Uwierz w ducha [dvd]
Clint Eastwood nie ma ostatnio szczęścia do dystrybucji swoich filmów w Polsce. „Medium” to już drugi, po „Invictusie”, tytuł podpisany jego nazwiskiem, który trafia bezpośrednio na dvd/blu-ray.
21.06.2011 | aktual.: 02.04.2019 13:10
I trudno się dziwić. Po tym, jak bezceremonialnie zerwał z macho-estetyką w „Gran Torino”, Clint dość niespodziewanie stał się twórcą hermetycznym, w pewnym sensie nieatrakcyjnym dla międzynarodowej publiczności.
Gdy kręcił „Rzekę tajemnic”, „Za wszelką cenę” czy „Sztandar chwały”, wydawało się jeszcze, że rozlicza Amerykę z jej młodzieńczej naiwności, bezceremonialnie grzebiąc w mitach o niezachwianej potędze, obalając kult jednostki, brutalnie budząc z amerykańskiego snu. Co istotne, jego mocnym rozliczeniom nie brakowało uniwersalizmu (ale i cynicznej buty, za którą pokochaliśmy go jako aktora!), czytelnego pod każdą szerokością geograficzną. Dziś jednak, gdy filmy Eastwooda wdają się w starczy romans ze sportem, polityką i zaświatami, między kolejne ich sekwencje wkrada się (nie)uzasadniona pretensja.
Czy można mieć o to żal? 81-letni Eastwood wkroczył w końcu w stan zarezerwowany dla, jak się wydawało, zwykłych śmiertelników. Z niezłomnego cynika stał się starszym panem, wątpiącym, nieco melancholijnym poszukiwaczem „głębszej” prawdy o życiu, skorym do konfabulacji i trywialnego meta-dialogu. „Invictus” przykładowo, apolityczna hagiografia Nelsona Mandeli, to przede wszystkim naiwna deklaracja wiary, być może nawet swego rodzaju wotum zaufania dla obejmującego urząd Baracka Obamy. Nieważne, że sam film ociera się o zupełnie nierealny, wulgarny kicz.
„Medium”, stylistycznie rozpięte gdzieś pomiędzy odcinkiem „Strefy mroku” a kioskowym harlequinem, spełnia podobną funkcję. Zaspokaja potrzebę wewnętrznego dialogu, szuka satysfakcjonujących odpowiedzi na pytania „nieodpowiadalne”, tym razem dotyczące życia po śmierci.
Polski tytuł filmu okazuje się dość mylący. Nie o paranormalną zdolność czy jej dookreślenie jako takie tu chodzi, a o… definicję zaświatów, stanu (nie miejsca!) w jakim pośmiertnie znajduje się dusza. Ni mniej, ni więcej.
Bohaterów jest troje. Amerykanin George (Matt Damon)
, niegdyś wzięte medium, Francuzka Marie (Cecile de France), która doświadczyła śmierci klinicznej i 12-letni Brytyjczyk Marcus, szukający kontaktu spirytualnego z tragicznie zmarłym bratem-bliźniakiem. Każde z nich dysponuje odrębnym doświadczeniem z pogranicza życia i śmierci, będącym zarazem ledwie pojedynczym elementem potrzebnym do zrozumienia go jako całości.
Blisko godzinę zajmuje Eastwoodowi umiejscowienie tej trójki we wspólnej czasoprzestrzeni, połączenie ich odległych doznań w jedno wspólne. Z prostego względu. Antyreligijna w gruncie rzeczy teza o śmierci jako stanie permanentnym, zaskakująco nieduchowym, nie jest clou całej historii. Skupienie, pozbawione zresztą wyraźnej fabularnej konsekwencji, pada na sprawy pozornie mniejsze: indywidualne przeżycia i rozterki bohaterów, które szybko okazują się wartością podstawową.
Clint wystrzega się sensacyjności – nie zamierza nikogo przekonywać ani obalać tego czy innego porządku. ”Medium” to raczej jego sposób godzenia się z przemijalnością, tymczasowością życia, wszystkim, co kruche i nieodwracalne. To względna nowość w jego filmografii. Cyniczny konceptualizm, w mniejszym lub większym stopniu unoszący się nad dokonaniami Eastwooda z ostatniej dekady (z wyłączeniem „Invictusa”), tutaj… nie służy niczemu. ”Medium”, trochę pompatyczne, trochę rozlazłe i niespójne, wydaje się przez to filmem zdumiewająco szczerym, emocjonalnym. Nagim.
O wydaniu dvd
Technicznie (5.1, 2.40:1) bez zarzutu, ale materiał suplementarny bardzo słaby. Na płycie znajdują się tylko trzy dość skromne dodatki, których tytuły mówią same za siebie: Tsunami! Rekonstrukcja kataklizmu(6:15), Lokalizacje medium – wybór obsady (2:54) oraz Życie po śmierci według Eastwooda (4:05). Zainteresowanym polecam wydanie blu-ray, tam między innymi znajduje się pełnometrażowy (128 minut!) dokument o Clincie autorstwa jego biografa Richarda Schickela, prawdziwa perła.