Magazyn WP FilmBożena Janicka: Czy to jest kicz?

Bożena Janicka: Czy to jest kicz?

Wygląda na to, że z okazji nowego filmu *Pedro AlmodovaraSkóra, w której żyję” trzeba wyciągnąć z kąta, a raczej przywołać z zesłania stare, poczciwe słowo „kicz”. Jakby nigdy nie istniał postmodernizm, który wykreślił je ze słownika, zastępując dawne reguły nowymi, udającymi brak reguł.*

Bożena Janicka: Czy to jest kicz?

14.09.2011 17:20

W nowym filmie Almodovara wszystko jest tak, jak można przeczytać w definicji odpowiedniego hasła w Wielkiej Encyklopedii Powszechnej PWN: „Pozorowanie stylu realistycznego i jednoczesne zaprzeczanie realności postaci i zdarzeń; zacieranie granic między umownością i dosłownością, sztuką wysoką i niską; estetyka nadmiaru; epatowanie niesamowitością i dziwnością” – itd. Niewykluczone, że Almodovar, stosujący niektóre z tych reguł już wcześniej, tym razem spisał je wszystkie na kartce i pracując nad scenariuszem „Skóry…” (na podstawie powieści Jonqueta „Tarantula”) powiesił ją sobie nad komputerem.

Ważne zdarzenia, poprzedzające właściwą akcję filmu poznajemy z relacji służącej, a w istocie matki bohatera filmu, chirurga, a ponadto profesora. Usłyszymy tę relację nie od razu, lecz gdy już koniecznie trzeba było coś wyjaśnić, by jednak „pozorować styl realistyczny”.

A więc bohater filmu (Antonio Banderas) jest synem dawnej służącej w jego rodzinnym domu. Urodziła go niejako w zastępstwie swej chlebodawczyni, która nie mogła mieć dzieci. Drugi syn owej służącej, poczęty tym razem za sprawą innego służącego, został złodziejem. Chirurg nie wie, że służąca jest jego matką a złodziej przyrodnim bratem. Ożenił się (chirurg, nie złodziej) z piękną kobietą, która następnie zakochała się w owym złodzieju i uciekła z nim samochodem. Mieli wypadek, kochanek zwiał, a jej uratował życie małżonek. Ciężko poparzoną, zabrał do domu (ma tam stosowną salę operacyjną), wierząc, że przywróci jej dawny wygląd, wynalazł bowiem sposób wytwarzania prawdziwej ludzkiej skóry. Lecz kiedy ona pierwszy raz zobaczyła swą straszliwie oszpeconą twarz, zabiła się wyskakując z okna. Moment, kiedy widzi swoją twarz – zobaczymy na ekranie.

Córka też się potem zabija, wyskakując przez okno. Leczona w klinice psychiatrycznej (zapewne uraz po tragicznej śmierci matki), pod opieką ojca bierze udział w czyimś ślubnym przyjęciu i doznaje szoku, bo zostaje zgwałcona (albo prawie) przez jakiegoś naszpikowanego narkotykami młodzieńca. To zdarzenie oglądamy już w całości.

Taka jest prehistoria „dalszego ciągu”, realizującego ostatnią część programu z owej kartki nad komputerem: „epatowanie niesamowitością i dziwnością”.

A więc chirurg, który nie zdążył wypróbować swego wynalazku, bo żona się zabiła – porywa gwałciciela swej córki. Najpierw trzyma go przykutego łańcuchami w piwnicy, a następnie serią operacji zamienia w piękną kobietę, kopię nieżyjącej żony. Chłopak też próbuje samobójstwa, lecz bezskutecznie. Potem ćwiczy jogę pod czujnym okiem nieustannie pilnującej go kamery; przeczytał w odpowiedniej książce, że dzięki jodze może wewnątrz swego ciała pozostać tym, kim jest naprawdę. Najdziwniejsza scena po drodze: gdy przebrany za tygrysa (jest karnawał) syn służącej – ów złodziej wdziera się do pomieszczenia, gdzie trzymany jest w zamknięciu obiekt eksperymentu i biorąc przeobrażonego chłopaka za swoją ekskochankę zmusza ją – go do seksu.

Przepraszam, że aż tyle o treści, ale inaczej wnioski byłyby gołosłowne. I bynajmniej nie zdradziłam zakończenia.

A teraz czym jest kicz. Przywołam tym razem książkę Andrzeja Banacha „O kiczu”. „Kicz wcale nie musi być tradycyjny, przeciwnie, na wyższym szczeblu odbioru i produkcji musi być nowoczesny. Kiczowi zwykle brakuje poczucia umiaru. Ważną cechą kiczu jest pretensjonalność, obliczanie na wyrost, udawanie czegoś więcej”. I wreszcie: „Kicz, aby skutecznie działać, potrzebuje idei, chce przemawiać do intelektu, poczyna się wprost z myśli”.

W „Skórze…” też są myśli, nawet dwie: że poczucia tożsamości płciowej zmienić nie można, a naukowców należy pilnować, bo inaczej mogą okazać się niebezpieczni. I to by dopełniało listę właściwości, przenoszących „Skórę…” do innej kategorii, niż poprzednie filmy Almodovara. Przekroczył pewną granicę, po przejściu której „nadmiar” czyli ilość zamienia się w jakość, czyli kicz.

Na pokazie prasowym filmu Almodovara – a to jest publiczność, która przełknie wszystko – pod koniec projekcji dały się słyszeć śmiechy. A nic nie jest tak zabójcze dla filmu „z pretensjami”, jak śmiech.

felietonalmodovarskóra w której żyję
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)