Bożena Janicka: Po prostu Kloss

Oto nasz wujek, legenda rodziny, który w czasie wojny, podstawiony Niemcom jako oficer Abwehry, dokonywał rzeczy nadzwyczajnych. Trzydzieści parę lat później wykonał pewną misję równie niebezpieczną, dodaje więc do tamtych wspomnień nową opowieść, nie mniej fascynującą jak poprzednia.

Bożena Janicka: Po prostu Kloss

16.03.2012 | aktual.: 15.06.2018 13:51

* Kino wojenne, kino akcji, film gangsterski, film szpiegowski, trochę melodramat – tym wszystkim jest „Stawka większa niż śmierć”, lecz czymś jeszcze: swego rodzaju opowieścią rodzinną. Starsza część rodziny, zgromadzona przy stole, tj. na widowni słucha z podziwem, myśląc jednak: pewnie znów trochę koloryzuje, lecz młodzi słuchają z wypiekami na twarzy, do nich więc przede wszystkim zwraca się opowiadający.*

Oczywiście postaci narratora jako takiej na ekranie nie ma, to przecież kino akcji. Wrażenie, że ktoś nam opowiada bierze się stąd, że w owej przygodzie po latach postacią działającą jest najprawdziwszy, bo całkowicie zrośnięty ze swym bohaterem – Stanisław Mikulski. Na podobnej zasadzie kimś najzupełniej prawdziwym wydaje się także jego wróg Bruner, czyli Emil Karewicz. Obu w wersji sprzed lat trzydziestu paru grają młodzi aktorzy, Tomasz Kot i Piotr Adamczyk, ale niczego im nie ujmując, to o tamtych, seniorach można by powiedzieć językiem sloganu reklamowego: to jest to.

Kino wojenne, kino akcji, film szpiegowski; najlepszy składnik tej wybuchowej mieszanki – wybuchowej także dosłownie, bo strona pirotechniczna przedsięwzięcia jest imponująca – stanowi kino wojenne. Oblężenie Königsbergu (Królewiec, dziś Kaliningrad) trwało dwa miesiące, wojska sowieckie zdobyły miasto na początku kwietnia 1945. Obraz tej fazy wojny z filmu Patryka Vegi (reżyser „Stawki większej niż śmierć”) dorównuje podobnym z kina światowego. Zresztą obraz specyficzny, bowiem dołącza się od razu wątek, który umownie można nazwać gangsterskim: z Königsbergu trzeba wywieźć skarb o bezcennej wartości, Bursztynowa Komnatę. Na polecenie führera organizują wywózkę wierni Hitlerowi oficerowie SS, świadomi jednak, że to końcówka przegranej wojny i trzeba zacząć myśleć o sobie. Jak wiadomo, Bursztynową Komnatę wywieziono, lecz co się z nią stało dalej – to jedna z niewyjaśnionych tajemnic II wojny.

Bursztynowa Komnata, ten legendarny dziś, bo zaginiony skarb ma zresztą niezwykłą historię. Wykonali Komnatę dla króla pruskiego gdańscy rzemieślnicy-artyści, ten podarował ją carowi Rosji Piotrowi Wielkiemu, jego następczyni, caryca Elżbieta poleciła ją przenieść do Carskiego Sioła, skąd w roku 1941 zrabowali ją Niemcy i wywieźli do Königsbergu. W roku 1944 rozmontowano ją, zapakowano w skrzynie i umieszczono w podziemiach zamku, lecz kiedy Rosjanie wkroczyli do miasta, w podziemiach skrzyń nie było.

Próby odnalezienia skrzyń z bezcenną zawartością stanowią oś akcji drugiej części przygód Klossa. Znów umownie – drugiej, bowiem dziś opowiada się fabułę najczęściej jako potok zdarzeń.

Owa część powojenna zaczyna się w roku 1975. W Madrycie umarł Otto Skorzeny, dowódca oddziałów specjalnych Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy, wsławiony brawurowymi akcjami (to komandosi Skorzenego uwolnili Mussoliniego, którego Włosi aresztowali po wkroczeniu wojsk alianckich na Sycylię). Na pogrzeb przyjechała hitlerowska elita, żyjąca mniej czy bardziej spokojnie w Ameryce Południowej. Jest wśród nich podobno sam Borman. Uroczystości na cześć Skorzenego, gdyby zakończył życie w hitlerowskich Niemczech, mogłyby się różnić od tych w Hiszpanii generała Franco tylko salwą honorową nad grobem, a uczestnicy nie byliby w garniturach z Krzyżem Żelaznym zawieszonym nad krawatem, lecz w mundurach. Marzy im się IV Rzesza, już rozdzielają funkcje, potrzebują tylko pieniędzy. Za Bursztynową Komnatę ktoś gotów jest zapłacić prawie pół miliarda dolarów, trzeba ją tylko odszukać.

Główną rolę odegra w tej akcji Kloss – nasz nieoceniony agent podwójny. W jaki sposób i z jakim skutkiem – tego się w dniu premiery nie zdradza. Można tylko tyle: będą współpracowały ze sobą liczne służby specjalne. Polska i niemiecka - oczywiście NRD-owska, chociaż w przypadku STASI nie zawsze wiadomo, kto jest kim, zapewne również rosyjska, a przez chwilę będzie się wydawało, że nawet CIA. W końcu w tych służbach wszystko jest możliwe.

Tyle w tym filmie atrakcji, że mogłoby się obejść bez najbardziej wątpliwej – dwóch panien. Jedna w makijażu jak do zdjęcia na okładkę, w sukni jak na bal (nawet Kloss się zdziwił), druga w sukience z białym kołnierzykiem, ale też gotowa ją zdjąć, Kloss ją ledwie powstrzymał. Owszem, Bond miał zawsze dziewczynę Bonda, Kloss ze „Stawki większej niż życie” miewał ich więcej, ale żaden z nich nie czekał w oblężonym Königsbergu na wejście wojsk sowieckich. Pokusa sparodiowania kiczu, której uległy zresztą obie aktorki jest zawsze niebezpieczna, bo grozi ześlizgnięciem się w prawdziwy kicz. Doczepienie tych wątpliwych atrakcji do scen wojennych było, jak powiedziałby prawnik, działaniem na szkodę firmy.

Natomiast jedną z subtelnych atrakcji „Stawki większej niż śmierć” jest swoista zabawa z czasem. Bursztynowa Komnata wywieziona zostaje z Köningsbergu w roku 1945, próby jej odnalezienia trwają w roku 1975. Zdobyte wskazówki prowadzą w okolice Rostocka. – W NRD? – mówi z powątpiewaniem facet z polskich służb specjalnych. – Skąd oni mieli wiedzieć w 45 roku, że tam będzie NRD? – odpowiada przytomny kolega. Ale skąd ten przytomny miał wiedzieć, że za następnych trzydzieści kilka lat nie będzie z kolei NRD? Tymczasem nasz człowiek w Abwehrze, niech mu będzie – Kloss żyje nadal i miewa się świetnie.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)