Jamie Bell jako neonazista z owacją na stojąco w Toronto. "Skin" to historia oparta na faktach
Choć od światowej premiery "Billy'ego Elliota" minęło w tym roku 18 lat, Jamie Bell nadal kojarzony jest z rolą podrygującego chłopca. Dlatego dla wszystkich fanów, mających w pamięci dramat Stephena Daldry'ego, nowe wcielenie aktora z pewnością będzie szokiem.
W sobotę, na trwającym właśnie Festiwalu Filmowym w Toronto, pokazano najnowszy film izraelskiego reżysera Guya Nattiva (m.in. "Potop", 2010)
"Skin", bo o nim mowa, to mocny dramat obyczajowy. Film opowiada o młodym mężczyźnie, który stara się wyrwać ze środowiska białych nacjonalistów. Pomagają mu w tym czarnoskóry aktywista ( w tej roli znany z serialu "Luke Cage" Mike Colter)
i ukochana.
ZOBACZ TEŻ: Jamie Bell w zwiastunie "Fantastycznej Czwórki"
Scenariusz autorstwa Guya Nattiva został oparty na autentycznej historii Bryona Widnera, który poddał się kosztownej operacji usunięcia rasistowskich tatuaży z twarzy.
W tytułową rolę chłopaka wychowywanego przez nazi skinheadów brawurowo wcielił się 32-letni Jamie Bell. Na potrzeby roli aktora poddano radykalnej metamorfozie. Łysy, z ciałem pokrytymi tatuażami absolutnie nie przypomina granych do tej pory bohaterów.
Jak donosi "The Hollywood Reporter", "Skin" otrzymał porywającą owację na stojąco. Korespondenci są zgodni, że Bell stworzył niezwykle przekonującą kreację, być może jedną z najlepszych w dotychczasowej karierze. Na razie nie wiadomo czy i kiedy "Skin" trafi do polskich kin.