Bożena Janicka: Utopić narzeczoną
Aż trzy Niedźwiedzie, jak na wybiegu dla miśków przed ZOO na warszawskiej Pradze. Srebrne, bo to nagrody dla filmu *„Wszyscy inni” niemieckiej reżyserki Maren Ade na zeszłorocznym festiwalu w Berlinie. Prawdziwa gratka na lato, kiedy w kinach najbardziej atrakcyjna jest klimatyzacja. W przeddzień premiery idę więc z ciekawością na pokaz filmu; specjalny, wieczorny, nie dla prasy. Trzy srebrne Niedźwiedzie… To musi być coś super.*
09.08.2010 11:45
Pierwsza osoba wyszła po kwadransie, a potem ludzie pryskali jak zające. Film – co tu kryć – okazał się męcząco nudny. Ale przecież te Niedźwiedzie nie mogły zaryczeć bez powodu.
Na ekranie ona (Gitti) i on (Chris), obydwoje po trzydziestce. On jest architektem (bez sukcesów), ona PR w koncernie muzycznym.
Przyjechali na Sardynię by spędzić wakacje, lecz fakt, że to akurat Sardynia jest bez znaczenia. Po prostu jego rodzice mają na tej wyspie dom, w którym para mogła na czas wakacji zamieszkać. Chyba po raz pierwszy będą tak długo razem; szansa, by dowiedzieć się czegoś więcej o sobie. Dowiedzieli się, że mimo iż łączy ich seks, że zapewniają się nawzajem, jak gorąco się kochają, w istocie nie bardzo się lubią. I nie bez powodu.
Gdyby film zrealizował mężczyzna, można by podejrzewać, że jest zaciekłym mizoginem. Oto Gitti: fałszywa, podstępna, natrętna, zachłanna, komediantka. Lecz by te cechy rozpoznać, trzeba dokonać chłodnej analizy po obejrzeniu filmu. Autorka pokazuje bowiem swoją bohaterkę po prostu jako kobietę, jakby mówiła: ona tak ma, one wszystkie tak mają; one, czyli my. I co ciekawe, najwyraźniej widzi w tym nie wady, lecz źródło siły.
Natomiast mężczyźni (pojawia się też druga para, kolega Chrisa, również architekt i jego żona) – a więc mężczyźni są słabi, ale nie mają żadnej z tych cech, których nosicielką jest Gitti, czyli kobieta. I wygląda na to, że właśnie dlatego skazani są na przegraną.
Reklamowe hasełko filmu brzmi tak: portret pary XXI wieku. O dziwo, jest bliskie prawdy. Trzeba tylko rozszyfrować, co tu robi ten XXI wiek.
Para, kobieta i mężczyzna; odwieczna walka płci? Strindberg przestrzegałby Chrisa by nie wiązał się z tą... Gitti, bo on, Strindberg, wie najlepiej czym to się może skończyć. Zwróciłby mu uwagę na ważny szczegół: że Gitti chce go izolować od mężczyzn.
Ośmiesza go przed kolegą-architektem gwałtowną i nieproszoną obroną jego talentu, gotowa jest biec za samochodem, byle nie dopuścić, aby ci dwaj spotkali się bez niej. W zamian za to karmi go pochlebstwami, podziwia, jaki jest niezwykły i wspaniały. Tylko, że w pewnym momencie zreferuje mu dokładnie wszystkie jego słabe strony, które najwidoczniej obserwuje uważnym okiem, przenikliwie i chłodno. Nie jak przyjaciel, lecz przygotowujący się do nieuchronnego starcia przeciwnik, by nie powiedzieć: wróg.
To jeszcze jakby ze Strindberga, lecz w dwóch innych, wiele mówiących scenach zobaczyć można zapowiedź, jak mogą potoczyć się sprawy w XXI wieku. Scena pierwsza umieszczona została przed czołówką. Gitti poucza jakąś małą dziewczynkę (dowiadujemy się potem, że to siostrzenica Chrisa), która jej nie cierpi, że powinna to głośno wykrzyczeć, a raczej wywrzeszczeć.
Udziela jej następnie pokazowej lekcji jak to zrobić, namawiając na koniec, by dziewczynka ją zastrzeliła. Oczywiście na niby, przecież to tylko zabawa z dzieckiem. Scena druga (w tym obrazie nieciekawych wakacji we dwoje – najbardziej wyrazista) rozgrywa się z udziałem owego kolegi i jego żony. Kolacja w ogrodzie, nad brzegiem basenu. Nagle obaj panowie niby żartem (nikt nie jest pijany) strącają obie panie do wody. Nic im się oczywiście nie stało, lecz wychodzą mokre i wściekłe.
Co oznaczają te dwie sceny? Że coś, co gromadziło się przez lata, w niedalekiej przyszłości będzie musiało się rozładować? Maren Ade dokonała w swym filmie odkrycia – w kinie chyba jako pierwsza – że mężczyźni zaczynają się bać. Przecież ci dwaj symbolicznie topią swoje panie, bo się boją, że to oni niebawem pójdą pod wodę.
Może więc te Niedźwiedzie zaryczały nie tyle z nudów, ile ze strachu.