Rozmowa z Karoliną Piechotą, laureatką nagrody za najlepszy debiut aktorski 33. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni.
Antoni Pawlicki i Karolina Piechota grają główne role we wchodzących na ekrany 13 lutego "Drzazgach" w reżyserii Macieja Pieprzycy. Warto zwrócić uwagę na parę utalentowanych młodych aktorów.
25-letni Antoni Pawlicki może pochwalić się imponującą filmografią. Debiutował na dużym ekranie wyrazistą rolą egzekutora długów w wielokrotnie nagradzanym "Z odzysku" Sławomira Fabickiego, zdobywając laury aktorskie na festiwalach w Salonikach, Bratysławie i "Młodzi i Film" w Koszalinie.
Karolina Piechota jest absolwentką Akademii Teatralnej w Warszawie i aktorką gdańskiego Teatru Wybrzeże. Rola poszukującej miłości, pozytywnie zakręconej Marty w "Drzazgach" to jej debiut filmowy, doceniony przez jury 33. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni.
Marta to niejednoznaczna postać. Pogubiona, niepokorna, żywiołowa… Jakie były Pani pierwsze odczucia względem tej postaci?
Wiedziałam, że to ciekawa postać do zagrania ze względu na jej życiowy dylemat. Oczywiście, kiedy czytałam po raz pierwszy scenariusz, bez reżysera, nie chciałam niczego nadbudować, popełnić błędu w interpretacji. Czekałam z głębszą analizą na reżysera. Na początku (poszukiwałam jej na ulicy, wśród znajomych mi osób) chodziłam za nią, przyglądałam się jej. Na początku jej nie lubiłam, w końcu zaczęłam ją rozumieć i zgadzać się z nią, bądź nie.
Czy pomysł Macieja Pieprzycy na Martę, jego sposób widzenia tej postaci pokrył się z Pani wizją?
Według mnie Maciej to specjalista od wyboru aktorów – on świetnie dobiera obsadę. Angażuje aktorów, których widzi w konkretnych rolach. U mnie i u Marty znalazł od razu pewne cechy wspólne. Myślę, że to spontaniczność, bezpośredniość, wariactwo. Czułam, że to postać dla mnie. Casting wspominam jako jeden z najprzyjemniejszych na jakich byłam. Od razu poczułam, że wolno mi improwizować bez lęku. To Pani pierwsza rola kinowa, Pani debiut ekranowy. Co było najważniejsze dla Pani w tej roli?
Chyba najważniejszy był trudny moment przełamania się u Marty. Następował etapami. Marta, kiedy ją poznajemy, to dziewczyna, która żyje wygodnym życiem nowobogackiej dziewczyny. Jest nieświadoma siebie samej, wiele ją omija, nie jest otwarta na drugiego człowieka, nie umie słuchać. W pewnym momencie przeżywa silne doświadczenie, które wbija się w jej świadomość jak ostra mentalna drzazga.
Zaczyna widzieć, że ojciec zdradza matkę i że to jest złe. Zaczyna zadawać pytania, których nigdy wcześniej by nie zadała – czy jak się komuś ratuje życie to coś znaczy? Marta zaczyna zauważać świat wokół siebie – który jednak nie zmienia się pod wpływem jej przemyśleń, ale to ona zmienia się dla tego świata, zaczyna inaczej go pojmować. Zadaje proste pytania, ale przez to najtrudniejsze: czego chce od życia, czym jest miłość, bliskość, szczęście? Mogę powiedzieć, że dzięki Marcie dowiedziałam się dużo o sobie, razem pokonałyśmy tą długą drogę i myślę, że razem wciąż nią idziemy.
Z Antkiem Pawlickim stworzyliście Państwo parę targaną dość skrajnymi emocjami, od niechęci po zauroczenie, może nawet coś więcej.
Z Antkiem pracowało mi się uroczo. Można powiedzieć, że zakochiwałam się w nim wraz z moją bohaterką. Znajomość tej pary, ich spotkanie dowodzi, że tak naprawdę nie ma znaczenia, kim jesteśmy, ważne że z jakiś przyczyn mówimy drugiej osobie prawdę, a ona nas słucha i rozumie, koi nasze lęki. Razem z Antkiem mieliśmy dużą swobodę pracując na planie, bawiliśmy się interpretacją scenariusza.
Koniec jest bardzo otwarty. Jak Pani go rozumie?
Dalej jest tylko dalsza nieznana droga. Co z nią zrobimy zależy od nas samych. Nie wiadomo, czy będziemy razem, ale wiemy że mamy wybór. Możemy też stawiać pytania i nie boimy się ich. Moja bohaterka w pewnym momencie chce uciec i wsiąść do autobusu. Jednak wraca do Roberta, postaci granej przez Antka i pyta: „dlaczego mnie nie zatrzymałeś?”. Robert i Marta wiedzą, że aby żyć prawdziwie, muszą wziąć los w swoje ręce, nie uciekać.
Marta - moja bohaterka - przeżyła przemianę, stała się świadomym człowiekiem. Starałam się tak poprowadzić tę postać, by widz początkowo jej nie lubił, by dopiero potem poczuł do niej sympatię. To moja pierwsza rola kinowa, mój debiut, cieszę się, że właśnie w filmie Maćka Pieprzycy, bo miałam swobodę prawdziwego otworzenia się, poszukiwania, improwizacji i możliwości dodania do granej postaci także pewnej cząstki siebie.