Hans Zimmer: człowiek-orkiestra z trzema koncertami w Polsce
Nawet jeśli nie interesujecie się muzyką filmową, jest bardziej niż prawdopodobne, że kojarzycie Hansa Zimmera, jednego z najbardziej znanych kompozytorów i producentów w historii światowego kina. W Polsce pojawi się w tym roku na trzech koncertach, w Gdańsku, Łodzi i Krakowie, w ramach trasy „Hans Zimmer Live On Tour”.
26.05.2017 11:19
Jeśli jednak samo nazwisko Zimmera nic wam nie mówi, na sto procent kojarzycie jego muzyczne dokonania. Główny motyw przygodowy z „Piratów z Karaibów: Klątwy Czarnej Perły” Gore’a Verbinskiego, który stał się muzycznym symbolem całej serii. Bombastyczne utwory z „Incepcji” Christophera Nolana, zamazujące granice między jawą i hollywoodzkim snem. Afrykańskie melodie i aranżacje uzupełniające niewymowne piękno animowanego „Króla Lwa” Rogera Allersa i Roba Minkoffa. Patetyczne i efektowne ilustracje sekwencji bitewnych i igrzyskowych w „Gladiatorze” Ridleya Scotta, bez których historia generała zamienionego w niewolnika utraciłaby część swego wyrazu. I wiele, wiele innych.
Zimmer to gigant muzyki filmowej, żywa legenda, a jednocześnie człowiek, któremu woda sodowa nie uderzyła do głowy. Mimo współpracowania z największymi studiami oraz najbardziej znanymi amerykańskimi filmowcami, mimo znajdowania się na pierwszym miejscu listy najbardziej pożądanych kompozytorów hollywoodzkich hitów, urodzony w Niemczech i wykształcony w Londynie Zimmer zachowuje niezmiennie skromność i twardo stąpa po ziemi. I nigdy, przenigdy nie osiada na laurach. Pod wiecznie uśmiechniętym obliczem i wyluzowaną powierzchownością Zimmer skrywa bowiem naturę perfekcjonisty, który interesuje się każdym szczegółem i każdą pojedynczą nutą. W innym wypadku, jak sam często powtarza w wywiadach, musiałby zbierać się powoli na nudną i żmudną emeryturę.
Co ciekawe, Zimmer nigdy nie studiował muzyki, nie ukończył żadnej prestiżowej szkoły. Uczył się wprawdzie gry na fortepianie, ale nie miał do tego serca, nie potrafił podporządkować się także wymuszanej na nim dyscyplinie. Wolał tworzyć własne dźwięki, eksperymentować, poszukiwać, ponosić własne porażki i wyciągać własne z nich wnioski. Do wszystkiego doszedł sam, ciężką pracą popartą odrobiną szczęścia. I talentem do dostrzegania tego, czego nie widzieli inni – był jednym z pierwszych w branży, którzy zachwycili się możliwościami wczesnych komputerów, zauważając w tym elektronicznym dziwactwie nie bezosobowy przyrząd dla leniwych, lecz instrument muzyczny z ogromnym potencjałem.
Zanim jednak zaczął zmieniać branżę filmową, szlifował swoje umiejętności jako klawiszowiec w takich zespołach jak Krakatoa czy Krisma, grających w latach 70. różne odmiany muzyki New Wave. Związał się również na jakiś czas z The Buggles – jeśli dobrze się przyjrzycie, ujrzycie Zimmera w wideoklipie do słynnego utworu „Video Killed the Radio Star”. Kompozytor zawsze odnosi się do tego okresu swojej kariery z humorem, dystansem oraz sporym sentymentem, dodając, że wiele się nauczył o sobie i muzyce, jaką chciałby robić.
Z muzyką filmową związał się już pośrednio w drugiej połowie lat 70., a później rozwijał się przez wiele lat u boku bardziej doświadczonych kolegów. Pierwszym solowym projektem Zimmera był „Terminal Exposure” Nico Mastorakisa z 1987 roku. Przełomem dla kompozytora okazał się jednak rok późniejszy „Rain Man” Barry’ego Levinsona, w którym po raz pierwszy zademonstrował światu talent do wykorzystywania muzyki elektronicznej i syntezatorów do tworzenia fantastycznych brzmień uzupełniających się doskonale z najbardziej nawet tradycyjnymi fabułami. Po drodze wspomógł muzykę do „Więźnia Rio” Lecha Majewskiego.
O metodach Zimmera krążą legendy. Kompozytor i producent muzyczny jest znany z tego, że z jednej strony nieustannie pracuje nad jakimś nowym projektem, a z drugiej – zawsze przychodzi do studia pierwszy i wychodzi ostatni. Zdarza mu się szlifować jakieś motywy przez kilka miesięcy po siedem dni w tygodniu. Słynny kompozytor Harry Gregson-Williams, któremu Zimmer pomógł się wybić w Hollywood, opowiedział kiedyś żartobliwie, że można bardzo łatwo rozpoznać, na jakim etapie pracy Zimmer aktualnie się znajduje – patrząc na długość jego brody.
