania w berka przyjaciołom towarzyszył śmiech i zaskoczenie, choć zdarzały się też przykre i bolesne sytuacje. W połowie lat 90. wspomniany ksiądz polując na innego gracza opracował z poprzednim berkiem (przypominam: nie można oddawać) misterny plan. Schował się do bagażnika samochodu i poprosił, by przyjaciel zawiózł go pod dom ofiary. Kierowca następnie zapukał do drzwi i powiedział, że chce mu pokazać swój nowy samochód. Kiedy cel był już na wyciągnięcie ręki, ksiądz wyskoczył z bagażnika i przekazał tytuł berka zaskoczonemu przyjacielowi. Pech chciał, że obok stała jego żona, która z przerażenia upadła i zerwała wiązadło w kolanie.

- Ciągle mam wyrzuty sumienia, ale przynajmniej dorwałem Joe'go – powiedział ks. Sean Raftis w "Mirror Online", który przebył 1300 km z Seattle do San Francisco, by wyskoczyć z bagażnika i klepnąć przyjaciela.

O niebezpieczeństwach wynikających z gry w tak ekstremalnego berka przekonał się także jeden z aktorów. Jeremy Renner ("Avengers") już trzeciego dnia na planie miał wykonać numer kaskaderski z użyciem sterty krzeseł. W trakcie jej kręcenia aktor złamał sobie obie ręce - prawą w łokciu i lewą w nadgarstku. Paradoksalnie "Berek" miał zaledwie garstkę takich scen kaskaderskich, w przeciwieństwie do filmów Marvela, w których Renner popisuje się jako Hawkeye.

Po 28 latach od podpisania umowy dziesięciu dorosłych facetów z karierami zawodowymi, żonami i dziećmi (lub w celibacie) nie zamierza porzucić kuriozalnej tradycji z bardzo prostego powodu. To, co innym może się wydawać dziecinnym wygłupem, który nie przystoi ludziom w ich wieku, dla licealnych przyjaciół jest okazją do spotkań i tworzenia niesamowitych wspomnień. Każdego roku po zakończeniu lutowego polowania wszyscy gracze zbierają się w jednym miejscu i spędzają czas jak przystało na starych dobrych znajomych. Rozmawiają, żartują, wspominają dawne czasy. A w kuluarach spiskują, opracowując plan na kolejną rundę niekończącej się zabawy.

Zgodnie twierdzą, że bycie berkiem przez 11 miesięcy to hańba i każdy zrobi wszystko, by pozbyć się tego tytułu przy najbliższej nadarzającej się okazji. A mówiąc "zrobić wszystko" naprawdę mają to na myśli.

Źródło artykułu:WP Film
berekkomediajeremy renner
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (3)