Trwa ładowanie...
d1jf6pd
d1jf6pd
d1jf6pd

Quentin Tarantino napisał kiedyś, że popularne w latach 70. kino nurtu exploitation nigdy nie umarło, a wręcz przeniosło się do mainstreamu. Zmianie uległ wprawdzie eksploatowany przezeń element, ale podejście pozostało to samo – dać publiczności to, czego najbardziej pożąda. Cztery dekady temu były to seks i przemoc, dziś czynnikiem definiującym pojęcie exploitation są hollywoodzkie gwiazdy. Zasada jest prosta – mając dobrą obsadę, nie trzeba mieć fabuły, drogich efektów ani nawet sprawnego reżysera. Wystarczy odpowiedni pretekst, zachęta. Publiczność i tak przyjdzie.

Pretekstem, by obejrzeć „Contagion” jest nośna tematyka. Tylko pomyślcie – świat dziesiątkuje nieznany wirus, a Winslet, Damon czy Cotillard z nim walczą. Wstrząsający dramat? A gdzie tam, najpopularniejszym słowem, które służy recenzentom w opisywaniu filmu Soderbergha okazuje się „rozrywka”. Oglądając zmagania filmowych lekarzy, oficjeli, a w końcu zwykłych ludzi, mamy przede wszystkim… czuć napływ adrenaliny. Podpowiada nam to już rytmiczna, spinająca całość zręcznym bitem ścieżka dźwiękowa Cliffa Martineza.

Trudno chyba wyobrazić sobie bardziej amoralny koncept filmowej rozrywki – nóżka podryguje, a wokół umierają piękni ludzie.

Paradoksalnie, największą wadą filmu jest marnotrawstwo – tak obsady, jak i dramaturgicznego potencjału, jaki niesie ze sobą fabuła. Po początkowym trzęsieniu ziemi (jedna z głównych, jak się wydawało, postaci umiera w 6 minucie) napięcie absolutnie siada, przywodząc tęskne wspomnienie o patetycznej, ale znacznie lepiej skonstruowanej „Epidemii” Wolfganga Petersena. Tam wiedziano jak zagospodarować gwiazdorski kolektyw, tutaj nie ma z niego większego pożytku. Aktorzy nie współpracują ze sobą, są bez wyjątku nudni i w gruncie rzeczy przewidywalni.

d1jf6pd

Problem to o tyle, że „Contagion” poza głośnymi nazwiskami nie oferuje zbyt wiele. Hojnie obsadzony, wysokobudżetowy produkcyjniak puszy się wprawdzie na społeczną przypowieść, ale Soderbergh nie mówi nic, do czego wcześniej nie doszedłby George A. Romero w serii horrorów o żywych trupach. Ot, w obliczu zagrożenia możesz liczyć tylko na siebie. Sąsiad Ci ręki nie poda. Jeśli potrzebujecie paradokumentalnej otoczki, by w to uwierzyć, proszę bardzo – poznajcie tę ponadczasową prawdę Stevena Soderbergha o ludzkiej naturze.

d1jf6pd
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1jf6pd