Zimmer jest znany nie tylko jako wybitny twórca muzyki filmowej, ale również łowca talentów, który z pasją zajmuje się szlifowaniem najciekawiej zapowiadających się indywidualności. W założonej przez niego firmie Media Ventures (obecnie Remote Control Productions) praktykowała połowa dzisiejszych kompozytorów hollywoodzkich oraz telewizyjnych hitów. Zimmer dzieli się chętnie nie tylko swoją wiedzą, ale także muzyką – spośród jego licznych projektów warto wymienić przeznaczoną dla iPhone’ów i iPadów aplikację VJAM, która pozwala użytkownikowi dodawać do materiałów wideo różne dynamiczne motywy filmowe.
Sukcesu Zimmera nie należy jednak upatrywać w geniuszu muzycznym czy przewidywaniu nowych trendów w muzyce filmowej, lecz w umiejętności znajdywania odpowiedniego brzmienia dla każdego projektu, do którego komponuje. Może pracować z najlepszymi na świecie, ale zawsze dobiera muzyków i techników, którzy „czują” jego koncepcję – ćwiczy z nimi miesiącami, żeby wypracować ostateczny kształt motywów i utworów. Najważniejszy jest film, nic innego się nie liczy. Zimmer angażuje się także w poszukiwania odpowiednich dla danego projektu pomieszczeń do nagrywania i zwraca uwagę na wszystkie detale.
Zimmer jest również fantastycznym showmanem, co już niedługo Polacy będą mogli zobaczyć na własne oczy. Słynny kompozytor wie po prostu, że czasami liczy się nie tylko „co?”, ale także „jak?”. Jego prywatne studio jest wyłożone czerwonym aksamitem (Zimmer mówi o nim żartobliwie, że wygląda jak „turecki burdel z XIX wieku”), a swoich gości przyjmuje wytrawnym winem oraz odpowiednimi dla danego projektu luksusowymi upominkami. Wszyscy, którzy z nim pracowali, twierdzą, że dzięki takiemu podejściu Zimmer jest w stanie wynegocjować praktycznie wszystko i przeforsować każdy swój pomysł. Hollywood to w końcu fabryka snów.
Hans Zimmer jest tak popularny, bo nie wybrzydza, lecz współpracuje z różnymi filmowcami, gotów spełniać ich najdziwniejsze zachcianki. Dla Terrence’a Malicka napisał sześć godzin muzyki zanim ten zaczął w ogóle kręcić „Cienką czerwoną linię”. Gdy Gore Verbinski zmienił drastycznie koncepcję „Rango” w połowie zdjęć, Zimmer i jego licząca dziesiątki osób ekipa zaczęli od początku i zdołali zmieścić się w wyznaczonym terminie. Co nie oznacza, że Zimmer robi to wyłącznie dla kasy. Po „Batman v Superman: Świt sprawiedliwości” oświadczył, że był to jego ostatni film o superbohaterach, bo nie potrafi już do nich kreatywnie komponować.
Szczerość była zawsze jedną z jego najbardziej ujmujących cech. Zimmer podkreśla w wywiadach, że boi się każdego kolejnego projektu, bo nie wie, czy sobie poradzi, czy będzie w stanie znowu uwolnić swą kreatywność. A po kilkudziesięciu latach w branży ciągle nie nauczył się radzić z tremą przed występami publicznymi. Wychodzi jednak zawsze na scenę, tak jak wyjdzie w Gdańsku, Łodzi i Krakowie, pokonuje swe lęki i daje się ponieść muzyce oraz energii publiczności. W trasie koncertowej to właśnie widz/słuchacz jest dla Zimmera najważniejszy. Potem są muzycy, którzy mu zaufali. A na końcu on sam, mistrz muzyki filmowej, który jest na tyle skromny i szczery, by przyznać, że bez pomocy innych i dobrych odbiorców byłby nikim.
“Hans Zimmer Live on Tour” to trasa prezentująca kilka dekad najpopularniejszej muzyki filmowej.
26 maja 2017 - Gdańsk, Ergo Arena
28 maja 2017 - Łódź, Atlas Arena
30 maja 2017 – Kraków, Tauron Arena
Hans Zimmer wystąpi w towarzystwie orkiestry, chóru oraz 15-osobowego zespołu, z którym tworzy muzykę do najpopularniejszych produkcji. Ostatnio można ją usłyszec w podbijającym Wielką Brytanie serialu “The Crown” oraz “Planet Earth II” emitowanym w BBC1.