Jerzy Kamas: Swoje życie prywatne trzymał w sekrecie przed światem
Był ulubieńcem polskiej publiczności – widzowie pamiętają go do dziś jako Wokulskiego z „Lalki”, Ostrzeńskiego z „Nocy i dni” czy wuja Stefana z serialu „Klan”. Ale Jerzy Kamas brylował nie tylko przed kamerami; za swoje występy sceniczne zbierał doskonałe recenzje i uchodził za jednego z najbardziej utalentowanych polskich aktorów teatralnych.
Był ulubieńcem polskiej publiczności – widzowie pamiętają go do dziś jako Wokulskiego z "Lalki", Ostrzeńskiego z "Nocy i dni" czy wuja Stefana z serialu "Klan". Ale Jerzy Kamas brylował nie tylko przed kamerami; za swoje występy sceniczne zbierał doskonałe recenzje i uchodził za jednego z najbardziej utalentowanych polskich aktorów teatralnych.
Kiedy kończył pracę, niemal całkowicie znikał z pola widzenia. Swoje życie prywatne trzymał w sekrecie. Praktycznie nie udzielał wywiadów, nie pokazywał się publicznie, nie opowiadał o sobie i swojej rodzinie.
Z morza do teatru
Urodził się 8 lipca 1938 roku w Łodzi. W przeciwieństwie do wielu swoich kolegów po fachu, początkowo wcale nie marzył o aktorskiej karierze. Przyznawał, że fascynowało go morze i dlatego rozpoczął naukę w technikum budowy statków.
Jednak jego morską pasję szybko zastąpiła inna. Któregoś razu zobaczył spektakl „Grzesznik bez winy” w reżyserii Aleksandra Ostrowskiego – i zrozumiał, że jego przeznaczeniem jest występowanie na scenie.
Oblany egzamin
Zdeterminowany, porzucił marzenia o budowaniu statków i przystąpił do egzaminu do łódzkiej filmówki. Decyzję podjął jednak chyba zbyt pochopnie, bez przygotowania, toteż nic dziwnego, że oblał.
To go jednak nie zniechęciło i postanowił mądrze wykorzystać czas przed kolejnym egzaminem. Zaczął pracę w teatrze, gdzie zajmował się suflerką i rekwizytami. Z czasem pozwolono mu też stanąć na scenie – zadebiutował niewielką rólką w „Kowalu, pieniądzach i gwiazdach” w 1957 roku.
Scena była całym jego światem
Kiedy ponownie stanął przed komisją egzaminacyjną w szkole teatralnej, był już przygotowany – i dostał się bez większych problemów.
Dyplom otrzymał w 1961 roku i od razu zaangażowano go do łódzkiego Teatru Powszechnego. Stamtąd trafił do Krakowa, by wreszcie osiąść na stałe w Warszawie, gdzie zaproponowano mu etat w Teatrze Narodowym.
Kamas nie krył, że to właśnie na scenie czuje się całkowicie spełniony, ale kiedy trafiła mu się szansa na występ przed kamerami, nie odmówił. Zaczynał od epizodów i choć z czasem otrzymywał coraz większe role, nigdy nie trafił do czołówki najpopularniejszych aktorów.
''Nie miał w sobie nic z gwiazdora''
- Był podporą scen telewizyjnych, zarówno poniedziałkowego Tetaru TV, jak czwartkowych widowisk sensacyjnych firmowanych czołówką z "Kobrą" – pisał o nim Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.
- Jednocześnie nie miał nic w sobie z gwiazdora, nie starał się nigdy wybić na pierwszych plan, przyćmić partnerów. Jego sztukę cechowało umiejętne wyważanie racji kreowanych bohaterów, troska o staranne podawanie słowa i chęć podejmowania intelektualnego dialogu z odbiorcą. Tacy aktorzy jak on potrafią skupić uwagę widzów, przekonać ich, że to, co mają do przekazania, jest naprawdę ważne.
''Stary zbereźnik''
Przyznawał, że nie ma parcia na granie i nigdy nie przyjmował wszystkich ról, które mu proponowano.
- Różnie to bywa. Lubię mieć przekonanie do postaci, którą gram, wierzyć w sens jej zaistnienia na scenie – mówił w Życiu Warszawy.
Nie zależało mu też na sławie i nie zabiegał o popularność, choć przyznawał, że bycie aktorem niesie ze sobą pewne korzyści.
- Każdy chyba lubi stykać się z przejawami sympatii i życzliwości – mówił o ludziach, którzy rozpoznają go na ulicy. Wiedział jednak, że nie zawsze jest tak kolorowo. - Bywa jednak, że staje się to bardzo kłopotliwe. Nie jestem więc pewien, jakie są odczucia widzów, którzy obejrzeli już "Pornografię". Kto wie, czy mijając mnie na ulicy, ktoś nie pomyśli sobie o mnie: ach, to ten stary zbereźnik?
Nie potrafił się odnaleźć
Jego pierwsze małżeństwo zakończyło się rozstaniem. Ewa Miękus-Kamas również pracowała jako aktorka – i tak jak jej mąż była absolwentką łódzkiej filmówki. Uczucie nie przetrwało próby czasu. Kamas pocieszenie znalazł w ramionach Beaty, z którą miał dwóch synów, Pawła i Karola.
Uchodzili za zgodne i zgrane małżeństwo. Z czasem Kamas na ekranie pojawiał się coraz rzadziej. Powód?
- Jego przyjaciele wspominają, że nie potrafił się odnaleźć w nowej rzeczywistości lat 90. kiedy w Polsce zaczął się rodzić show-biznes z prawdziwego zdarzenia – czytamy w Super Expressie.
''Niknie w oczach''
Ale było jeszcze jedno wyjaśnienie, dlaczego Kamas wycofał się z branży.
Lekarze zdiagnozowali u niego chorobę nowotworową. Aktor rozpoczął długoletnią batalię z rakiem jelita i praktycznie całkowicie zrezygnował z pracy.
- Jurek niknie w oczach, cierpi, ale mimo bólu nie poddaje się, bo wie, że jest Beacie potrzebny. Ona nie mogłaby bez niego żyć. My wszyscy także bardzo chcielibyśmy widzieć go w zdrowiu, podziwiać w nowych rolach. Modlimy się o to - mówił przyjaciel aktora w Rewii.
Niestety, mimo leczenia i ogromnego wsparcia rodziny oraz przyjaciół Kamas zmarł 23 sierpnia 2015 roku. Gdyby żył w lipcu 2016 skończyłby 78 lat.
(sm/gk/mn)