Był wykładowcą w łódzkiej filmówce. "Chłopcy, poskarżcie się mamusi"
Nie milkną echa po wyznaniach młodej aktorki, która oskarżyła kilku wykładowców z łódzkiej filmówki o stosowanie przemocy fizycznej i psychicznej. Głos Anny Paligi ośmielił innych aktorów i aktorki do dzielenia się swoimi traumatycznymi wspomnieniami. Do sprawy odniósł się też Janusz Majewski, absolwent i wieloletni wykładowca uczelni w Łodzi.
22.03.2021 10:15
Słynny reżyser i scenarzysta Janusz Majewski zamieścił na Facebooku długi wpis, w którym odniósł się do wstrząsającego wyznania Anny Paligi. Majewski przypomniał, że on też studiował w Łodzi (1955-1960) pod okiem "wybitnych specjalistów, intelektualistów, ludzi wysokiej kultury, talentów i wiedzy". Jego profesorami byli m.in. Jerzy Toeplitz, Antoni Bohdziewicz, Andrzej Munk, Stanisław Różewicz.
"Chłonęliśmy od nich wiedzę, ale też, a może to jeszcze ważniejsze, styl zachowania się, umiejętność komunikowania się, klasę postępowania na co dzień" – pisał Majewski, który nie może sobie wyobrazić sytuacji, że któryś z jego profesorów traktował go tak, jak niedawno traktowano Paligę.
Majewski przypomniał również, że od 70. do 90. sam był wykładowcą w szkole filmowej i uczył takie talenty jak Filip Bajon, Andrzej Barański, Jerzy Domaradzki, Feliks Falk czy Juliusz Machulski. "Zapytajcie moich byłych studentów, czy kiedykolwiek na studiach zwróciłem się do nich w języku cytowanym przez wspomnianą studentkę (…). Czy kiedykolwiek wywierałem na nich taką presję, o jakiej piszą teraz młodzi aktorzy?".
"Jaki trzeba mieć umysł, jaki charakter, żeby zrodziła się w nich taka 'teoria' o konieczności sięgnięcia po metody wręcz kryminalne, aby osiągnąć rezultat rzekomego 'otwarcia' się młodego chłopca czy dziewczyny, przeciętnie tuż po maturze, a więc tak naprawdę jeszcze dziecka!" – pyta retorycznie Majewski.
Jego zdaniem wykładowców, którzy znęcają się nad studentami w szkołach artystycznych, można podzielić na dwie odmiany. "Pierwsza, to ludzie, którzy w swoich zawodach nie odnieśli żadnych sukcesów, ludzie, którzy się nie sprawdzili, nie udało im się, może pechowi, czy po prostu niezdolni". Zdaniem Majewskiego tacy ludzie mają wiedzę praktyczną, ale nie potrafią jej wykorzystać. "Co musi się pojawić w duszy takiego człowieka? Frustracja, żal do świata, trzeba gdzieś to wyładować…".
Druga odmiana wykładowców-zwyrodnialców to "nawiedzeni geniusze". "Raz czy dwa zabłyśli, zdobyli poklask często zdezorientowanych odbiorców i krytyków, przeważnie sami nie rozumieją dlaczego, bo nie rozumieją tego co tworzą, ale zaczynają to ubierać w równie niezrozumiałe słowa, próbują dorabiać do tego równie niezrozumiałe teorie i je głosić, wpadają w złość, że ludzie myślący logicznie, których umysły wykształciły wieki tradycji kultury i nauki ich nie rozumieją… Rezultat: awantury, gorszące wybryki, niedopuszczalne zachowanie i język" – ocenił Majewski.
Swój gorzki wpis zakończył pozytywną myślą i nadzieją, że obecne władze szkół filmowych, pani rektor Milenia Fiedler w Łodzi i Dorota Segda w Krakowie ("znam je obie, wiem, co mówię"), oczyszczą atmosferę i rozwiążą problem.
"Tak samo myślę, że dziewczyny, studentki, teraz ośmielone poradzą sobie z natrętami. Wierzę w kobiety! A chłoptasie, drżące mimozy, radźcie sobie sami, albo poskarżcie się mamusi, niech pójdzie do Szkoły porozmawiać sobie z panem 'profesorem'!" – skwitował Janusz Majewski. Przypomnijmy, że nie tylko aktorki pokroju Anny Paligi czy Marii Dębskiej doświadczyły przemocy na uczelni. O swojej traumie opowiadał też m.in. Dawid Ogrodnik, oskarżając publicznie jedną ze swoich wykładowczyń.