RecenzjeFilm kultowy [DVD]

Film kultowy [DVD]

"Nie ma jednej obiektywnej lub słownikowej definicji filmu czy kina kultowego. Nie ma sztywnych reguł, pod które podporządkujemy film, który ma zwać się kultowym. Zależnie od przyjętych kryteriów i rodzaju grupy odbiorców można stwierdzić, że istnieje szereg indywidualnych definicji kultowości filmu." (polska Wikipedia)

Jeśli kiedykolwiek ktoś zapyta was, jak byście zdefiniowali w gruncie rzeczy niedefiniowalne pojęcie "filmu kultowego", pokażcie tej osobie "Drive". Film Nicolasa Windinga Refna ma wszystko, by natychmiast zostać postawionym w jednym szeregu z takimi produkcjami jak "Człowiek z blizną", "Pulp Fiction" czy "Podziemny krąg", chociaż jest od nich kompletnie różny. Co więc zadecydowało o jego ogromnej popularności wśród miłośników kinematografii i, jak to bywa w przypadku popularnych produkcji, niemal całkowitym zignorowaniu przez Amerykańską Akademię Filmową?

Główny bohater: tajemniczy, małomówny, nieobliczalny. Przypominający trochę postaci wykreowane przez Clinta Eastwooda czy Steve'a McQueena, za dnia pracujący jako samochodowy kaskader w hollywoodzkich produkcjach; pod osłoną nocy zamieniający się zaś w wyspecjalizowanego w ucieczkach przed policją kierowcę na zamówienie. Historia: prosta, nieskomplikowana, bardzo liryczna. W założeniu kryminalna, z czasem odsłaniająca swoje drugie, poetyckie oblicze. Klimat: sentymentalny, baśniowy, malowniczy. Znakomicie budowany przemyślanymi, skupiającymi się na bohaterach zdjęciami Newtona Thomasa Sigela oraz hipnotyczną muzyką Cliffa Martineza...

Można tak wymieniać przez kolejnych kilkanaście akapitów, a i tak nie wyczerpać tematu. Można też dać się uwieść magii filmu duńskiego reżysera, który łącząc to, co najlepsze u Rogera Cormana i Sergio Leone, stworzył dzieło "retrowspółczesne" - niby rozgrywające się w naszych czasach, ale jednocześnie przywodzące i oddające hołd wspaniałym latom 60. i 70. Taki zabieg sprawił, że pozbawiona tradycyjnego początku i zakończenia produkcja może nie spodobać się każdemu. Z pewnością rozkocha w sobie jednak widzów tęskniących za czasami, kiedy do kina chodziło się nie po to, by nażreć się popcornu i uświnić sosem od nachos, ale po to by całkowicie oderwać się od rzeczywistości i przeżyć historię jak z pięknego snu. Snu okraszonego miejscami sporą dawką uzasadnionej fabularnie brutalności.

Jaki więc jest jeden z najlepszych filmów ostatniego dziesięciolecia? Dziwny. Zaskakujący. Nostalgiczny. Olśniewający. Niespieszny. Niedefiniowalny. I już od chwili premiery - kultowy.

Wydanie DVD:

Zgodnie z od jakiegoś czasu panującą modą, "Drive" został wydany na DVD jako płyta dołączona do "książki". Piszę w cudzysłowie, gdyż na jej treść składa się przyozdobiony kilkoma cytatami i kilkunastoma zdjęciami 22-stronicowy pressbook. A na płycie: film z polskim lektorem oraz oryginalną ścieżką dźwiękową (oba w Dolby 5.1), z możliwością włączenia napisów w rodzimym języku. Oprócz tego zwiastun kinowy (2:20), kadry z filmu oraz zdjęcia z planu w postaci wideo-slide-show (7:04), dwa spoty telewizyjne (po 30 sekund każdy) i raczej mało zaskakujący making-of z Bryanem Cranstonem w roli głównej, trwający zaledwie 2 minuty i 21 sekund.

Jedynym mankamentem książkowego wydania "Drive" jest kilka "zaproszeń na seans" wystosowanych przez sponsorów edycji, w postaci 75-sekundowej reklamy, której nie możemy ominąć żadnym przyciskiem na pilocie. Co więcej - po jej zakończeniu automatycznie uruchamia się sześć zwiastunów innych produkcji, o łącznym czasie trwania dokładnie ośmiu minut. Na szczęście, już tą część seansu możemy przeskoczyć i zacząć delektować się filmem.

ryan goslingrecenzjadvd
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)