"Brzydula", dla której faceci tracili głowy. Przez kompleksy Ewa Szykulska chciała rzucić karierę
Aktorka charakterystyczna, z niesamowitym, zachrypniętym głosem, ogromnym poczuciem humoru i jeszcze większym dystansem do siebie.
Zdolna, ambitna, żądna kolejnych artystycznych wyzwań. Nigdy nie stylizowała się na seksbombę, nie chciała, by widzowie postrzegali ją przez pryzmat urody. I uparcie podkreślała, że wygląd w tym zawodzie nie jest najważniejszy. Oczywiście sporo w tym skromności, bo młodziutkiej Ewie Szykulskiej nie sposób było odmówić atrakcyjności. Nic dziwnego, że to właśnie ona występuje w teledysku Skaldów jako "Prześliczna wiolonczelistka", a panowie bili się o jej względy.
Dziś gwiazda świętuje 68. urodziny i kolejne zmarszczki wita z uśmiechem. Pokonała lęk przed starością, a o operacjach plastycznych nie chce nawet słyszeć. Zapewnia, że za młodością nie tęskni. "Wstrętna jestem", mówi o sobie. I dodaje, że zupełnie jej to nie obchodzi.
''Hej, chłopczyku''
Urodziła się 11 września 1949 r. w Warszawie. Zachrypnięty, charakterystyczny głos, który później stanie się jej znakiem rozpoznawczym, początkowo przysparzał młodziutkiej Szykulskiej wiele zmartwień.
- Dziewczyny miały wysokie, słodkie głosy, a ja brzmiałam jak chłopak. Nie chciałam się odzywać – wyznawała Szykulska w "Fakcie".
Nic dziwnego, że nastolatka szybko nabawiła się ogromnych kompleksów na punkcie swojego głosu, czuła się nieatrakcyjna i mało kobieca.
- Jak byłam małą dziewczynką, mówili do mnie "Hej, chłopczyku", potem konsekwentnie "Hej, kawalerze, proszę mi ustąpić miejsca np. w autobusie" – dodawała na czacie Wirtualnej Polski (więcej tutaj).
''Julii w życiu nie zagra''
Była przekonana, że ten męski głos z pewnością pogrzebie jej szanse na dostanie się do szkoły teatralnej. I faktycznie, nie miała łatwo.
- Zostałam odesłana do foniatry laryngologa. Miałam przynieść zaświadczenie o stanie moich strun głosowych, co też zrobiłam. Okazało się, że są one trochę inaczej zbudowane niż u innych dziewczynek, są krótsze i grubsze, stąd ten niski głos – wspominała w rozmowie z fanami.
Wreszcie jej nazwisko znalazło się na liście przyjętych, ale Szykulska zdawała sobie sprawę, że jej aktorskie możliwości są do pewnego stopnia ograniczone.
- Kiedyś Lidia Zamkow powiedziała: "No popatrzcie na Szykulską, warunki toto może i ma, może jest nawet zdolne, ale z tym głosem Julii w życiu nie zagra". I nie zagrałam – dodawała. - Lubię swój głos, ponieważ nie mam innego wyjścia.
Dwóch chłopaków
I chociaż Szykulska była przez pewien czas przekonana o swojej nieatrakcyjności, kolejni zalecający się do niej mężczyźni szybko wyprowadzili ją z tego błędnego przeświadczenia. Na początku lat 70. o jej względy walczyło dwóch mężczyzn – Zdzisiek i Janusz.
- Pojechałam nad morze kręcić, dziś powiedzielibyśmy wideoklip, do piosenki Skaldów. Nie byłam sama. Osobą towarzyszącą był mój pierwszy chłopak, Zdzisiek – opowiadała w "Super Expressie". - I pewnie po kilku dniach wrócilibyśmy razem do domu, gdyby nie zjawił się on.... Janusz Kondratiuk... Reżyser... Wiedziałam, że skończy się to zauroczeniem. No i tak się stało.
Aktorka, rozdarta między dwoma zabiegającymi o nią chłopakami, musiała zdecydować. Wybrała Janusza.
''Zbigniewie, ożenisz się ze mną?''
Pobrali się, zamieszkali razem. Małżeństwo sprzyjało im w rozwoju zawodowym. Mówi się, że jedne ze swoich najlepszych kreacji Szykulska stworzyła właśnie w filmach Kondratiuka.
Ale z czasem uczucie między nimi się wypaliło. Rozstali się w zgodzie, bez awantur. Drugiego męża poznała przez przypadek. Zepsuł się jej samochód i kiedy szukała pomocy, trafiła właśnie na Zbigniewa Perneja. Zaiskrzyło.
- Mówili, że jest nie do zdobycia, ale mężczyźni lubią takie wyzwania – opowiadał w "Rewii" Pernej. - Cóż to znaczy nieprzystępna? Przystępowałem do niej tak długo, aż ustąpiła!
Szykulskiej, która twierdziła, że decyzję o pierwszym ślubie podjęła zbyt wcześnie, nie spieszyło się do ołtarza. Dopiero po 17 latach oświadczyła się mężowi.
- Rzekłam więc: Zbigniewie, ożenisz się ze mną? I, nie zważając na przerażenie w jego oczach, brnęłam dalej: czyż nie przekonałeś się już, że jestem kobietą twojego życia? - śmiała się. - Przyparty do muru, wyznał, że owszem, jestem. Z obawy, żeby się nie rozmyślił, szybko pobiegłam załatwiać formalności.
''Bez tapety nie wychodziłam z domu''
Kiedy już Szykulska (na zdjęciu w filmie "Dziewczyny do wzięcia") zaakceptowała swój głos i zdała sobie sprawę, że ta charakterystyczna chrypka może stanowić jej atut, zaczęła zadręczać się lękiem przed nadchodzącą starością. Dziś śmieje się, wspominając, jak niegdyś obsesyjnie obawiała się kolejnej zmarszczki.
- Bywało, że godzinami stałam przed lustrem i biadoliłam, że wszystko ze mną nie tak. No i bez tapety na twarzy nie wychodziłam z domu. Na szczęście ten okres mam już za sobą. Może i przybyło parę zmarszczek, ale na szczęście Bóg dał i gorszy wzrok – zdradzała "Rewii".
Ba, przerażona zmarszczkami, w obawie przed reakcją widzów, zamierzała nawet zrezygnować z aktorstwa. Nie chciała, by widzieli, jak ich ulubiona gwiazda się starzeje. Całe szczęście w porę wybiła sobie to z głowy .
''Wstrętna jestem''
Obecnie Szykulska zapewnia, że wreszcie akceptuje siebie taką, jaka jest. Nie boi się starości. Zamierza czerpać z życia, ile się da, i cieszyć się każdym nadchodzącym dniem.
- Zdarza mi się stanąć przed lustrem i dziwić się, że ja to wciąż ja. Ale nie mam zamiaru "nabąbiać się" różnymi preparatami, żeby się odmłodzić. Mam świadomość, że byłam piękną kobietą, ale teraz wyglądam, jak wyglądam. I już. Przecież nie można całe życie być piękną wiolonczelistką z wideoclipu Skaldów – mówiła w "Super Expressie".
- Widzę w lustereczku, jak wstrętna jestem – dodawała w "Fakcie". - I nie pytam go, jak wyglądam, bo ja to widzę. Ale pieprzyć to, naprawdę. Bardzo chcę grywać babki, stare ciotki, czarownice, bardzo proszę. Natomiast nie chcą widzieć tego na ekranie nasi producenci. No trudno!