Dorosłe dzieci i mali dorośli
Przynajmniej od czasów „American Beauty” czy „Happiness” amerykańskie przedmieścia przestały być symbolem spokoju, bezpieczeństwa i etatowo praktykowanej rodzinności. To znaczy pozornie nic się nie zmieniło – nadal stoją kolorowe domki, uśmiechnięte mamusie wołają swoje pociechy na lunch, tatusiowe w bejsbolowych czepeczkach leniwie polewają trawniki wodą. Parki pełne bawiących się dzieci. Jednym słowem – idylla.
27.02.2007 12:08
Dlaczego więc oglądając wspomniane wcześniej filmy, a teraz „Małe Dzieci” odczuwamy niepokój. Dlaczego odbieramy ten pozornie przyjazny świat jako maskę, grę, próbę ukrycia czegoś strasznego, dusznego, o czego istnieniu wolimy nie wiedzieć? A może zawsze tak było, tylko nie chcieliśmy tego zauważyć?
Sarah jest młoda matką, niekochaną żoną, niespełnioną w swoim pozornie udanym życiu. No bo przecież, jakby powiedzieli jej sąsiedzi „wszystko” ma – ładny dom, dziecko, dobrze zarabiającego męża. Jednak, mimo skończonych zaledwie 30 lat, Sarah jest emocjonalnym wrakiem.
Brad to młody tatuś, niedokończony prawnik, próbujący od dłuższego czasu zdać egzamin na aplikację. Bez rezultatów bo i bez szczególnej motywacji. Jest na urlopie „tacierzyńskim”, jest także mężem pięknej, choć bardzo zapracowanej Kathy. Sarah i Brad spotykają się codziennie na basenie(trwa upalne lato), ale że niespełnienia się przyciągają…
Todd Field to zdolny uczeń Roberta Altmana, potrafi z drobnych, pozornie nieistotnych wydarzeń zbudować większa metaforę. Podobnie jak reżyser „Gracza” wyczulony jest na fałsze codzienności, pozorny spokój jakie niesie ze sobą tzw. normalność. Wszyscy mieszkańcy pozornie idealnego filmowego miasteczka noszą w sobie jakieś niespełnienie, traume, lub tajemnicę. Codzienne rytuały… mają pokryć narastającą apatię. Ale wystarczy jedno wydarzenie – w tym wypadku jest to pojawienie się w dzielnicy skazanego za pedofilię sąsiada - by kumulowane emocje wymknęły się spod kontroli.
Mit amerykańskiej rodziny pokazuje swoje drugie oblicze, porządek społeczny oparty jest na agresji i nietolerancji. Sarah i Brad nawiązując romans łamią społeczne tabu, w swoim uczuciu są autentyczni, tym samym stawiając się poza nawiasem społeczności, której podstawowym spoiwem jest hipokryzja. Czy może więc dziwić, że chcą uciec?
Wielkość filmu Fielda polega jednak na wyzbyciu się naiwności. Ucieczki nie ma, życia nie można zresetować, nie zawsze można zacząć od początku. Czy to nie podważenie jednego z najważniejszych amerykańskich mitów?
„Małe Dzieci” to jednak przede wszystkim prawdziwa aktorska uczta. Rewelacyjna Kate Winslet jako Sarah (nominowana za tę rolę do Oscara), przystojniak Patrick Wilson, rolą Brada pokazuje, że dobry wygląd to jego niejedyny atut.
Ale największe oklaski należą się Jennifer Connelly. Jako Kathy jest silna i niezależna, piękna i tragiczna jako żona rozpaczliwie próbująca kochać swojego męża, choć chyba już nie potrafi.. Todd Field, dzięki swojemu filmowi, staje w jednym szeregu z wielkimi wiwisektorami amerykańskiej mitologii – Samem Mendesem, Robertem Altmanem czy Clintem Eastwoodem. Z sukcesem.