Scenarzysta „Wschodnich tajemnic“ (2007) udowadnia w „Locke’u“ (2013), że słowo może kreować rzeczywistość w sposób równie plastyczny, co obraz. W swoim najnowszym filmie Steven Knight stawia sobie wyzwania godne najlepszego scenarzysty. Zapędza swojego bohatera w kozi róg, zrzuca mu na głowę kolejne nieszczęścia, miejsce akcji ogranicza do wnętrza samochodu, czas seansu przekłada na czas akcji, a za narzędzie prowadzenia narracji obiera wyłącznie dialog. I kręci film genialny - pisze Anna Bielak w swojej recenzji dla WP.
„Locke“ ewokuje wspomnienia teatralnych monodramów – takich, które na swoje barki mogliby wziąć jedynie mistrzowie sceny (Jerzy Stuhr czy Jan Peszek) potrafiący przykuć uwagę widzów; oczarować ich swoją erudycją i perfekcyjnym aktorstwem. W „Locke’u“ o perfekcję ociera się nie tylko kreacja Toma Hardy’ego, ale i scenariusz. W ramach ciągnących się rozmów, które Ivan Locke prowadzi naprzemiennie z żoną, pracownikiem, szefem, synami i kochanką – Steven Knight zamyka kilka odmiennych historii. Postać Locke’a pełni zarazem funkcję ich spoiwa, jak i katalizatora gwałtownych wybuchów emocji. To bowiem mężczyzna, którego życie za sprawą kulminacji nieszczęśliwych zbiegów okoliczności rozpada się w ciągu niespełna półtorej godziny.
„Locke“ to thriller, którego bohater zostaje pozbawiony możliwości działania. Musi zapanować nad światem nie wychodząc z samochodu. Lęk słyszalny w jego głosie zamienia się w determinację, ta ewoluuje w stronę bólu. Gorycz miesza się z nadzieją. Locke opuszcza budowę, która ma się stać świadkiem największego w Europie wylewu betonu i jedzie do londyńskiego szpitala, bo tej nocy rodzi się jego dziecko. Dziewięć miesięcy temu Ivan, uczciwy mąż, po raz pierwszy w życiu zdradził swoją żonę. Nie zna Bethan, z którą spędził noc, i my też nigdy jej nie poznamy. Ze słuchawki telefonu będzie dobiegać tylko jej głos. Korzystając z reguł równoległej narracji, Knight wprowadza też głosy kolejne. Telefon się urywa, Ivan zostaje postawiony przed decyzjami, od których nie będzie odwrotu.
Zwiastun filmu:
Knight postawił przed sobą karkołomne zadanie, ale udało mu się sprawić, że w jego filmie można się zakochać tak mocno, jak Theodore Twombly (Joaquin Phoenix) zakochał się w głosie Samanthy (Scarlett Johansson) w „Her“ (2014) Spike’a Jonze’a. Obaj reżyserzy dokonali niemożliwego. Skupiając się niemal wyłącznie na oralnym aspekcie opowiadanych przez siebie historii i zaprzeczając tym samym idei kina jako sztuki obrazu, wydestylowali jego esencję. Słowem namalowali emocje, światy rozciągające się po horyzont, sytuacje dramatyczne i te bardziej komediowe; wywołali wzruszenie i utrzymywali rosnące napięcie.
Operując wyłącznie słowem i mając do dyspozycji aktora o wielkim i różnorodnym potencjale, Knight wyszedł poza gramatykę czystego języka. Nie udało się tego osiągnąć Markowi Koterskiemu w rozgrywającym się w samochodzie filmie „Baby są jakieś inne“ (2011). Polski reżyser skupił się na dowcipie słownym i sytuacyjnym. Rzeczywistość, którą stworzył, nie wylała się poza klaustrofobiczną przestrzeń auta. Zamknęła się w niej i zastygła, jak ironiczny grymas zastyga na twarzy. Knight otworzył przed widzami nowy świat. Jego bohater popełnił błąd, który kosztował go całe życie. Knight na żaden sobie nie pozwolił.
Ocena: 8/10
''Locke'' - premiera filmu już 11 kwietnia!