„Listy do M.” w reżyserii Mitji Okorna stały się niekwestionowanym hitem 2011 roku, znalazły się w czołówce najchętniej oglądanych polskich filmów, a także tych najdłużej wyświetlanych w naszych kinach, i zgromadziły na widowni ponad 2,5 miliona widzów, zarabiając ponad 50 milionów złotych. Czu kontynuacja tej ulubionej polskiej komedii, "Listy do M. 2" w reżyserii Macieja Dejczera, powtórzą sukces pierwszej części? Nie mamy co do tego wątpliwości.
"Listy do M." w reżyserii Mitji Okorna stały się niekwestionowanym hitem 2011 roku, znalazły się w czołówce najchętniej oglądanych polskich filmów, a także tych najdłużej wyświetlanych w naszych kinach, i zgromadziły na widowni ponad 2,5 miliona widzów, zarabiając ponad 50 milionów złotych.
Czy kontynuacja tej ulubionej polskiej komedii, "Listy do M. 2" w reżyserii Macieja Dejczera, powtórzy sukces pierwszej części? Nie mamy co do tego wątpliwości.
Na ekranie ponownie zobaczymy całą plejadę polskich gwiazd - w tym nazywaną "polską Shirley Temple" uroczą Julię Wróblewską, która kilka lat temu swoją debiutancką rolą w komedii „Tylko mnie kochaj” podbiła serca widzów i błyskawicznie znalazła swoje miejsce w branży filmowej. Dziś aktorka ma 17 lat i choć wciąż cieszy się sympatią polskiej publiczności, przyszło jej już zakosztować tej gorszej, ciemnej strony sławy.
''Byłam temu przeciwna''
Julia Wróblewska urodziła się 18 października 1998 roku w Warszawie.
Na ekranie zadebiutowała w 2006 roku jako Michalina w „Tylko mnie kochaj”. Marząca o aktorstwie dziewczynka ubłagała mamę, by pozwoliła jej wziąć udział w przesłuchaniu, choć ta nie była przekonana do tego pomysłu.
- Moja koleżanka powiedziała mi wtedy: ,,Daj dziecku szansę”. Bo Julia bardzo chciała spróbować swoich sił przed kamerą, a ja byłam temu przeciwna – wspominała Anna Wróblewska w Gali. Sądziła, że angaż i tak otrzyma jakaś dziewczynka z branży filmowej, a jej córka przeżyje bolesny zawód.
Niespodziewana popularność
Tymczasem mała Julia od razu przypadła do gustu filmowcom i bez problemu zdobyła wymarzoną rolę. I choć zachwycano się jej talentem, mama dziewczynki była przekonana, że na tym się skończy.
- Nigdy nie pchałam Julki do filmowego świata. Zdecydował przypadek. Gdy wygrała casting do filmu "Tylko mnie kochaj", pomyślałam: "To jednorazowa przygoda" – mówiła w Claudii.
To ona naciskała, by córka zamiast na aktorskiej karierze, skupiła się na nauce.
- Po pierwszym filmie chciałam wycofać Julię z tego wszystkiego. Popularność spadła na nas tak niespodziewanie, że nie wiedziałyśmy, jak dać sobie z nią radę – wspominała w Gali, wystraszona nagłą sławą córki. - Medialny szum był ogromny. Julia przestała nawet wychodzić z domu.
''Mamo, ja to kocham''
Ale nawet ta niechciana popularność nie zniechęciła Julii do występów. Kiedy mama zasugerowała, by córka na jakiś czas zawiesiła karierę, dziewczynka od razu zaprotestowała.
- Najpierw się popłakała, a potem odparła: ,,Mama, ja to kocham” - wspominała w Gali.
I wreszcie Anna Wróblewska (na zdjęciu) uległa błaganiom córki – zwłaszcza że zaraz potem odbyła rozmowę z producentem serialu, który złożył niezwykle korzystną ofertę. Wkrótce potem Julia na dłużej zagościła na małym ekranie – pojawiła się na planie „M jak miłość”, „Magdy M.”, „Determinatora” czy „Naznaczonego”.
Nie uważa się za gwiazdę
Choć Wróblewska jest obecnie jedną z najpopularniejszych dziecięcych aktorek, zapewnia, że sława nie zawróciła jej w głowie. Nie przepada też za oglądaniem się na ekranie. - Zawsze uważam, że mogłam zagrać lepiej– mówiła.
To mama czuwa, by jej córka nie wpadła w żadną z pułapek czyhających na młode, zachłyśnięte sukcesem gwiazdy.
- Wychowuję córkę jak każda normalna, odpowiedzialna matka – zapewniała w Claudii. - To, że zarabia pieniądze, nie ma znaczenia. Bo to ja, rodzic, jestem od tego, aby zapewnić dziecku podstawowe potrzeby. Moją rolą jest także zadbanie, aby tego, co zarobiła do tej pory w filmach, serialach, reklamach, nie roztrwoniła na bzdury: drogie gadżety czy ciuchy. Julia sama stawia na to, aby być normalną dziewczynką, aby się nie zatracić w tym show-biznesowym świecie – mówiła. - Chcę, żeby Julia wyrosła na osobę mądrą życiowo.
Internetowy hejt
I choć publiczność zakochała się w jasnowłosej aktorce, nawet Wróblewskiej nie udało się umknąć przed internetowym „hejtem”. Jakiś czas temu w mediach pojawiła się informacja, że nastolatka zaniedbała naukę i nie zda do następnej klasy.
Julia, chcąc położyć kres tym plotkom, opublikowała na jednym z portali społecznościowych zdjęcie swojego świadectwa i zapewniła, że „dała radę”.* Nie pomogło – natychmiast zaatakowano ją złośliwymi uwagami, że na jej świadectwie nie ma czerwonego paska.*
- Zauważyłam, że ludzie wymagają od aktorów, a w zasadzie wszystkich rozpoznawalnych osób, żeby były idealne, a nikt taki nie jest... - żaliła się w Tele Magazynie. - Trzeba spojrzeć na to jak trudno jest pogodzić pracę z nauką, dlatego niech nikt nie wymaga ode mnie czerwonych pasków i perfekcyjnego życia!
Powrót na plan
Wróblewska nie wyklucza, że po maturze stanie przed komisją w szkole aktorskiej.
- Będę próbowała dostać się do teatralnej jednak nie mam „parcia na szkło”.Spróbuję w różnych miastach. Zobaczymy, czy się uda. Jako drugi kierunek chcę wybrać iberystykę – mówiła o swoich planach w Tele Magazynie.
I choć przyznaje, że teraz aktorstwo traktuje nie jak zabawę, a nierzadko ciężką pracę, *na plan kontynuacji „Listów do M.” wróciła z niekłamaną przyjemnością. * - Cudownie było mi wrócić na plan tej produkcji – zapewniała. - Ponownie mogłam się spotkać z aktorami, których nie widziałam przez cztery lata. Ogólnie przy pierwszej jak i drugiej części dobrze mi się pracowało. Świetnie to wspominam.
I dodawała, że jej bohaterka przeszła wielką metamorfozę. - Tosia od pierwszej części bardzo się zmieniła. Stała się bardziej stanowcza, zaczęła się kłócić jak również bardzo wydoroślała– twierdziła. - Wydaje mi się, że mimo swojego wieku jest bardzo dojrzała emocjonalnie.
(sm/gb)