Grubas w świetnej formie
Historię o uroczej pandzie władającej kung fu naprawdę trudno spaprać. Rozkoszny czarno-biały grubas w roli głównej to postać, której nie sposób nie lubić, chińskie legendy to wspaniałe tło dla jego przygód, a dzięki animowanej konwencji w pojedynkach można pokazać dosłownie wszystko. Ale na szczęście czarodzieje z DreamWorks nie zadowolili się prostym odcinaniem kuponów. "Kung Fu Panda 2" pod wieloma względami przerasta oryginał. Jest śmieszniejsza, mądrzejsza i (podobnie jak "Shrek 2") bardziej autoironiczna. I ma spore szanse, by wejść do kanonu współczesnych animacji i zasiąść w zaszczytnej loży doskonałych kontynuacji obok "Shreka 2" i "Toy Story 3".
Fabuła jest bardziej skomplikowana niż w jedynce. To już nie prosta historia o grubasie spełniającym swoje marzenia wbrew wszelkim przeciwnościom losu, ale pogmatwana (i chwilami dość mroczna) opowieść o pragnieniu władzy, poznawaniu siebie i potędze rodzicielskiej miłości. Po i jego przyjaciele muszą się zmierzyć z okrutnym pawiem, Lordem Shenem. Wygnany za młodu Lord długo knuł swoją zemstę, opracowując niszczycielską broń prochową i teraz powraca by rzucić na kolana całe Chiny. Ale Po musi zwyciężyć nie tylko kung fu Shena i jego potężne armaty, ale także samego siebie. I poradzić sobie z samotnością, śmiercią rodziców i faktem, że jest adoptowany.
Najważniejsze, że "Kung Fu Panda 2" nie traci świeżości. Owszem, to wciąż opowieść o uroczym grubasie, ale dzięki innemu rozłożeniu akcentów dużo więcej tu poważnych pytań, a mniej głupkowatej zgrywy. Miejscami wręcz jest to obraz zaskakująco smutny i dramatyczny, przypominający nawet szekspirowskiego "Króla Lwa" (do którego zresztą twórcy otwarcie nawiązują, w scenie gdy Po przypomina sobie tragiczne dzieciństwo). A i morały (adopcja to dobro, a potęga rodzicielskiej miłości bywa nieskończona) są dużo dojrzalsze niż oczywiste "realizuj swoje marzenia" z części pierwszej.
Ten dramatyzm na szczęście sprawnie rozbrajają naprawdę udane dowcipy. Za każdym razem, gdy fabuła dociera do punktu kulminacyjnego (a tych jest tu całkiem sporo, scenariusz przez to wydaje się trochę rozlazły) patos rozładowywany jest humorem. Podobnie rzecz ma się z olśniewającymi scenami walki – swoją drogą chyba najbardziej widowiskowymi od czasów trylogii "Matrix" – w których poukrywane zostały drobne żarciki. By wyłapać je wszystkie przyda się drugi seans.
"Kung Fu Panda 2" jest godnym następcą swojej poprzedniczki. Udowadniającym, że filmy DreamWorks nie opierają się na jednej uroczej minie głównego bohatera. To być może najbardziej udany obraz tego studia – zachwycający rozmachem i wizją, dowcipny, mądry. Dokładający kolejny argument miłośnikom DreamWorks w ich odwiecznym pojedynku z sympatykami Pixara. I choć to wciąż nie jest poziom "Wall-Ego" to "Odlot" pozostał daleko w tyle.