Edward Norton w Toruniu. Kolejka ciągnęła się przez całe kino. Każdy chciał się wcisnąć
"Powoli kończy się miejsce" - rzuciła dziewczyna stojąca niedaleko mnie w potężnej kolejce. Na ponad godzinę przed spotkaniem tłum ludzi ustawił się, żeby na pewno znaleźć się na sali. A wszystko po to, żeby posłuchać na żywo Edwarda Nortona.
Są takie kolejki, w których wszyscy chcą stać. Edward Norton na spotkanie w Toruniu przyjechał w ramach festiwalu EnergaCamerimage i promocji filmu "Osierocony Brooklyn". Jest jego reżyserem, scenarzystą i głównym aktorem.
Spotkanie z Nortonem było długo wyczekiwanym wydarzeniem. Kolejka do sali zaczęła formować się już chwilę po otwarciu kina, czyli prawie 2 godziny przed spotkaniem! W ciągu kilkunastu minut w toruńskim kinie był prawdziwy tłum ludzi. Kolejka ciągnęła się od sali aż do wejścia, zakręcając finalnie gdzieś w okolicach baru z popcornem. Jeśli ktoś myślał do tej pory, że na Camerimage przyjeżdża zaledwie garstka ludzi, to bardzo, bardzo się mylił. Sala była wypełniona.
Norton i stały gość Camerimage - operator Dick Pope - opowiadali o wspólnej pracy przy "Osieroconym Brooklynie".
To film, który Norton chciał zrobić już 20 lat temu, gdy przeczytał książkę o tym samym tytule autorstwa Jonathana Lethema. Opowiada o Lionelu Essrogu, detektywie z zespołem Tourette'a i zaburzeniami obsesyjno-kompulsywnymi. Lionel musi odnaleźć zabójców swojego szefa (w tej roli Bruce Willis)
, a po drodze odkrywa mroczny światek Nowego Jorku, w którym szemrani biznesmeni wykupują mieszkania, nie przejmując się w żaden sposób nowojorczykami.
Norton skończył pisać scenariusz w 2012 r. Wiedział od początku, że che zrobić ten film tylko i wyłącznie z Dickiem Popem, z którym pracował np. przy "Iluzjoniście".
- Długo się nie widzieliśmy. Trafiliśmy na siebie podczas takiego jednego przyjęcia w pałacu. Książę tam mieszka - zaczął Norton.
- To takie miejsce w centrum Londynu. Wiecie, William i Kate tam mieszkają - dopowiedział Pope.
- Zanim zrobisz film, musisz wiele oszukiwać. Musisz kogoś okłamać, bez tego nigdy nie ma filmu. Musisz oszukiwać, że prace nad filmem ruszyły, zanim to się faktycznie wydarzyło. Ja bardzo szanuję czas Dicka i jego bym nigdy nie oszukał. Bałbym się potem mu przyznać, że jednak projekt jest pogrzebany. Gdy już miałem pewność, że ruszamy z kręceniem, Dick był w... Malawi. Kręcił film z Chiwetelem Ejioforem - opowiada.
- Musiałem do niego zadzwonić i spytać, czy będzie ze mną pracował przy tym filmie. Napisał mi, że jest w namiocie w Malawi, a ja wpadłem w rozpacz! Napisałem do jego agenta, dowiedziałem się, że Dick wraca z Afryki na tydzień przed tym, gdy chciałem wejść na plan. Dick powiedział mi, że tylko poleci do Londynu, przepakuje walizkę, pocałuje żonę i przyjedzie do mnie do Stanów - wspomina.
Zobacz zwiastun filmu:
Jak się blokuje Nowy Jork, by nakręcić film?
"Osierocony Brooklyn" to wizualna perełka. Trudno uwierzyć, że ten film powstał w zaledwie 46 dni zdjęciowych! Dla porównania netfliksowy "Irlandczyk" pochłonął ponad 80 dni pracy na planie.
Skoro film osadzony jest w latach 50., a twórcy nie mieli wiele pieniędzy na szaleństwa, jak udało im się pokazać Nowy Jork bez wszystkich jarzących się bilbordów? Największa w tym zasługa operatora, który budował ciasne kadry i szukał razem z Edwardem takich miejsc, które i dzisiaj wyglądają, jakby były żywcem wyjęte z lat 50.
Norton opowiedział o jednej ze scen, w których grają Alec Baldwin i Willem Dafoe. Wybrał budynek, który miał być tłem dla rozmowy bohaterów.
- W Nowym Jorku część budynków jest własnością prywatną ludzi, którzy nie wpuszczą do środka absolutnie żadnej ekipy. A ja wymyśliłem, że w środku jednego z nich, w eleganckim holu, postawimy wielką lampę, która będzie oświetlała przestrzeń przed wejściem. Wielgachna lampa w środku ich cennego budynku. Przekonałem Aleca Baldwina, żeby poszedł ze mną na spotkanie z właścicielami - wspomniał na spotkaniu Norton.
- Pracowaliśmy we własnym domu. Ja mieszkam jakieś 90 kroków od tego budynku. Willem 4 przecznice dalej. Alec przecznicę obok. Poszliśmy do tych ludzi i mówimy im: "słuchajcie, my nie jesteśmy z Hollywood. Jesteśmy waszymi sąsiadami. Mieszkamy obok. Tu niedaleko wyprowadzamy na spacer nasze psy. W końcu ich przekonaliśmy. I jeszcze jak się cieszyli, że Alec Baldwin będzie grał tuż obok ich mieszkań - opowiedział.
Dla Nortona kręcenie "Osieroconego Brooklynu" było wyzwaniem do nie wiadomo dokładnie której potęgi. Reżyserował, grał, czuwał nad całą ekipą i trzymał wszystkich twardą ręką. - Nikt nie mógł powiedzieć, że nie wie, co robi. Każdy na planie musiał mieć w telefonie plik z dokładną rozpiską. Gdyby ktoś mi powiedział, że nie wie, co się dzieje, nie miałbym skrupułów, żeby go wywalić z planu - przyznał aktor.
W Polsce widzowie będą mogli zobaczyć "Osierocony Brooklyn" dopiero 20 grudnia. Już teraz mówi się, że Norton będzie mógł powalczyć o Oscara w kilku kategoriach. O tym, czy rzeczywiście będzie miał szansę, dowiemy się za kilka tygodni.