''Cena błędu'' - prezentujemy recenzję filmu ''Locke''
Scenarzysta „Wschodnich tajemnic“ (2007) udowadnia w „Locke’u“ (2013), że słowo może kreować rzeczywistość w sposób równie plastyczny, co obraz. W swoim najnowszym filmie Steven Knight stawia sobie wyzwania godne najlepszego scenarzysty. Zapędza swojego bohatera w kozi róg, zrzuca mu na głowę kolejne nieszczęścia, miejsce akcji ogranicza do wnętrza samochodu, czas seansu przekłada na czas akcji, a za narzędzie prowadzenia narracji obiera wyłącznie dialog. I kręci film genialny - pisze Anna Bielak w swojej recenzji dla WP.
10.04.2014 12:06
„Locke“ ewokuje wspomnienia teatralnych monodramów – takich, które na swoje barki mogliby wziąć jedynie mistrzowie sceny (Jerzy Stuhr czy Jan Peszek) potrafiący przykuć uwagę widzów; oczarować ich swoją erudycją i perfekcyjnym aktorstwem. W „Locke’u“ o perfekcję ociera się nie tylko kreacja Toma Hardy’ego, ale i scenariusz. W ramach ciągnących się rozmów, które Ivan Locke prowadzi naprzemiennie z żoną, pracownikiem, szefem, synami i kochanką – Steven Knight zamyka kilka odmiennych historii. Postać Locke’a pełni zarazem funkcję ich spoiwa, jak i katalizatora gwałtownych wybuchów emocji. To bowiem mężczyzna, którego życie za sprawą kulminacji nieszczęśliwych zbiegów okoliczności rozpada się w ciągu niespełna półtorej godziny.
„Locke“ to thriller, którego bohater zostaje pozbawiony możliwości działania. Musi zapanować nad światem nie wychodząc z samochodu. Lęk słyszalny w jego głosie zamienia się w determinację, ta ewoluuje w stronę bólu. Gorycz miesza się z nadzieją. Locke opuszcza budowę, która ma się stać świadkiem największego w Europie wylewu betonu i jedzie do londyńskiego szpitala, bo tej nocy rodzi się jego dziecko. Dziewięć miesięcy temu Ivan, uczciwy mąż, po raz pierwszy w życiu zdradził swoją żonę. Nie zna Bethan, z którą spędził noc, i my też nigdy jej nie poznamy. Ze słuchawki telefonu będzie dobiegać tylko jej głos. Korzystając z reguł równoległej narracji, Knight wprowadza też głosy kolejne. Telefon się urywa, Ivan zostaje postawiony przed decyzjami, od których nie będzie odwrotu.
Knight postawił przed sobą karkołomne zadanie, ale udało mu się sprawić, że w jego filmie można się zakochać tak mocno, jak Theodore Twombly (Joaquin Phoenix) zakochał się w głosie Samanthy (Scarlett Johansson) w „Her“ (2014) Spike’a Jonze’a. Obaj reżyserzy dokonali niemożliwego. Skupiając się niemal wyłącznie na oralnym aspekcie opowiadanych przez siebie historii i zaprzeczając tym samym idei kina jako sztuki obrazu, wydestylowali jego esencję. Słowem namalowali emocje, światy rozciągające się po horyzont, sytuacje dramatyczne i te bardziej komediowe; wywołali wzruszenie i utrzymywali rosnące napięcie.
Operując wyłącznie słowem i mając do dyspozycji aktora o wielkim i różnorodnym potencjale, Knight wyszedł poza gramatykę czystego języka. Nie udało się tego osiągnąć Markowi Koterskiemu w rozgrywającym się w samochodzie filmie „Baby są jakieś inne“ (2011). Polski reżyser skupił się na dowcipie słownym i sytuacyjnym. Rzeczywistość, którą stworzył, nie wylała się poza klaustrofobiczną przestrzeń auta. Zamknęła się w niej i zastygła, jak ironiczny grymas zastyga na twarzy. Knight otworzył przed widzami nowy świat. Jego bohater popełnił błąd, który kosztował go całe życie. Knight na żaden sobie nie pozwolił.
Ocena: 8/10
''Locke'' - premiera filmu już 11 kwietnia!