Katarzyna Herman przeżyła koszmar w szkole baletowej. "Podłoga była zlana potem i łzami"
- Pamiętam, jak pewien starszy charakteryzator, malując mnie, powiedział: "O, widzę, że będziesz aktorką". "A skąd! Tancerką!". "Zobaczysz, zobaczysz". Wykrakał - śmiała się w "Claudii".
Niedługo potem porzuciła grupę taneczną i zdała do szkoły teatralnej. Dla świata filmu odkryła ją Izabella Cywińska i tak Katarzyna Herman - która 13 sierpnia obchodzi 47. urodziny - zaczęła robić karierę przed kamerami. I chociaż trafiła listę najpiękniejszych polskich gwiazd, sama do swojej urody podchodzi z dużym dystansem - od dzieciństwa zmagała się z licznymi kompleksami i bardzo długo słyszała mało pochlebne komentarze pod swoim adresem.
- "No, za ładna to ty nie jesteś, ale też nie jesteś brzydka, nie wiemy co z tobą zrobić", byłam taka pomiędzy - wspominała w "Sukcesie", dodając, że reżyserzy mieli poważne problemy, by przypasować ją do konkretnego typu ról i pewnie dlatego nie pojawiała się na ekranie tak często, jak by tego chciała.
Koszmar w szkole baletowej
Zanim jednak odkryła aktorski talent, marzyła o karierze baletnicy. Wymusiła na rodzicach, by wysłali ją do warszawskiej szkoły z internatem, i dopięła swego. Wkrótce jednak pożałowała tego wyboru.
- W szkole panowały reżim i dyscyplina. Palce po tańcu klasycznym miałyśmy zdarte do krwi. Podłoga w sali ćwiczeń była zlana naszymi potem i łzami. Wszystkie się katowałyśmy, chodziłyśmy ciągle głodne - opowiadała w "Elle".
Twierdziła, że gdyby matka - wystraszona wprowadzeniem stanu wojennego - nie przyjechała po nią, pewnie wpadłaby w anoreksję albo bulimię. Do domu wróciła z radością. Pogodziła się już z tym, że nie będzie primabaleriną. Uznała za to, że chciałaby spróbować swoim sił jako aktorka na wydziale lalkarskim.
Frustrujące komentarze
To rektor wydziału lalkarskiego stwierdził, że jest zbyt wysoka, by być za kurtyną i, widząc jej potencjał, praktycznie zmusił Herman, by pojechała do szkoły teatralnej w Warszawie.
- Potrzebowałam widocznie takiego kopa, bo sama bym się na to nie odważyła – wspominała w "Świecie zdrowia".
Problemy zaczęły się, gdy po otrzymaniu dyplomu trafiła na scenę.
- W szkole grałam wszystko. Od królowej do służącej. A potem pojawił się kłopot, bo nagle usłyszałam, że nie mam warunków scenicznych. To może bardzo frustrować - mówiła w "Sukcesie".
Od najmłodszych lat słyszała zresztą, że "nie jest zbyt urodziwa" i że z tak wątpliwą urodą kariery w branży nie zrobi. Postanowiła jednak udowodnić tym, którzy w nią wątpili, że nie mają racji.
Miłość od pierwszego wejrzenia
Na ekranie zadebiutowała w 1996 r. Potem dostała większą rolę w "Bożej podszewce" Izabelli Cywińskiej i wreszcie zwróciła na siebie uwagę filmowców. Zagrała też w "Miasteczku", "Magdzie M.", "Kryminalnych", "Świadku koronnym", "Odwróconych", "Wszystko co kocham", "W sypialni". Ostatnio można ją oglądać w "Drugiej szansie"; Herman pojawi się także w filmie "Kantor". Stale występuje też na scenie i w spektaklach telewizyjnych.
Od lat pozostaje w szczęśliwym związku z Tomaszem Brzozowskim, właścicielem księgarni i kawiarni "Czuły Barbarzyńca", do której aktorka często zaglądała. Wspominała, że była to miłość od pierwszego wejrzenia - błyskawicznie zdecydowali się na związek, a niedługo potem na świat przyszedł ich syn Leon. W 2009 r. urodziła się córka Roma - i wtedy zdecydowali się wziąć ślub.
Dziewczyna z prowincji
Żałuje, że nie ma dla rodziny tyle czasu, ile by chciała.
- Jestem matką mocno niedoskonałą, ale da się z tym żyć. Czasami zaśpię, czasami przegapię uwagę w dzienniczku. Wieczorem nie mam siły, żeby poczytać dzieciom i włączam wtedy płytę z "Kubusiem Puchatkiem". I czyta pan Gajos - opowiadała w "Gali". - Jestem matką, która krzyczy i wrzeszczy. A potem płacze, przeprasza.
Aktorka wraz z mężem bardzo chronią swoją prywatność. Powtarzają, że są "zwykłymi, normalnymi ludźmi".
- Udaję księżniczkę z czerwonego dywanu, a jestem Kasia z Podlasia. Jestem dziewczyną z prowincji i bardzo lubię tę prowincjonalność w sobie. To jest we mnie najprawdziwsze - powtarza.