„Jeziorak” to bez wątpienia wzorowo odrobione zadanie z kina gatunków. Brakuje w nim jednak oryginalności, która mogłaby go wyróżnić na tle innych kryminałów.
Z technicznego punktu widzenia debiutowi Michała Otłowskiego nie można zarzucić nic. Wciągająca intryga i wiarygodni bohaterowie to zasługa dobrego scenariusza i aktorów, Warmię udającą (w dobrym tego słowa znaczeniu) Skandynawię zawdzięczamy świetnej robocie Łukasza Gutta, operatora filmu, nastrój – dobrze dobranej muzyce i sprawnemu montażowi. „Jeziorak” to kryminał pełną gębą. Śmiało mógłby stawać w szranki z filmami braci Coen czy serialowymi hitami. I pewnie gdzieś tam, na mitycznym Zachodzie, mógłby zostać nawet ciepło przyjęte. Albo lepiej – może nawet hollywoodzcy spece zrobiliby jego własną wersję.
Choć może wcale nie, bo polski obraz aż zanadto przypomina ich własne produkcje. „The Killing”, „Fargo” i wiele innych tytułów przychodzi do głowy od razu, już w ekspozycji tego filmu, w której oglądamy ciężarną panią policjantkę. A kiedy szef przydzieli jej młodszego partnera, wiadomo, że gdzieś już tę śpiewkę słyszeliśmy. Reżyser upierał się na konferencji prasowej w Gdyni, że nie wzorował się na obrazach, do których jego film jest porównywany. Niektórych ponoć nawet nie widział. Od razu ciśnie się na usta pytanie, czy to dobrze, czy jednak nie. Wszak wymagamy od twórcy kina gatunków znajomości jego przedstawicieli, poprzedników, szczególnie tych wielkich, docenianych i nagradzanych. Może wtedy byłoby inaczej? Oryginalniej? Można gdybać dalej. Może właśnie nie w stronę zachodnich standardów trzeba było się zwrócić, a znaleźć elementy polskości? Tajemnica, nastrój grozy, nieprzejednana przyroda – przecież to podstawowe składowe polskiego romantyzmu.
Ale żeby nie demonizować – „Jeziorak” reaguje też na polską rzeczywistość. Świetna jest scena, w której policjantka Iza Dereń (przekonująca Jowita Budnik) musi prosić swojego zwierzchnika o dodatkowy budżet na czynności śledcze w wysokości tysiąca złotych. Wiadomo przecież, że w policji nie ma pieniędzy. „Góra” wolałaby zapewne zamknąć czym prędzej sprawę, oszczędzając i tak nadszarpnięte już fundusze. W tym kontekście „Jeziorak” jawi się jako opowieść o walce Dawida z Goliatem. Dawidem jest żyjąca ideałami policjantka, a Goliatem lokalni biznesmeni, którzy za pieniądze próbują kupić milczenie otoczenia, a tym samym bezkarność.
Znamienne zresztą jest, że śledczym jest tu kobieta. We wciąż dość mizoginicznym polskim kinie to ważne odstępstwo. Nie szczędzi Otłowski swojej bohaterce przykrości i docinków z ust kolegów po fachu. Dereń jest w zmaskulinizowanej grupie ciałem obcym. Babą, której miejsce jest przecież gdzie indziej. Kobieta znosi jednak dzielnie upokorzenia, nie załamuje się, choć ma ku temu wiele powodów (jest w zaawansowanej ciąży, a właśnie zaginął jej mąż, ma skomplikowane relacje z rodziną, a jej praca jest cokolwiek dołująca). Jest silna i stanowcza. Zaciętością, uporem, wiedzą i intelektem nie tyle dorównuje swoim kolegom, co ich przewyższa. To właśnie za konstrukcję tej postaci należy się Jowicie Budnik i reżyserowi największe uznanie. Takich kobiet potrzebujemy w polskim kinie. Skoro mamy oryginalną bohaterkę, trzeba jeszcze stworzyć oryginalny film. „Jeziorak” jest odrobioną pracą z kalkowania na pięć. Teraz pora, żeby reżyser pokazał, jak sam maluje
kamerą.
Ocena: 6/10