John Candy: dzieci aktora wspominają słynnego ojca
Miał w sobie coś, co sprawiało, że błyskawicznie zaskarbiał sobie sympatię widzów. W latach 80. i 90. był jednym z najpopularniejszych aktorów komediowych. Stworzył mnóstwo niezapomnianych kreacji, występując w prawdziwych przebojach tamtych lat. Zagrał w wielu wciąż cieszących się ogromną sympatią widzów filmach, jak „Blues Brothers”, „Plusk”, „Kosmiczne jaja”, „Wujaszek Buck” czy „Kevin sam w domu”.
Znajomi wspominali go nie tylko jako niezwykle utalentowanego aktora, ale i niezwykle miłego, zawsze uśmiechniętego człowieka, który zrobiłby wszystko dla swoich bliskich. Kochał zwierzęta i angażował się w najróżniejsze akcje charytatywne, a sława nigdy nie uderzyła mu do głowy.
Aktor, od dawna zmagający się z problemami z nadwagą, odszedł we śnie 4 marca 1994 roku. Miał zaledwie 43 lata.
Wkładał w swoje postacie serce
W młodości chciał być sportowcem, ale kontuzja, której doznał na boisku, pokrzyżowała jego plany. Jako aktor zadebiutował dość późno; na dużym ekranie swoją pierwszą niewielką rólkę dostał dopiero w pierwszej połowie lat 70., w filmie „Matura rok 1994”.
W późniejszych latach próbował umocnić swoją pozycję w przemyśle filmowym, aż wreszcie otrzymał angaż w serialu „Second City TV”, w którym występował od 1976 do 1979 roku, zdobywając uznanie widzów i krytyki.
- On uwielbiał postać Johnny’ego LaRue - wspominała córka aktora, Jen, i dodawała, że jej ojciec był mieszkanką Johnny'ego LaRue ("ale nie był lizusem"), Bucka z „Wujaszka Bucka” i Del Griffitha z "Samolotów, pociągów i samochodów". - Dał cząstkę siebie każdej z tych postaci – kwitowała.
Walka z kompleksami
Z czasem dostrzeżono potencjał komediowy Candy’ego i aktor na dobre zagościł na ekranach. W latach 80. zagrał między innymi w kilku filmach u kultowego reżysera Johna Hughesa („Samoloty, pociągi i samochody”, „Ona będzie miała dziecko”, „Wujaszek Buck”), z którym uwielbiał pracować.
Wystąpił również w parodii Mela Brooksa „Kosmiczne jaja” (1987), a także w jednym z ulubionych świątecznych filmów w reżyserii Chrisa Columbusa, „Kevin sam w domu” (1990).
Candy nie ukrywał, że wybrany zawód był dla niego formą terapii, praca w filmie miała pomóc mu zmierzyć się z licznymi kompleksami.
- Myślę, że zostałem aktorem, bo to umożliwiało mi ukrycie się przed sobą samym. Mogłem schować się za postacią, którą grałem – wyjawiał.
Randka w ciemno
W 1979 roku Candy poślubił artystkę Rosemary Margaret Hobor.
- To była randka w ciemno - opowiadała Jen. - Spotkali się, przypadli sobie do gustu. Potem zapytał mamę, czy pomoże mu przepisać scenariusz...
Od tamtej pory byli praktycznie nierozłączni. O ich małżeństwie wiadomo niewiele, bowiem bardzo cenili swoją prywatność. Rosemary nigdy nie udzielała się w mediach.
- To nie leżało w jej charakterze. Mój tata był tym, który występował przed kamerami – mówił ich syn Chris.
Rodzina zawsze bardzo wspierała Candy’ego i pomagała mu odzyskać wiarę w siebie. Mimo to aktor nie lubił oglądać się na ekranie.
- Wkładał wiele wysiłku w kreowanie swoich postaci, kochał swoją pracę, ale nie chodził na premiery, nie lubił oglądać swoich filmów – opowiadał Chris. - Zawsze wysyłał mamę do kina, żeby zobaczyła, czy publiczność się śmiała i w jakich momentach.
Wielkie serce
Candy był człowiekiem niezwykle wrażliwym, który przejmował się krzywdą innych i nigdy nie pozostawał na nią obojętny.
- Nieustannie przynosił do domu jakieś zwierzaki, a mama miała uczulenie na psy i koty - śmiała się Jen. - Chodził do schroniska i je ratował. Na naszej farmie w Queensville mieliśmy cztery konie. Hodowaliśmy też krowy. Dla taty farma była miejscem, w którym mógł się schronić, gdzie nikt go nie niepokoił i mógł być z rodziną.
Aktor stale też wspierał rozmaite organizacje charytatywne, angażował się zwłaszcza w akcje mające na celu pomoc dzieciom.
Dziedziczna choroba
Tusza, która stała się jego znakiem rozpoznawczym i uczyniła z niego tak charakterystycznego aktora, okazała się zarazem jego przekleństwem. Candy wielokrotnie planował zrzucenie dodatkowych kilogramów, jednak nigdy nie wcielił swoich planów w życie.
- Wiem, co powinienem zrobić, żeby schudnąć i cieszyć się dobrym zdrowiem: przejść na odpowiednią dietę i ćwiczyć. Problemem jest tylko przestrzeganie tych zaleceń – wyznawał.
- Przejmował się swoją wagą i zdrowiem – wspominał Chris. - Jego ojciec miał atak serca, brat również. To u nas dziedziczne. Miał trenera, ćwiczył, trzymał dietę. Starał się, jak mógł.
W 1994 roku 43-letni Candy pracował w Meksyku na planie swojego najnowszego filmu, westernu „Karawana” w reżyserii Petera Markle. Po obiedzie aktor poczuł zmęczenie i udał się do hotelu, by uciąć sobie popołudniową drzemkę. Jego ciało znaleziono w apartamencie kilka godzin później.
Jak podano do wiadomości publicznej, Candy odszedł we śnie – przyczyną zgonu był atak serca.
„Kocham cię. Dobranoc”
- Miałem wtedy 9 lat. Pamiętam, że rozmawialiśmy dzień przed jego śmiercią. Powiedział: "Kocham cię. Dobranoc" - opowiadał Chris (na zdjęciu). - Nigdy tego nie zapomnę.
- Dzień wcześniej uczyłam się do testu. Miałam 14 lat. Rozmawiałam z nim przez telefon i, to okropne, ale byłam myślami przy nauce. Spławiłam go, mówiąc: "Tak, ok, kocham cię. Pogadamy później". Rozłączyłam się i wróciłam do nauki - opowiadała Jen.
O śmierci ojca dowiedzieli się, kiedy byli w szkole.
- Ktoś powiedział, nie pamiętam nawet kto, że tata nie żyje - wspominała Jen.
- Zalaliśmy się łzami - dodawał Chris. - Dowiedzieliśmy się, że to był atak serca. Byłem w szoku, jako małe dziecko nie potrafiłem tego zrozumieć.
Jen i Chris, gdy dorośli, zostali aktorami. Chris fizycznie niezwykle przypomina ojca.
- Kiedy byłem młodszy, przeszkadzało mi to – wspominał. - Irytowało mnie, że ludzie nazywali mnie imieniem taty. To wciąż się zdarza, ale teraz mi to nie przeszkadza. Pogodziłem się z tym.